czwartek, 20 kwietnia 2023

TOP 10: Horror

Horror to chyba jeden z najbardziej popularnych gatunków filmowych. Jeśli chodzi o ilość, to na pewno plasuje się w pierwszej piątce bądź nawet sześćdziesiątka filmów. Czemu tak jest? Ludzie zawsze lubili się bać i nie inaczej jest teraz. Horror to specyficzny gatunek, który ma wiele podgatunków i wariacji. Ma szeroką rzeszę fanów na całym świecie oraz w Polandii. W sieci aż roi się od blogów poświęconych wyłącznie dziełom tego rodzaju. Ja również poświęciłem mu miejsce na blogu, próbując uszeregować, moim zdaniem, najlepsze i najciekawsze horrory, biorąc pod uwagę piętno, jakie dana produkcja odcisnęła na kinematografii oraz ludzkiej wyobraźni. Od razu zaznaczam, że może zabraknąć kilku znanych tytułów. Na pewno zabraknie współczesnych horrorów, ponieważ mimo tego, że od czasu do czasu pojawiają się nowe, ciekawe próby odświeżenia gatunku to jednak większość obecnie powstających filmów tego gatunku w ogóle nie straszy oraz nie posiada niezbędnych moim zdaniem cech dla horroru. Jest zbyt krzykliwa, nastawiona na tanią sensację, pełna zbędnych jump scare'ów, pozbawiona logiki oraz co najważniejsze klimatu.



10. W paszczy szaleństwa 1994


Jeden z moich ulubionych filmów Carpentera, niejako jego druga młodość oraz jedno z lepszych nawiązań do Lovecrafta w filmie. Przyznam, że umieszczenie na liście jest trochę na wyrost, a sama produkcja ma raczej taki telewizyjny sztych, to jednak zdecydowałem się na jej umieszczenie, ponieważ mam do niej pewną słabość. Jeśli chodzi o wykonanie, nie ma się tutaj do czego przyczepić. Efekty praktyczne nadal trzymają poziom, a projekty potworów są bardzo kreatywne i potrafią nastraszyć. Warstwa fabularna również nie zawodzi, eksplorując motyw powolnego zatracania się w szaleństwie. Podoba mi się w tym filmie, że odkrywamy sekret wraz z bohaterem i towarzyszymy mu w odkrywaniu mrocznej tajemnicy. A tajemnica ta z pozoru błaha, dotyczy wszystkich. Wizja świata opanowanego przez żądnych krwi wariatów na pewno może budzić radość, ale również ciarki. Zwłaszcza że Carpenterowi udało się wprowadzić widza w stan paranoi rodem ze złego snu. Jest ona tym co, najbardziej straszy w tym obrazie. Seans pod koniec przypomina koszmarną sytuację, w której próbujemy przed czymś uciec, ale nie posuwamy się wcale do przodu. Zagrożenie za to depcze nam po piętach i jest coraz bliżej i bliżej. "W paszczy szaleństwa" to może nieco niedoceniany, lecz zacny reprezentant gatunku charakterystyczny dla dekady lat 90.

9. Nosferatu - symfonia grozy 1922

Najstarszy na liście film pochodzi z roku 1922. Jest to obraz sugestywny i mimo wieku nadal dobrze rozpoznawalny. Mimo że nie był to pierwszy filmowy Drakula, to jednak uchodzi za dzieło najbardziej klasyczne w tej materii. Oczywiście z uwagi na czas, jaki minął od premiery oraz popularności poruszanego tematu, "Nosferatu" dzisiaj nie budzi już tytułowej grozy. Upiorny wygląd wampira oraz jego powolne, przypominające insekta, ruchy nie są w stanie przestraszyć współczesnego widza. Nie można jednak nie docenić roli, jaką odegrał w budowaniu sławy wampirów, których popularność w kinie nie maleje. Ma również spore zasługi w rozwoju gatunku nadal inspirując twórców z różnych dziedzin kultury i sztuki. Trudno w przypadku takiego filmu nie popaść w banalność i nie operować wyświechtanymi hasłami. Ja ograniczę się może zatem do jednej rzeczy, a mianowicie słynnego ujęcia, w którym Nosferatu rzuca cień na bladą ścianę. Cień ów jest zwiastunem, na razie jeszcze niewidzialnego, zbliżającego się niebezpieczeństwa. Ta "obietnica" jest właśnie tym co, wprowadza największy niepokój.


8. Opętanie 1981


Czas na polski akcent w zestawieniu, czyli wyreżyserowane przez pochodzącego z Imperium Polskiego Andrzeja Żuławskiego "Opętanie". Film ten to nie jest typowy horror. Operuje on na innych płaszczyznach niż inni przedstawiciele gatunku. Nie mamy tu do czynienia z żadnym potworem czy innym straszydłem. Przynajmniej na początku. Przez większą część seansu jest to zwykły dramat psychologiczny czy też film obyczajowy. Dopiero pod koniec przybiera nadnaturalny wyraz. Atmosferę niepokoju oraz dziwność czuć jednak przez cały seans. Można powiedzieć, że "Opętanie" opowiada o horrorze mężczyzny, którym jest zdrada przez ukochaną kobietę oraz jej strata. Na samą myśl, że nasz partner może lubić kogoś bardziej od nas i – co gorsza – oddaje się mu, wielu ludzi ogarnia mieszanka bólu i wściekłości. Jest to wybuchowa mikstura. I jest to także widoczne w filmie, który wraz z czasem pochłania bohaterów w derealizacji i szaleństwie. Największą zaletą tego obrazu jest jednak gra aktorska. Żuławskiemu udało się popchnąć swych aktorów do granic ich możliwości wyrazu. Zwłaszcza żeńską część obsady. Ciekawe, że reżyserzy lubią się tak znęcać nad aktorkami, z którymi pracują. "Opętanie" to film, jakich teraz czasami brakuje, czyli zgodny w 100 procentach z artystyczną wizją twórców.


7. Omen 1976

"Omen" to dziś już oczywiście klasyka gatunku. Mimo że nie jestem niby pełnokrwistym hipsterem, to jednak doceniam też standardy. Nawet jak są znane i popularne. Okazuje się, że pewne rzeczy nieprzypadkowo są uważane za ważne czy też przełomowe. W horrorach mamy różne straszaki. Potwory, kosmici lub diabeł. W przypadku "Omenu" mamy do czynienia z tym ostatnim. To, czym wyróżnia się ten film, jest fakt uczynienia głównego antagonisty z bękarta. Dzisiaj może nie budzi to takiego zdziwienia, ale sądzę, że kiedyś robiło to wrażenie na publice. Odkłąd obejrzałem "Omen" zawsze sprawdzam okoliczne dzieci czy mają trzy szóstki na czubku głowy. Obraz oferuje widzowi mroczną atmosferę, przejmująca muzykę umiejętnie ją potęgującą, rzetelne aktorstwo oraz ikoniczne ujęcia z dekapitacją, oraz wiszącą nianią na czele. Przy okazji odradzam oglądanie remake'u z roku z 2006 roku, który był niepotrzebny i stanowił jakieś popłuczyny po oryginale.


6. Mucha 1986

Żeby była jasność, nie uważam, że wszystkie remaki są złe. Przykładem jak najbardziej prawilnego remaku jest "Mucha". Pierwsza wersja pochodzi z 1958. Jest ona klasycznym dziełem, nadal wartym uwagi. David Cronenberg nadał mu jednak w nowszej wersji całkiem innego, własnego charakteru. Historia o człowieku morfującym się z insektem idealnie z resztą się nadawała dla mistrza body horroru. Pamiętam, że podczas seansu musiałem w pewnych momentach odwrócić wzrok, bo bałem się tego, co zobaczę, ale byłem wtedy bardzo młody, miałem ledwie 28 lat. Tak czy owak, dobrze to świadczy o filmie grozy, jeśli budzi grozę. "Mucha" to jednak nie tylko sama rozrywka napędzana przez kreatywne i świetnie wykonane praktyczne efekty specjalne. Jest to także film mocno psychologiczny, który stawia pytania o to, gdzie leżą ludzkie granice poznania i doświadczenia bliskości drugiej osoby. Zwłaszcza finał filmu wzbudza w nas uczucie obrzydzenia wymieszane ze smutkiem oraz litością. Obraz, który na pewno pozostaje w pamięci.


5. Dziecko Rosemary 1968

Kolejny polski akcent, czyli "Dziecko Rosemary" Romana Polańskiego. W sumie trudno coś nowego i oryginalnego napisać o tak znanym i kultowym filmie. Pamiętam, że moje pierwsze zetknięcie z nim to opowieści mojej mamy o jakże charakterystycznym motywie muzycznym. Potem miałem okazję obejrzeć cały film i przyznam, że mimo upływu lat do dziś mam go świeżo w pamięci. Przyznaję także, że i w tym dziele były momenty, gdzie wolałem zakryć oczy, gdyż bałem się nie tyle tego co zostało pokazane, ale tego czego nie widać. "Dziecko Rosemary" kojarzy mi się z kolorem czerwonym. Może to wina polskiego plakatu, sam nie wiem. Inne skojarzenia, jakie mam to paranoja, którą Polański niejednokrotnie się posługiwał w swoich filmach, przewrotne zakończenie i jakiś ogólny dyskomfort. Nawet samo patrzenie na wychudzoną Mię Farrow było pewnym wyzwaniem. Jest to kolejna produkcja na liście, która bazuje w dużej mierze na specyficznym klimacie, który niestety jakby odchodzi do lamusa.


4. Lśnienie1980

Sztanlej Kubrak wybitnym reżyserem był. Nakręcił niedużo filmów, ale prawie każdy jest dziś traktowany jak arcydzieło. Trzeba przyznać, że większość jego filmów ocierała się o wybitność, zwłaszcza pod kątem techniki wykonania. Gdy pierwszy raz zetknąłem się z tym filmem, a leciał któregoś dnia w tv, od początku przykuł moją uwagę. Bardzo cenię sobie udane intra w kinie, a ten obraz ma jedno z lepszych. Panoramiczne ujęcia z lotu ptaka na kępy drzew i wijącą się wśród skał jezdnię przy akompaniamencie złowieszczej muzyki autorstwa złowieszczej Wendy Carlos od razu obiecuje coś ekstra. I nie zawiodłem się, chociaż szczerze mówiąc "Lśnienie" nigdy nie było filmem, który wzbudzałby we mnie strach. Bazuje on bardziej na podskórnym poczuci niepokoju, czegoś, co wisi w powietrzu i czai się w ciemnych zakamarkach. Jest pełen symboli, niedomówień i dwuznaczności. Jak niejeden film Kubricka pozostaje otwarty na interpretacje. Mnie najbardziej urzekły zdjęcia oraz muzyka. Udało się uchwycić upiorność olbrzymiego, opuszczonego budynku gdzieś na końcu świata.


3. Egzorcysta 1973

Podium otwiera kolejny klasyk, czyli film, którego pominąć nie sposób. Chodzi o dzieło Williama Friedkina z 1973 roku "Egzorcysta". Podobnie jak w "Omenie" straszakiem jest tutaj demon, a więc siły piekielne. I tutaj również w centralnym miejscu znajduje się osoba nieletnia. Film zawiera wiele epickich momentów, które były powielane w innych produkcjach. I chociaż tytuł ten jest już nieco przykurzony oraz posiada vibe dekady, w jakiej powstał, to nadal broni się jako film grozy oraz satysfakcjonująca rozrywka. Mimo że obraz ma charakter fantastyczny, to ja jednak odbieram go również w nieco innym świetle. "Egzorcysta" jest dla mnie dziełem o bólu istnienia. O bolesnym i trudnym procesie dorastania i przepoczwarzania się w kogoś nowego, w osobę dorosłą. Mówi o traumie, jaką jest życie samo w sobie. O koszmarze bycia zamkniętym we własnym ciele i ograniczeniom, jakie to ze sobą niesie. Film ma dla mnie mocno ponury wydźwięk, mimo happy endu. Po seansie ma się dziwne poczucie jakieś formy porażki i ledwie pyrrusowego zwycięstwa.


2. Coś 1982

Jak już wspominałem dobry remake, nie jest zły. Warto jednak przy tym pamiętać o tym, aby nie robić kolejnej kopii dzieła, lecz by stworzyć nową jakość. Tak też zrobił John Carpenter, gdy na warsztat wziął klasyczne dzieło "Istota z innego świata" i stworzył obraz, który umiejscawiam tak wysoko na mojej liście. Chodzi tutaj o kultowy w naszych czasach film "Coś". Dzieło to zostało niezbyt przychylnie przyjęte przez ówczesną publikę oraz krytyków. Był to okres panowania "E.T." i nikt nie był gotowy oglądać złych kosmitów. Uznanie zdobywał latami, a obecnie ma status dzieła kultowego. Jego główną zaletą jest niepokojąca atmosfera. Postępująca paranoja bohaterów udziela się także widzowi. Napięcie jest stopniowo podsycane, by eskalować w decydującym momencie. Klimat zaszczucia i totalnej izolacji od świata zewnętrznego czyli ratunku podkręcany jest przez ścieżkę dźwiękową autorstwa nie byle kogo, bo samego Ennio Morricone, który co ciekawe był za ten soundtrack nominowany do Złotej Maliny. Co kraj to obyczaj. Dziś już nikt nie śmie źle oceniać pracy mistrza przy tym konkretnym dziele. Jest ono bardzo charakterystyczne i już od pierwszego tonu czuć w nim podskórne napięcie. Wystarczy ledwie jeden ton aby wywołać gęsią skórkę. Reszta soundtracku nie odstaje, wybitnie wpływając na atmosferę. Grozę i nieokreślone zło czuć w każdym jej momencie. Największą jednak zaletą produkcji są bez wątpienia efekty specjalne. Ich autorem był Rob Bottin, który odwalił kawał dobrej roboty. Warto zaznajomić się z kulisami powstawania filmu, aby móc w pełni docenić wkład oraz inwencję twórców. "Coś" udowadnia nam, że efekty praktyczne nadal jeszcze górują nad komputerowymi i dla mnie przynajmniej nigdy się to nie zmieni. "Coś" to film, który każdy kinoman musi obejrzeć i znać. I jeśli ma trochę oleju w głowie powinien go docenić.


1. Obcy - 8. pasażer Nostromo 1979

Na pierwszym miejscu kolejna pozycja, która wraz z upływem lat zyskiwała nowych fanów oraz status kultu. Dziś jest już niemalże pomnikowa produkcja. Niestety seria ta jest o kilku lat regularnie odzierana ze swojego pierwotnego klimatu oraz tajemnicy, jaka spowijała fabułę. I to w dodatku przez jej oryginalnego twórcę. Nikogo tak naprawdę nie obchodzi origin story, a przynajmniej mnie nie. Sukces "Obcego" zawsze opierał się na tym, co, nie jest widoczne, tzn. straszył tym, czego nie było widać. Sam Ksenomorf był widoczny na ekranie ledwie parę minut i to nigdy w pełnej krasie. Przy okazji warto dodać, że wcielający się w obcego Bolaji Badejo podczas screen testów bez kostiumu wyglądał może nawet bardziej przerażająco niż w przebraniu. "Obcy" tak naprawdę to film o oralnym gwałcie. I to bez względu na płeć. Dlatego może jakoś podskórnie jest dziełem niewygodnym oraz wzbudzającym niepokój i silny dyskomfort. Moim marzeniem jest posiadanie kiedyś mieszkania, które przypominałoby wystrojem wnętrza statku Nostromo. W przypadku "Aliena" udało się twórcom uchwycić na ekranie coś truly wyjątkowego. Nic w sumie dziwnego ponieważ przy jego tworzeniu zatrudnione zostały same asy na czele z H.R. Gigerem. To mniej więcej ta sama ekipa, która miała stworzyć "Diunę" Jodorowskiego. Ich dzieło przetrwało już kilka dekad i prawdopodobnie przetrwa jeszcze wiele prób czasu. Łącząc w sobie umiejętnie grozę, akcję i science fiction, cały zbudowany jest na ociekającej gęstym mrokiem, niemalże gotyckiej atmosferze. Sam widok Derelictu czyli opuszczonego statku obcych napawa napędzaną przez adrenalinę ekscytacją. Mistrzowskim posunięciem, godnym pierwszych klasycznych horrorów, było nie ukazanie w pełni Xenomorpha przez cały film. Ta aura tajemnicy potęgowanej przez ludzką wyobraźnię uczyniła stwora jednym z najbardziej docenianych i uwielbianych przeciwników z kosmosu. Wszystko w "Obcym" działa na odpowiednich poziomach, od trailera, przez napisy początkowe i całe intro po soczystą treść. Sama ścieżka dźwiękowa wystarczy do tego by odlecieć, gdzieś w przestrzeń kosmiczną, do zimnego i obcego miejsca, które jest tak nieludzkie jak pozbawione oczu ryło Obcego. Tagline produkcji głosił "w kosmosie nikt nie słyszy twojego krzyku" i jest to także jeden z lepszych zapowiadaczy filmu ever.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Luźne gatki - Alternatywne zakończenie filmu "Śmierć w Wenecji"

Gustav von Aschenbach leży na leżaku plażowym wpatrzony w morską toń. W oddali majaczy zachodzące Słońce oraz sylwetki ludzi skąpanych w jeg...