niedziela, 29 stycznia 2023

Filmy na każdą okazję - Światowy Dzień Środków Masowego Przekazu

24 stycznia obchodziliśmy Dzień Środków Masowego Przekazu. W skrócie DŚMP. Nie mylić z WOŚP ani ŚKUP. Nie wiem w zasadzie, co się robi w ten dzień i jak się świętuje taką okazję. Wiem, że Środki Masowego Przekazu to często Środki Masowego Robienia Wody z Mózgu. Czy potraficie sobie wyobrazić chociaż jeden dzień bez lizania telewizora lub telefonu? Z każdej strony bolcują nas media, czy tego chcemy, czy też nie, świat cofnął się na tyle do przodu, że staje. Święto DŚMP ustanowił papież Gienek XXX, w dzień świętego Franciszka Smudy, będącego patronem dziwkarzy oraz wszystkich innych społecznych odrzutów. Jak podkreślał papież Jan Papież II oraz Benny Hill XVI sado-maso media powinny kierować się tym, co słuszne uwłaczając, ile się da godności człowieka oraz podkreślać patologie rodzinne.

W skład środków przekazu wchodzi telewizja, radio, Internet, prasa, a w szerszym znaczeniu także film, plakat, kino, książka. Środki masowego przekazu to element kultury masońskiej. Całe to gówno zostało przedstawione w obrazie Sidneya Lumeta z 1976 roku o tytule "Sieć". Nie jest to film o rybakach, jak może sugerować nazwa, a bardzo dobrze napisany i zagrany dramat w doborowej obsadzie, który stanowi jedno z lepszych dokonań reżysera. Opowiada on o kulisach działania wielkiego nadawcy medialnego, którego notowania zaczynają gwałtownie spadać. By temu zapobiec, stacja decyduje się na zwolnienie jednego z wieloletnich prezenterów. Mężczyzna dowiaduje się o tym i w swoim ostatnim występie na żywo, zamiast pożegnać się z publicznością, wygłasza tyradę na temat bezsensowności życia i tego, że otacza nas samo gówno. Jak się okazuje, ten spontaniczny akt spotyka się z entuzjastycznym przyjęciem widzów. Skutkuje to skokiem słupków oglądalności. Włodarze stacji widzą to jako okazję, z której nie można zrezygnować i proponują prezenterowi własny show, w którym będzie mógł do woli dissować rzeczywistość. Plan się udaje, lecz kontent ten jak często bywa, nudzi się szybko publice. Stacja wpada wówczas na genialny pomysł, by wynająć terrorystów, którzy zabiją prowadzącego na wizji.

Chociaż film Lumeta powstał 47 lat temu to prawdy i mechanizmy w nim ukazane są aktualne również we współczesnych czasach. Wciąż liczy się tylko oglądalność i płynące za tym pieniądze. Nieważne, jakim kosztem media próbują przykuć naszą uwagę, a im sposób czy temat jest bardziej kontrowersyjny i szokujący, tym lepiej. Ludzie kierujący tym wszystkim mają odbiorców za idiotów, za ciemną masę, która łyknie wszystko, co jej się pokaże. Nie szanują oni człowieka, nie wierzą w jego dobro i wrażliwość. Ich jedynym celem jest upodlenie jednostki, by potem zrobić z tego show z nagrodami na żywo. Założę się, że gdyby było możliwe pokazywanie egzekucji więźniów, to stacje ustawiłyby się w kolejce po prawa do transmisji live. Poziom mass mediów od lat sukcesywnie się obniża. Nasza telewizja, chociażby sukcesywnie wypięła się na poszczególne grupy społeczne. Zlikwidowano wszystkie programy dla dzieci, młodzieży i osób starszych, zastępując je jakimś szambem. Stworzenie tzw. kanałów tematycznych służyło tylko zrobieniu miejsca na głównej antenie dla gówna, kosztem audycji, które mogły w jakiś sposób rozwijać subtelność widza oraz poszerzać jego horyzonty. Znana jest także ogólnie prawda, że TVP puszcza najbardziej wartościowe filmy w środku nocy, tak aby przypadkiem nikt ich nie obejrzał. W "Sieci" Lumet bierze pod lupę głównie telewizję, którą w naszych czasach zastąpił Internet. To diabelskie nasienie od lat stopniowo i metodycznie zamienia ludzkie mózgi w papkę, zwłaszcza młodym odbiorcom. Dożyliśmy czasów gdzie źródłem wiedzy i prawdy stały się kilkunastu sekundowe filmiki stworzone przez nieoczytanych osobników szerzących zamęt przy użyciu techniki taniej sensacji. Zawartość nawet największych kanałów na YT to zwykły ściek. Nikt mi nie wmówi, że oglądanie jak jakiś Skandynaw gra w gry albo jak jakaś baba robi posłanie dla psa z kostek mydła to wartościowa i potrzebna rozrywka.

Jesteśmy przykuci do telefonów i laptopów jak nigdy wcześniej. Jesteśmy sprowadzeni do roli zombie, które każdą wolną chwilę spędzają przy ekranie, zapominając o kreatywności, rozmowie z bliskimi czy innych konstruktywnych zajęciach. Nasz opinie są sztucznie narzucone przez tzw. influencerów, czyli ludzi, którzy na niczym się nie znają i nic sobą nie reprezentują. A wszystko to istnieje tylko w jednym celu, a mianowicie zarobku. Koncerny dobrze wiedzą co i jak pokazać, żeby był z tego zysk. YT zszedł na psy w momencie, gdy możni tego świata zorientowali się, jak wielki potencjał w nim drzemie i jak dużo można na tym zarobić. To dzięki mass mediom rozpowszechniają się szkodliwe teorie spiskowe, zgubne wzorce zachowań, fałszywe proroctwa czy nawet pornografia. Innym demonem są media społecznościowe, które z początku wydają się niewinną zabawą. Szybko jednak przeradzają się w mentalnego raka, który trawi psychikę, niszcząc poczucie własnej wartości i sensu życia. To one sprawiają, że czujemy się jak odmieńcy, których życie nie przypomina wiecznych wakacji. One sprawiają, że jesteśmy nieszczęśliwi, bo czegoś nie posiadamy. One wytykają nam naszą alienacją, utwierdzając przekonanie, że nie jesteśmy wystarczająco dobrzy, by być szczęśliwi, by ktoś nas lubił czy wręcz pokochał.

"Sieć" Lumeta ukazywała ówczesną rzeczywistość USA, która stała się obecnie faktem również u nas. Nie dość, że jesteśmy zacofani to, jeszcze przyjmujemy złe schematy jako własne. Prorocze słowa bohatera filmu, z którym się jak najbardziej identyfikuję, nie spowodowały żadnej rewolucji. Nie zmieniły niczyjego postępowania czy myślenia. Odbiorcy nie posłuchali jego alertu i nie wkurzyli się, przynajmniej nie na tyle, by zmienić coś w otaczającym ich świecie. Prawda bowiem jest smutna. Ludzie nawet zdając sobie sprawę z zagrożeń płynących z opisanych wyżej mechanizmów, nadal w nich tkwią, ponieważ tak jest zwyczajnie prościej. Jesteśmy zbyt leniwi, aby zadbać o własne dobro oraz higienę psychiczną.

Krótko mówiąc - mamy przejebane.

Luźne gatki - Alternatywne zakończenie filmu "Śmierć w Wenecji"

Gustav von Aschenbach leży na leżaku plażowym wpatrzony w morską toń. W oddali majaczy zachodzące Słońce oraz sylwetki ludzi skąpanych w jeg...