tag:blogger.com,1999:blog-42942473901583315172024-03-28T20:27:36.530-07:00KINORGIABlog filmowy o filmach, których nikt nie chce oglądać. Recenzje, rankingi, przemyślenia. Pokażę wam moje kino!Kinorgiahttp://www.blogger.com/profile/00120100875857862258noreply@blogger.comBlogger95125tag:blogger.com,1999:blog-4294247390158331517.post-3798552954911925972024-02-02T16:47:00.000-08:002024-02-02T16:47:00.544-08:00Luźne gatki - Alternatywne zakończenie filmu "Śmierć w Wenecji"<p style="text-align: justify;">Gustav von Aschenbach leży na leżaku plażowym wpatrzony w morską toń. W oddali majaczy zachodzące Słońce oraz sylwetki ludzi skąpanych w jego świetle. Jest wśród nich i Tadzio, którego Gustav obdarzył tak wielką sympatią. Teraz jednak zdało się, że uczucie to osłabło. Gustav powoli zacząć doznawać dziwnej sensacji. Jego ciało było odprężone i znajdowało się w stanie błogiej satysfakcji. Ręce, plecy i ramiona odpoczywały, złożone na miękkim i wygodnym podłożu. Jego prawa dłoń powoli zaczęła przesuwać się po krawędzi leżaka. Kształt jego oparcia wzbudzał dreszcze swoją twardą formą. Trwało to wszystko kilka minut, lecz Gustav już wiedział, co właśnie miało miejsce. Otóż zakochał się w leżaku. Ucieszył go fakt, że na nim siedzi. Pominięty został w ten sposób tak trudny dla Gustava proces zapoznawania się. W tym przypadku wystarczyło po prostu usiąść. Gustav od razu ułożył sobie plan działania. Już za chwilę wstanie z leżaka jakby nigdy nic, złoży go i uda się do hotelowego pokoju. Jak pomyślał, tak zrobił. Ku jego uciesze nikt po drodze nie zaczepiał go ani nie rzucał dwuznacznych spojrzeń. Gdy był już w pokoju, rzucił leżak na łóżko. Udał się potem do łazienki, by obmyć twarz zimną wodą. Był cały rozgrzany, nowe uczucie rozgrzewało go od środka. Pałał pożądaniem do tej drewnianej rzeczy, która była tuż, tuż, zaraz obok, na wyciągnięcie ręki. Gdy nadszedł wieczór, Gustav zamówił wykwintną kolację oraz wino do pokoju. Posadził leżak na krześle, sam siadając naprzeciw niego. Kolacja przebiegała w raźnej atmosferze, mimo że leżak nie był zbyt rozmowny. Być może z uwagi na zakłopotanie w kontakcie ze starszym od siebie mężczyzną, a być może dlatego, że nie posiadał aparatu mowy. Gdy Gustav wypił kilka głębszych, poczuł się w miłosnym nastroju. Prawił leżakowi komplementy na temat jego praktycznej budowy i wytrzymałości płótna. Tuż po 22 Gustav postanowił wziąć sprawy w swoje ręce. Rozłożył leżak, spuścił spodnie i próbował umieścić swojego Wacława w przedmiocie. Nic jednak z tego nie wyszło, ponieważ leżak nie posiadał żadnej widocznej dziury. Gustav lekko niepocieszony postanowił, że następnego dnia z rana wymelduje się z hotelu i uda się do domu rodzinnego. Kiedy już się tam znalazł, postanowił nie ukrywać swego uczucia do leżaka i zaprosił do siebie rodzinę, by poznali obiekt jego westchnień. Rodzina nie była na początku pocieszona. Najbardziej przeszkadzało im mieszczańskie pochodzenie leżaka. Do tego przedmiot nie miał nawet imienia i nie wiedzieli jak się do niego zwracać. Podobne obiekcje mieli znajomi Gustava, sąsiedzi oraz rada miasta. Bohater nasz widząc, że nie zazna spokoju w tym miejscu, postanowił wybrać się w podróż z leżakiem. Odwiedził wiele znanych miejsc na czele z Ndżameną i Bużumburą. Wszędzie jednak czuł się niedopasowany. Szukał ludzi, którzy podzielaliby jego fascynację drewnem. W końcu zaszył się gdzieś w leśnych ostępach. Nadał leżakowi imię Tadzio. Lata mijały, a leżak się zużywał. Kiedyś nieostrożny Gustav rozerwał jego płótno. Powstały w ten sposób otwór wykorzystał do zapłodnienia leżaka. Kiedy urodziły im się dzieci, miały drewniane rączki oraz można je było składać i umieszczać w szafie koło odkurzacza. Najstarsze z nich z uwagi na umiejętność składania, znalazło zatrudnienie w urzędzie gdzie pomagało ludziom w składaniu wniosków. Środkowe o imieniu Modrzew zostało wykładowcą na uniwersytecie, gdzie dawało wykłady o leżakowaniu, a najmłodsza córka imieniem Robert, została prostytutką. Sam Gustav zaś ponieważ nie mógł już siadać na leżaku z uwagi ja jego dziurę, stracił stopniowo zainteresowanie rzeczą. Zaczął za to odczuwać silny popęd do klamki. To jednak temat na inną opowieść. Sequel o tytule "Gustav von Aschenbach: Człowiek-Klamka".</p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEh1PqstCUfWBNDUaTbhqhFWJWMRRvf7ToR4nid_16UuOQmfAWibdVl4aUUEAKMLy1WUe0dMLD3n0oa0Zgev-TUgjkQgnuBMSp6o_vJDpK_vz4Ve-ILekRcFLelt0MukG17atlD6w7W0oeCm6DkuuxNEm_sATZVMJV7FHqQWVpRitodIqQWt2kZ8Q-G2cLtz/s1200/gustav.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="806" data-original-width="1200" height="269" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEh1PqstCUfWBNDUaTbhqhFWJWMRRvf7ToR4nid_16UuOQmfAWibdVl4aUUEAKMLy1WUe0dMLD3n0oa0Zgev-TUgjkQgnuBMSp6o_vJDpK_vz4Ve-ILekRcFLelt0MukG17atlD6w7W0oeCm6DkuuxNEm_sATZVMJV7FHqQWVpRitodIqQWt2kZ8Q-G2cLtz/w400-h269/gustav.jpg" width="400" /></a></div>Kinorgiahttp://www.blogger.com/profile/00120100875857862258noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-4294247390158331517.post-4215743398399223182024-01-23T19:27:00.000-08:002024-01-23T20:05:00.159-08:00Luźne gatki - Świnie w kinie<p style="text-align: justify;">Drugim najbardziej inteligentnym stworzeniem zamieszkującym Ziemię obok świni jest człowiek. Jak to często bywa, oba gatunki mają wspólne cechy. Wśród ludzi jest wiele świń i vice versa. Świnie od wieków niezmiennie stanowią inspirację dla wszelkiej maści artystów. Zaliczają się do nich także filmowcy. Zdarza się, że właśnie ze świni czynią oni centralną postać swoich dzieł. Robią to jednak zbyt rzadko. Powinno być więcej świń w show-biznesie. Plotka głosi, że w Hollywood panują trzy mafie: żydowska, gejowska oraz czarnoskóra. Jak widać, nie ma w tym gronie mafii świńskiej. Gdyby zwierzęta te stworzyły własną klikę, to na pewno łatwiej by im było zrobić karierę w filmie. Mimo to można wynaleźć kilka pozycji, które wyróżniają się świńskimi motywami. Warto się im przyjrzeć, by odkryć prawdziwą naturę wieprzowiny.</p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEj1slGC5aYZ-BHcJ_4CCFEU34Cisu-05BXMrpOTySk87ErSAPZAH1g49Fms34bi7QUXeJOR3WbGJZH96nCBzuL0fS30l6hpNxP4Jivmr8qVGWa_DUD3vyR-XMoj7LSJ_9d5bmBaS0pbmDEchR8TEOxR4rA3dRT1Dv54OAPR_YIycV6HfNXaddo9yWRr53ow/s1600/MV5BNTM3NWM0YmUtZmU0MC00Y2ZkLWJjYTAtMzUwZjgwNmNlMGIzXkEyXkFqcGdeQXVyNTQ1NDQ3NDc@._V1_.jpg" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="1161" data-original-width="1600" height="290" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEj1slGC5aYZ-BHcJ_4CCFEU34Cisu-05BXMrpOTySk87ErSAPZAH1g49Fms34bi7QUXeJOR3WbGJZH96nCBzuL0fS30l6hpNxP4Jivmr8qVGWa_DUD3vyR-XMoj7LSJ_9d5bmBaS0pbmDEchR8TEOxR4rA3dRT1Dv54OAPR_YIycV6HfNXaddo9yWRr53ow/w400-h290/MV5BNTM3NWM0YmUtZmU0MC00Y2ZkLWJjYTAtMzUwZjgwNmNlMGIzXkEyXkFqcGdeQXVyNTQ1NDQ3NDc@._V1_.jpg" width="400" /></a></div><p style="text-align: justify;">Stara prawda mówi, że na wojnie ułani nie mieli kobiet, więc się kochali w pięknych klaczach. Podobną drogę obrały kobiety. Gdy mężczyźni byli na wojnie, one kochały się w pięknych wieprzkach. I są na to dowody. W roku 1907 zarejestrowano jak pewna młoda dama bezwstydnie zadaje się ze świnią. Akt ów nosi tytuł "Le cochon danseur". Na naszych oczach rozgrywa się tragedia. Kochliwy wieprzek zabiega o względy młodej kobiety. Klęka przed nią, błaga o uwagę, daje prezenty. Ona jednak zostaje niewzruszona. Co więcej, zmusza swego adoratora do poniżających występów. Rozbiera go przed ludźmi i karze tańczyć. Następnie przebiera go w damskie ubrania. On na wszystko się zgadza, żeby tylko zyskać jej względy. Tym samym staje się być może pierwszym archetypowym simpem. Na koniec świnia oblizuje się, przewraca oczami i szczerzy zęby jakby coś właśnie zjadła. Czyżby wymierzyła karę niewdzięcznej sympatii? Ostatnia scena stała się internetowym memem, budząc jednocześnie uśmiech i poczucie dyskomfortu. Widok olbrzymiej, szczerzącej się, antropomorficznej świni zaiste ma potencjał, by nawiedzać ludzi w koszmarach.</p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><iframe allowfullscreen="" class="BLOG_video_class" height="266" src="https://www.youtube.com/embed/EY69-S7O9Mo" width="320" youtube-src-id="EY69-S7O9Mo"></iframe></div><p style="text-align: justify;">Innym koszmarem stworzonym przez świnie jest komunizm. Tak przynajmniej widział to George Orwell w swojej powieści "Folwark zwierzęcy". Książka ta odniosła wielki sukces. Nic zatem dziwnego, że powstały na jego podstawie również filmy. Starszy z nich, pochodzący z 1954 roku to animowana produkcja, która finansowana była przez CIA. Agenci mieli w zamiarze użyć jej jako propagandowej broni przeciwko ZSRR. W filmie zwierzęta na pewnej farmie obalają rządy ludzkiego właściciela i same przejmują kontrolę. Na początku panuje równość i sprawiedliwość, szybko jednak świnie zaczynają dominować, by wkrótce stworzyć nowy, opresyjny system totalitarnego sprawowania władzy. Film jest bardzo sugestywny i sprawnie manipuluje emocjami widzów. Świniom oczywiście przypadła rola złoczyńców. Są one przedstawione jako knujące, spasione i brutalne stworzenia pozbawione skrupułów. Nie posiadają właściwie pozytywnych cech, a interesuje je tylko absolutna władza i bogactwo. Taki obraz świni jest krzywdzący dla tych zwierząt, które należą przecież do jednych z najbardziej inteligentnych. Potrafią one obsługiwać nawet pewne mechanizmy używane do ich hodowli. Wiedzą jak działa chip. Do tego są sympatyczne, a epitety, jakimi obarczają je ludzie, wynikają z niewiedzy. Świnia przecież po to się brudzi, aby być czysta.</p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEg48DeIAE7jy-X_UmDq1PFqwh0lhleximHprECSXp9bYtSg_5ZxbMrKdIN9xoAR2Okkx0grZo_ap9F5RNaS8op0DIrCTTfN1BO4NFXLX2fv5XzsnXqJwac0gQLPOUF4jGx7yxuxmTboB9af71GkKPaFT8U_ge4Ds9DteVcsLGTWsuYJ8L6htWBCJ8PhMVJW/s1920/2a684ccd-fb50-4699-b0b4-f7ef06f57ac3.jpg" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="1080" data-original-width="1920" height="225" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEg48DeIAE7jy-X_UmDq1PFqwh0lhleximHprECSXp9bYtSg_5ZxbMrKdIN9xoAR2Okkx0grZo_ap9F5RNaS8op0DIrCTTfN1BO4NFXLX2fv5XzsnXqJwac0gQLPOUF4jGx7yxuxmTboB9af71GkKPaFT8U_ge4Ds9DteVcsLGTWsuYJ8L6htWBCJ8PhMVJW/w400-h225/2a684ccd-fb50-4699-b0b4-f7ef06f57ac3.jpg" width="400" /></a></div><p style="text-align: justify;">O czystość nie umiała za to na pewno zadbać Simone. Jest to bohaterka filmów pewnego znanego reżysera, przechodzącego twórczy kryzys. Gdyby nie nowo odkryta muza jego kariera wisiała na włosku. Problem jednak tkwi w tym, że Simone nie jest prawdziwa. To wygenerowana przez komputer wirtualna postać. Nikt jednak o tym nie wie, a wszystkim filmy z jej udziałem tak przypadają wszystkim do gustu, że eksperyment zaczyna wymykać się spod kontroli. Wtedy właśnie artysta wpada na diabelski plan, nakręcenia prawdziwego gniota z Simone w roli głównej. Miał to być jej autorski projekt, który tak by ją skompromitował, że jej kariera byłaby skończona. Fabułę ową przedstawia pochodzący z 2002 roku film "Simone" z Alem Pacino. Jest to prorocze dzieło, które udowadnia, że tłum kupić każdy wciskany mu kit. Będzie wierzył w iluzję, ignorując prawdę nawet pomimo twardych dowodów. Dowodem na to jest, chociażby fakt, że dzieło komputerowej Simone pod tytułem "Jestem świnią" staje się wielkim sukcesem. Obraz obliczony na wzbudzenie obrzydzenia wśród publiczności okazuje się hitem. Na ekranie bohaterka ubrana w suknię ślubną tapla się w błocie z grupą świń oraz spożywa z nimi posiłek. Całość nakręcona jest w czerni i bieli, aby dodać bardziej artystycznego charakteru. Nie dziwię się zachwytom widowni. Sam widok Simone nachylającej się na korytem jest wart każdej ceny i żałować tylko można, że w prawdziwym świecie nie ma wiele podobnych filmów. Tym bardziej, jeśli by zawierały ujęcia trzody drapiącej się o różne zabudowania.</p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEglKH_EiW-DYP4I1NF3Es3Yo6yCbjOzKtv-j2IaLEz3xhQEpP0mkt805ljEgot3arkV0QepVEoBXA4LK-KOGWis_edT13i9r3YlZZ_NWpAyiFMTGeGobZlSiwMX4WSlEDo-3aHhL8G_3pa3z7Av_YdwDOj1Bw3w4m_Ac6In9gOo7RbCXPaldPRNSTQMREDC/s575/sim.jpg" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="485" data-original-width="575" height="338" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEglKH_EiW-DYP4I1NF3Es3Yo6yCbjOzKtv-j2IaLEz3xhQEpP0mkt805ljEgot3arkV0QepVEoBXA4LK-KOGWis_edT13i9r3YlZZ_NWpAyiFMTGeGobZlSiwMX4WSlEDo-3aHhL8G_3pa3z7Av_YdwDOj1Bw3w4m_Ac6In9gOo7RbCXPaldPRNSTQMREDC/w400-h338/sim.jpg" width="400" /></a></div><p style="text-align: justify;">Wiedzę na temat świń najlepiej czerpać od hodowców, a właściwie to producentów. Zwierzęta te są bowiem produkowane, a nie hodowane. Pojęcie to, jak i wiele innych poznać można dzięki lekturze forum trzoda-chlewna.pl. Jest to skarbnica wiadomości o świniach, a najciekawszym jej segmentem jest dział o chorobach. Dzięki niemu możemy dowiedzieć się jakie szokujące rzeczy mają miejsce w chlewach. Kanibalizm czy wypadanie jelit z odbytu są tam na początku dziennym. Jest to jednak jedynie niewinna, gra w porównaniu z tym, co wyprawia ze swoją świnią bohater belgijskiej produkcji z 1974 roku "Vase de noces". Mężczyzna ten czas spędza głównie z pewną ulubioną świnią. Nie jest to typowa relacja na linii człowiek-zwierzę. Farmer bowiem darzy maciorę silnym uczuciem, które nazwać można mianem miłości. Dogląda swoją wybrankę, karmi ją i głaszcze. Pieści jej wymiona niczym wytrawny kochanek. Wszystko to prowadzi do konsumpcji związku. Gdy jednak świnia rodzi prosięta, mężczyzna zabiera je od niej w szale zazdrości. Próbuje sam je wychować i być dla nich ojcem, lecz one nie odwzajemniają jego sympatii. Powoduje to znów atak gniew, którego efektem jest śmierć warchlaków. Następnie umiera maciora, a hodowca popada w obłęd. Je gówno i tym podobne. Na koniec się wiesza. To by było na tyle. Świnia w tym filmie jest rzeczywiście wdzięczna, lecz nie do tego stopnia, by się w niej zakochać. Film może za to posłużyć, jako studium świni. Nie ma chyba drugiego takiego obrazu, w którym przedstawiciel tego gatunku dostał tyle czasu ekranowego. Widz uraczony jest zatem festiwalem rycia w ziemi, mlaskania oraz wesołego kwiczenia. Jest to nie lada gratka dla każdego fana świń niezależnie od wieku.</p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhOXGNSd1g_0D1zrm_kvwTAmznisBIQNpr-W3fKTb3GBgUl7Zt2jMlssOYPYBJKIs1DCU5urAsqtUBZ-b3VwuQHy0Py0cVhU86vsZaOESRYUrfOpyQUhaKPuwq2pmUyFE6GMMSuzxcK_2rC0t-H_Xa5F7witu3RVIycPzh3ph8dptIN2-7vO0eIs7HhqF4N/s1200/Vase_de_noces-3563475830.jpeg" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="675" data-original-width="1200" height="225" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhOXGNSd1g_0D1zrm_kvwTAmznisBIQNpr-W3fKTb3GBgUl7Zt2jMlssOYPYBJKIs1DCU5urAsqtUBZ-b3VwuQHy0Py0cVhU86vsZaOESRYUrfOpyQUhaKPuwq2pmUyFE6GMMSuzxcK_2rC0t-H_Xa5F7witu3RVIycPzh3ph8dptIN2-7vO0eIs7HhqF4N/w400-h225/Vase_de_noces-3563475830.jpeg" width="400" /></a></div><p style="text-align: justify;">Jak zatem widać, także świnie zapisały swoją kartę w historii kinematografii. Nie odegrały może wielkiej roli, ale na pewno produkcje z ich udziałem się wyróżniają. Kino świńskie na pewno łamie tabu na temat tego, co można pokazywać, a czego nie. Świnia bądź co bądź chodzi naga. Na widoku. Nikomu to jednak nie przeszkadza, a firm produkujących ubrania dla świni jest jak na lekarstwo. Wiele aspektów życia świń jest pomijane, a przeciętny zjadacz chleba ma z nią kontakt dopiero na kanapce lub na talerzu. Mało jest również programów społecznych wspierających świnie, które mają utrudniony dostęp do edukacji czy leczenia. Jest to problem globalny. Wystarczy wspomnieć, że świnia nie widnieje na fladze żadnego państwa na świecie. Zarobki świń są wielokrotne mniejsze niż kobiet, czy nawet dzieci. Jeśli więc nic z tym nie zrobimy, świnie nadal będą grać główne role tylko w kulinarnych przepisach.</p>Kinorgiahttp://www.blogger.com/profile/00120100875857862258noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-4294247390158331517.post-74069795762327726082024-01-11T09:59:00.000-08:002024-01-13T07:09:35.579-08:00Z poradnika młodego kinomana<p style="text-align: justify;">Jakiś czas temu pod jedną z moich recenzji na Filmjebie zarzucono mi, że stosuję "wyświechtane teksty". Jako że nie rozmawiam z debilami, zignorowałem ów komentarz, lecz skłonił mnie on także do refleksji na temat tak zwanych mitów kinomana, czyli obiegowych opinii o kinie i filmach, które w istocie można uznać za błędne i tak naprawdę nic nieznaczące. Pozwolę sobie kilka z nich tutaj wymienić i krótko napisać, dlaczego niekoniecznie są zasadne.</p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEht9YxGLxY1aiHveKO_zjOtqNZj0q_mR3MJjgnywojTqDfrQEokemTrIO42DKAPplOOsiyiXSw95YqMHUd-m3ct4c0mW04BOjjC7e8XgZA7ubGmje4U1EWvt8VmUJGpNmW2OjhK0PCdKY_V41JtVFNzFqWlWzbKUaE32mx96YvBVhXZyfIV7PuLJhuP4N1J/s1200/ekran.jpg" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="630" data-original-width="1200" height="210" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEht9YxGLxY1aiHveKO_zjOtqNZj0q_mR3MJjgnywojTqDfrQEokemTrIO42DKAPplOOsiyiXSw95YqMHUd-m3ct4c0mW04BOjjC7e8XgZA7ubGmje4U1EWvt8VmUJGpNmW2OjhK0PCdKY_V41JtVFNzFqWlWzbKUaE32mx96YvBVhXZyfIV7PuLJhuP4N1J/w400-h210/ekran.jpg" width="400" /></a></div><p style="text-align: justify;"><b><i>Niewykorzystany potencjał</i></b> - ten zwrot używany jest nagminnie przez wiele osób. Ma on być może sens w wielu przypadkach, lecz czy zawsze? Czemu widz uważa, że nie wykorzystano w danym przypadku potencjału historii? Nie wie on przecież jaką wizję miał reżyser. Może właśnie tak wyobrażał sobie swoje dzieło i osiągnął wszystko, co zmierzał. Słowa takie brzmią niepoważnie w ustach osoby, która nie zajmuje się zawodowo kręceniem filmów.</p><p style="text-align: justify;"><b><i>Szukam w kinie emocji</i></b> - ten straszny banał powtarzany jest wielokrotnie i to często przez samych ludzi związanych z filmem. Zwłaszcza przez jakieś pseudo uduchowione aktorki. Ja na ten przykład nie szukam żadnych emocji w kinie. Mam dość emocji we własnym życiu. A sala kinowa to dla mnie magiczne miejsce, dzięki któremu przenoszę się w inny świat i zapominam o tym, co jest na zewnątrz. I tego właśnie szukam w filmach.</p><p style="text-align: justify;"><b><i>Lubię dobre kino</i></b> - a co to w ogóle znaczy? Jaka jest definicja dobrego kina? Każdy przecież ma własne mniemanie na ten temat. Coś, co dla jednego jest genialne, dla innego będzie zwykłym gniotem. Nie ma czegoś takiego jak dobre kino. Poza tym, jeśli ktoś naprawdę interesuje się kinem i chce pogłębić swoją wiedzę na jego temat, to musi tak naprawdę oglądać wszystko. W ten sposób jest w stanie wyrobić sobie gust i wtedy dopiero może stawiać tezy o tym, co jest dobre, a co złe.</p><p style="text-align: justify;"><b><i>Brak fabuły</i></b> - jak już nieraz powtarzałem, film jako sztuka wizualna nie musi posiadać fabuły. Od snucia opowieści są książki. Kino zaś powinno przemawiać obrazem i ewentualnie dźwiękiem. Fabuła nieraz przeszkadza wręcz w odbiorze dzieła. Dla mnie najważniejszą cechą filmu jest klimat. A najlepiej stworzyć go właśnie przy użyciu zdjęć wspomaganych odpowiednią muzyką.</p><p style="text-align: justify;"><b><i>Książka lepsza</i></b> - przyznam, że nie czytam dużo, a jeśli już obejrzę jakiś film na podstawie książki, to nie widzę za bardzo sensu jej późniejszego czytania. Wiele osób zarzuca filmom, że nie odwzorowują świata i problemów przedstawionych w danej powieści. I mogą mieć w tym rację, co zależy jednak od pomysłu reżysera. Należy pamiętać, iż nie każda ekranizacja to wierna adaptacja. Jestem zdania, że film i książka to dwa osobne medium i nie powinno się ich wręcz rozpatrywać wspólnie. Film operuje innymi środkami i pewne kwestie trudno odpowiednio ukazać. Jako osobna forma sztuki powinien się bronić tym, co ma do zaoferowania kino.</p><p style="text-align: justify;"><b><i>Niezły jak na ten czas</i></b> - nieraz widzę, że ktoś używa określenia, że dany film nieźle wygląda mimo tego, że jest stary. Jest to bardzo ignoranckie podejście, które szczerze mnie wkurza. Tym bardziej że słowa te padają na ogół z ust osób, które nie mają wielkiego doświadczenia. Wiadomo przecież, że to stare filmy zaliczają się do tych najlepszych. Większość klasycznych produkcji powstała przed rokiem 2000, który jest dla mnie magiczną granicą, po której nastąpił gwałtowny zjazd w kinematografii. To właśnie stare filmy są nieustającym źródłem inspiracji dla kolejnych pokoleń twórców. Może rzeczywiście część dzieł źle się starzeje, lecz nie wiem, czy ma sens oceniać je ze współczesnej perspektywy.</p><p style="text-align: justify;"><b><i>Z gustami się nie dyskutuje</i></b> - jest to typowy argument, który zamyka praktycznie możliwość jakiejkolwiek dyskusji. Jest to swego rodzaju wymówka. Może to i kontrowersyjny pogląd, ale z gustami da się dyskutować. Oczywiście trudno zmuszać kogoś, by polubił coś, co mu nie odpowiada. Warto jednak powymieniać się spostrzeżeniami, które pozwolą zagłębić się w temat. Samo stwierdzenie "podobał" lub "nie podobał mi się" nie mówi wiele o samej produkcji. Na opinię o danym filmie ma na pewno wpływ subiektywny odbiór. Posiadając jednak wiedzę zdobytą na bazie licznych i zróżnicowanych seansów, można dokonać szerszej oceny.</p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiZpiYaU7Jt8Q10VjLP2CZe1tJGbRG_V6ZFNlKztCkJTbn8Fw_sAVNReLJ76Zsw3QjXoOa4Ek4FGAQ0wVCxjvVWq-xJzVaDlBgjSE2ocWabzvHNGIJheNZAkScONgWtxeS3fAmWcEcvlAq3c1Irdv6cTec44R5agOyiPD0apbqab_DMRIxYBd7pw2WG6wRM/s1920/Kino.jpg" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="1309" data-original-width="1920" height="272" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiZpiYaU7Jt8Q10VjLP2CZe1tJGbRG_V6ZFNlKztCkJTbn8Fw_sAVNReLJ76Zsw3QjXoOa4Ek4FGAQ0wVCxjvVWq-xJzVaDlBgjSE2ocWabzvHNGIJheNZAkScONgWtxeS3fAmWcEcvlAq3c1Irdv6cTec44R5agOyiPD0apbqab_DMRIxYBd7pw2WG6wRM/w400-h272/Kino.jpg" width="400" /></a></div><p style="text-align: justify;">Proces stosowania "gotowych zwrotów", o którym śpiewał Kazik, jest powszechny. Podejrzewam, że sam go stosuję, nie mając nawet tego świadomości. Warto jednak nieraz spróbować nadać swoim wypowiedziom nutkę indywidualizmu i odrębności. Dobrym sposobem na to jest pisanie, czym właśnie się zajmuję. Internet daje możliwość swobodnego wyrażania myśli, jeśli oczywiście nie łamią one żadnych zasad. Niestety większość filmów niczym szczególnym się nie wyróżnia więc trudno też o nich tworzyć jakieś poważne eseje. Dlatego warto sięgać po te mniej znane, undergroundowe produkcje, które mogą nas zaszokować, ale także pozytywnie zaskoczyć.</p>Kinorgiahttp://www.blogger.com/profile/00120100875857862258noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-4294247390158331517.post-86666965238594412722023-12-30T17:42:00.000-08:002023-12-30T17:42:55.793-08:00TOP 10: Western<p style="text-align: justify;">Kino jest stare jak świat. No, nie dokładnie jak świat, ale jest starsze niż większość żyjących obecnie ludzi. Jego początki były burzliwe, a na przestrzeni lat zachodziło w nim wiele zmian. Jedną z nich były modne gatunki, które zmieniały się w zależności od epoki. Jednym z rodzajów produkcji, która nie święci już takich triumfów jak kiedyś, odchodząc powoli do lamusa, jest western. Filmy o kowbojach to jeden z kamieni węgielnych Hollywood. Także u nas wielu kinomanów wychowało się na westernach puszczanych w naszej telewizji jeszcze za czasów PRL. Były one jedynym powiewem zachodu w naszej kulturze i budowały często stereotypowe postrzeganie Ameryki, jak i tworzyły gusta widzów. Ja również dobrze pamiętam te czasy, kiedy główną atrakcją sylwestrowego wieczoru bywały filmy z Kirkiem Douglasem w roli głównej. Wraz z upływem czasu western ewoluował. Musiał to robić, bo zmieniały się tez kulturowe uwarunkowania. Klasyczny western wyparty został przez antywestern, czyli twór mający na celu zdemitologizowanie Dzikiego Zachodu. I te właśnie obrazy przemawiają do mnie bardziej niż wymuskane, bajkowe produkcje rodem ze starego Hollywood. Wybierając TOP 10 westernów, starałem się zachować balans między obydwoma odłamami gatunku.</p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEj-zcf0QxAKUqUwHUG-SafNwqWmbGI8I3tA-hRdUXOrAMALJ0eytwYKCvD-pVj5vY4a2ROb76J5FketnEqo25_kITx1ayLmaBxrfSxIakOoWBOG6xH5nEUbfs07eZgM8dEMnn_qOKV5jHWAJfZzXGlggrNJcfAPZtOMbsRnTd8XmooxhBi9jW8u7-IOyN2u/s1028/w1.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="831" data-original-width="1028" height="324" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEj-zcf0QxAKUqUwHUG-SafNwqWmbGI8I3tA-hRdUXOrAMALJ0eytwYKCvD-pVj5vY4a2ROb76J5FketnEqo25_kITx1ayLmaBxrfSxIakOoWBOG6xH5nEUbfs07eZgM8dEMnn_qOKV5jHWAJfZzXGlggrNJcfAPZtOMbsRnTd8XmooxhBi9jW8u7-IOyN2u/w400-h324/w1.jpg" width="400" /></a></div><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><br /></div><div class="separator" style="clear: both; text-align: justify;"><br /></div><p style="text-align: justify;"><b><span style="font-size: large;">10. Tombstone 1993</span></b></p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiKOrH-pldU6uc9Txa0IDSzka89wXlM-xqHOdVpTOpTDeKHqOZ5DbyvrABzlGktMHwxAMVXBqDVj-vszl-MjRrbAXTyovxiJuOCU12uNrN1QdIYCxVaMKhyphenhyphensKc3x4s6MihCLiBmNDh3uj8pa_sxA0UIF1fNwXa75R9zuceKwYc9ITm1C8REPvHPaca-xtYv/s1233/mini.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="809" data-original-width="1233" height="263" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiKOrH-pldU6uc9Txa0IDSzka89wXlM-xqHOdVpTOpTDeKHqOZ5DbyvrABzlGktMHwxAMVXBqDVj-vszl-MjRrbAXTyovxiJuOCU12uNrN1QdIYCxVaMKhyphenhyphensKc3x4s6MihCLiBmNDh3uj8pa_sxA0UIF1fNwXa75R9zuceKwYc9ITm1C8REPvHPaca-xtYv/w400-h263/mini.jpg" width="400" /></a></div><p style="text-align: justify;">Na początek mała prywata. Nie wiem, czy "Tombstone" z 1993 roku zalicza się do dziesięciu najlepszych westernów w historii, ale na pewno jest jednym z moich, prywatnych faworytów. Głównie z uwagi na postać Doca Hollidaya, brawurowo zagranego przez młodego i chudego jeszcze Vala Kilmera. To właśnie Doc był ponoć najszybszym rewolwerowcem, jakiego widział Dziki Zachód. Film przedstawia wydarzenia prowadzące do słynnej strzelaniny w O.K. Corral. Jest to chyba najbardziej ikoniczna strzelanina w historii USA. O sile produkcji decyduje jej obsada. Obok wspomnianego Kilmera możemy tu zobaczyć Kurta Russella czy Billa Paxtona. Jest także polski akcent w postaci Joanny Pacuły. "Tombstone" idealnie miesza elementy akcji z psychologicznym tłem. Nawet bandyci mają tutaj jakiś zarysowany rys. Wisienką na torcie jest natomiast scena słynnej konfrontacji, która jest jedną z bardziej pamiętnych, jakie kojarzę.</p><p style="text-align: justify;"><br /></p><p style="text-align: justify;"><b><span style="font-size: large;">9. Wyjęty spod prawa Josey Wales 1976</span></b></p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEi7kXKowqFuplmQt_H5o8oRNtvLAKVdU981Jz7yNAE2ZySxW3TmNhv1oKbBYBkM4jEdxivFrjJOlgU0iDz5ynKey5NZbQD4UCHbMLnhwslb87tU029lIJCocIdz8hCi7sTbmCZIzq2M6dET1XUQZzPEFZSw5wlXhOTurQc4Op0qwOrS17YC0eV6Ulyy4LMW/s1282/w2.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="598" data-original-width="1282" height="186" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEi7kXKowqFuplmQt_H5o8oRNtvLAKVdU981Jz7yNAE2ZySxW3TmNhv1oKbBYBkM4jEdxivFrjJOlgU0iDz5ynKey5NZbQD4UCHbMLnhwslb87tU029lIJCocIdz8hCi7sTbmCZIzq2M6dET1XUQZzPEFZSw5wlXhOTurQc4Op0qwOrS17YC0eV6Ulyy4LMW/w400-h186/w2.jpg" width="400" /></a></div><p style="text-align: justify;">Clint Eastwood to legenda amerykańskiego kina, zwłaszcza westernów. Sam zagrał w wielu klasykach, by potem zabrać się za reżyserię. "Wyjęty spod prawa Josey Wales" to właśnie jeden z tych wyreżyserowanych przez Clinta obrazów. Zagrał on tu także oczywiście główną rolę. Jest to dzieło, które łączy stary świat tradycyjnych westernów z nowym bardziej naturalistycznym nurtem. Mamy tu typowy motyw zemsty. Główny bohater w wyniku napadu traci rodzinę i dobytek. Postanawia zemścić się na swych oprawcach i robi to w bardzo efektownym stylu, wykorzystując przy tym wojenną zawieruchę. Film ma surowy charakter, nie upiększając niczego i nie wciskając ludziom lukrowanego kitu. Postać Josey Wales'a wykreowana przez Eastwooda to prawdziwy badass, z którym łatwo się identyfikować. Perełką jest tutaj na pewno scena, w której bohater w wydawałoby się beznadziejnej sytuacji, rozprawia się z dwoma oprychami. Jest to efektowny popis strzeleckiej zręczności. Chociażby z uwagi tylko na ten jeden moment warto zapoznać się z tą produkcją.</p><p style="text-align: justify;"><br /></p><p style="text-align: justify;"><b><span style="font-size: large;">8. Tańczący z wilkami 1990</span></b></p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhTDj5Ps2FYWekgRADKXOZRTEbkHPJAfWn-L6v-9_2vs6kskBM_gPeFpNgcqp5bXqpltCtxfabnhieN9FA1k3W3JriYiPCqtnSDrzh-3pgHqKRFrQegi7EafbgMBmLfaL5c8EIZpV9NbdUXZetSiEBn9QxPtCtyoRlVbUEjvJe-UJ5Iu5kruegG9VPknAzE/s640/w3.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="360" data-original-width="640" height="225" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhTDj5Ps2FYWekgRADKXOZRTEbkHPJAfWn-L6v-9_2vs6kskBM_gPeFpNgcqp5bXqpltCtxfabnhieN9FA1k3W3JriYiPCqtnSDrzh-3pgHqKRFrQegi7EafbgMBmLfaL5c8EIZpV9NbdUXZetSiEBn9QxPtCtyoRlVbUEjvJe-UJ5Iu5kruegG9VPknAzE/w400-h225/w3.jpg" width="400" /></a></div><p style="text-align: justify;">Film, który miałem okazję obejrzeć w kinie. Jest to dzisiaj już klasyczna pozycja. Być może ostatni naprawdę epicki western w historii. Zawsze postrzegałem go jako autorskie dzieło Kevina Costnera. Jak widać patent polegający na jednoczesnym reżyserowaniu i graniu w westernie, sprawdza się. Czas trwania seansu jest bardzo długi, lecz mija on szybko. Nie ma dłużyzn, a wszystkie elementy są umiejętnie połączone w odpowiednich dawkach. Nawet wątek romantyczny nie psuje tu ogólnego wrażenia. Obraz Costnera to poniekąd akt oskarżenia względem USA, jak również próba rozliczenia się z trudną historią. Film posiada kilka patetycznych momentów oraz często gra na strunach sentymentalizmu, lecz mimo to można mu to ostatecznie wybaczyć. Jest to prawdziwie hollywoodzka produkcja, która jednocześnie jest szczera i wiarygodna. Niestety film zawsze będzie mi się kojarzył z silnym poczuciem smutku z uwagi na parę scen, jak również ostatecznym wydźwiękiem.</p><p style="text-align: justify;"><br /></p><p style="text-align: justify;"><b><span style="font-size: large;">7. Siedmiu wspaniałych 1960</span></b></p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjVvL3EjwxONNB20waZMCSNvHOe1PDp_YQDcHz2KJONog1fmY_GqAw1DN4k8C6-QTgC_oU4RfkWjtVcAfGF3lDW24NCSszQ9EaEueXKVE5g05CsVMxJ8j0JAgniKvAybncxQuFG_bKrih5rGezAMSZ8M8B64hLxX6aoyLbth5hSNYRoFFfRlYqYKBg3KVxy/s1280/w4.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="720" data-original-width="1280" height="225" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjVvL3EjwxONNB20waZMCSNvHOe1PDp_YQDcHz2KJONog1fmY_GqAw1DN4k8C6-QTgC_oU4RfkWjtVcAfGF3lDW24NCSszQ9EaEueXKVE5g05CsVMxJ8j0JAgniKvAybncxQuFG_bKrih5rGezAMSZ8M8B64hLxX6aoyLbth5hSNYRoFFfRlYqYKBg3KVxy/w400-h225/w4.jpg" width="400" /></a></div><p style="text-align: justify;">Pora na jeden z najsłynniejszych westernów w historii. Pamiętam, że opowiadali mi o nim rodzice, a gdy leciał w telewizji, to było prawdziwe święto. Początkowo zrobił na mnie wielkie wrażenie. Jest to zaiste dzieło idealnie sprawdzające się jako rozrywka dla młodych, jeszcze naiwnych, umysłów. Cała konstrukcja fabuły jest dość oryginalna i oferuje sporo atrakcji. Poznawanie kolejnych rewolwerowców, z których każdy jest inny i ma własną historię, jest bardzo angażujące. Po latach moja optyka nieco się zmieniła. Dla mnie "Siedmiu wspaniałych" to obecnie relikt epoki starego Hollywood. Obraz wymuskany i idealizujący Dziki Zachód, w którym podział na tych złych i dobrych jest jasno określony. Osobiście bardziej cenię późniejsze westerny, które niczego nie upiększały, będąc bardziej brutalnymi. Moim ulubionym "Wspaniałym" był ten grany przez Charlesa Bronson i przeżyłem jego ekranową śmierć. Aktorowi towarzyszy na ekranie cała plejada ówczesnych ikon filmów o kowbojach. Całość dopełnia legendarny motyw muzyczny. Cechy te sprawiają, że "Siedmiu wspaniałych" zdecydowanie zasłużyło sobie na miejsce w TOP 10 westernów.</p><p style="text-align: justify;"><br /></p><p style="text-align: justify;"><b><span style="font-size: large;">6. Dzika banda 1969</span></b></p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEij-czLyiQmaYnYndxZK8YxfNn_OIPINwynpi6WLgZjjkjbAlGl6RkZEMhilV-76Z0zm0Y3ybF7DKjhOSMhwzghvwP55Xwi7K4v9um2qIfTKmqEN0JjC8dhyJfoj2a8ly0DowWFA8pvT5i-aNEUGoF36GUVB0KfDoZ7ATkx1ghxfpzzszegsePb1s3eIO9o/s1062/w5.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="833" data-original-width="1062" height="314" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEij-czLyiQmaYnYndxZK8YxfNn_OIPINwynpi6WLgZjjkjbAlGl6RkZEMhilV-76Z0zm0Y3ybF7DKjhOSMhwzghvwP55Xwi7K4v9um2qIfTKmqEN0JjC8dhyJfoj2a8ly0DowWFA8pvT5i-aNEUGoF36GUVB0KfDoZ7ATkx1ghxfpzzszegsePb1s3eIO9o/w400-h314/w5.jpg" width="400" /></a></div><p style="text-align: justify;">Wchodzimy w rejony zdecydowanie bardziej dosadnych dzieł. Film Sama Peckinpaha przeszedł do historii jako bezkompromisowy obraz Dzikiego Zachodu, w którym nie ma prawdziwych bohaterów. Jest to świat pozbawiony złudzeń, gdzie panują brutalne prawa. Mimo to jednak ostatecznie decydująca rolę odgrywa tu czynnik ludzki. Poczucie honoru i sprawiedliwości biorą górę, a wyzbyci skrupułów bohaterowie, pokazują humanitarną twarz. Jeśli chodzi o dobór aktorów, to zawsze nieco mi przeszkadzał. Ernest Borgnine czy William Holden nie za bardzo pasują mi na badassów, sprawiając bardziej tatusiowate wrażenie. Można jednak na to przymknąć oko, kiedy weźmie się pod uwagę finał filmu. Wieńczy go otóż jedna z najsłynniejszych sekwencji w dziejach westernu. Bezceremonialna scena strzelaniny, w której bohaterowie rzucają wyzwanie całej armii przeciwników, do dzisiaj budzi wrażenie. Ta obrosła legenda rozwałka jest swoistym symbolem poświęcenia, braterstwa oraz lojalności. Zapada w pamięć jako efektowny popis reżyserskiego kunsztu.</p><p style="text-align: justify;"><br /></p><p style="text-align: justify;"><b><span style="font-size: large;">5. Pewnego razu na Dzikim Zachodzie 1968</span></b></p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgPIaN66rieEneLAyLFvRfY0_BLVqksQ71YghL-vh8AslRUwimR9KMCgjaFylGyEAvr7semvX_x0Cf82gl9YXq9tSPf70jhk_WNoNmAY2sGnrzdd0jyGA1gyUI1Qa3dBRBz-KV9yOqnqK6EFp0u1ToGv-s1uwHqeMiaDo8AhC0Ill-srVn17ZY3hgID0HLW/s1200/w6.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="500" data-original-width="1200" height="166" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgPIaN66rieEneLAyLFvRfY0_BLVqksQ71YghL-vh8AslRUwimR9KMCgjaFylGyEAvr7semvX_x0Cf82gl9YXq9tSPf70jhk_WNoNmAY2sGnrzdd0jyGA1gyUI1Qa3dBRBz-KV9yOqnqK6EFp0u1ToGv-s1uwHqeMiaDo8AhC0Ill-srVn17ZY3hgID0HLW/w400-h166/w6.jpg" width="400" /></a></div><p style="text-align: justify;">Nadszedł czas na prawdziwego mistrza westernu. Człowieka, który stworzył najbardziej legendarne dzieła w tym gatunku, wyznaczając standardy, które są aktualne do dziś. Chodzi oczywiście o Sergio Leone, który nawet nie był Amerykaninem. Ciekawe jest to, że najlepsze westerny nakręcił właśnie Włoch. Podejrzewam, że są ludzie, których irytuje style reżysera, ale zdecydowana większość oddaje mu hołd. Nie da się nie docenić wagi jego dzieł, jak i ich jakości. Dają one tyle frajdy widzom do dziś, że nie sposób nie zakochać się w tym świecie pełnym alfa rewolwerowców, gębowania, ikonicznych pojedynków, gwizdania, przenikliwych spojrzeń i charakterystycznych odgłosów wystrzałów. Film posiada wiele epickich momentów. Wyróżniłbym tu przede wszystkim scenę przyjazdu Mańka Harmonijki na stację i finalizującego ją pojedynku. W mistrzowski sposób buduje ona napięcie. Robi to przy użyciu prostych środków ze specjalnym uwzględnieniem szczegółów. Drugi to moment ukazania głównego bohatera przy użyciu wiszącej lampy. W połączeniu z motywem muzycznym robi on piorunujące wrażenie, za każdym razem powodując ciarki.</p><p style="text-align: justify;"><br /></p><p style="text-align: justify;"><b><span style="font-size: large;">4. Mały Wielki Człowiek 1970</span></b></p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgi3AI-4A-00z4s9r3mRDI_KIZCgJKq69bvVhaTFWIkCMY0EQZQakURFFguZJbWBv6EQB7avU1mAVRJwwZM-NL6fQdD4dARLcyEGhCZfyAoxO_8u3yX_Uhk7RuhYlayePQKlmkBoqLbKE1gYFgD0ISBoi2B6kuo_P8kuBaPr9fT7Bv7qxSvY0dAVpz5gulc/s1100/w7.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="829" data-original-width="1100" height="301" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgi3AI-4A-00z4s9r3mRDI_KIZCgJKq69bvVhaTFWIkCMY0EQZQakURFFguZJbWBv6EQB7avU1mAVRJwwZM-NL6fQdD4dARLcyEGhCZfyAoxO_8u3yX_Uhk7RuhYlayePQKlmkBoqLbKE1gYFgD0ISBoi2B6kuo_P8kuBaPr9fT7Bv7qxSvY0dAVpz5gulc/w400-h301/w7.jpg" width="400" /></a></div><p style="text-align: justify;">Przełom lat 60. i 70. znaczy diametralną zmianę w sposobie tworzenia westernów. Cukierkowa estetyka charakterystyczna dla dawnego Hollywood została stopniowo wyparta przez styl, który ochrzczono mianem antywesternu. Jednym z pierwszym i do dzisiaj najważniejszych obrazów tego nurtu to "Mały Wielki Człowiek" z główną rolą Dustina Hoffmana. Jak kilka innych pozycji na mojej liście obraz ten cechował się długim czasem trwania. Jak jednak może być inaczej jeśli opowiada on losy życia człowieka, który żył ponad sto lat. Jest to obraz, który w bezkompromisowy i często brutalny sposób ukazuje, jak wyglądało życie na Dzikim Zachodzie. Nie ma tu nieskazitelnych bohaterów o czystych sercach. Jest za to dużo brudu, gwałtu, ludzkiej niedoli i śmierci. Nie jest to jednak w żadnym wypadku dzieło dołujące. Jest po prostu wiarygodne, pełniąc również funkcje edukacyjne. Nie ma tu wielu scen akcji czy efektownych pojedynków, ale są za to ludzie wplątani w koła historii. "Mały Wielki Człowiek" to antywestern w całym znaczeniu tego słowa. Szczery, autentyczny, słodko-gorzki, niepozostawiający obojętnym. Dzieje kraju opowiedziane losami jednego człowieka.</p><p style="text-align: justify;"><br /></p><p style="text-align: justify;"><b><span style="font-size: large;">3. Bez przebaczenia 1992</span></b></p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhGOva7c598FZyv56-njyyUqn14BoSZ9GZ7iKM9vh0vu-6ubqorrOxs7imPuX-3x0Pykfd5LYWX6wMIA35dduGJBRpl262ORPbOYdaRGQlLNfyWqk_221dQVJR4OH7GxzuqI9lb9blqHTiQCATRrsduqNO35zWTEGy6F5vA4NZjw7mfTMc8W4KyDv-UoNdU/s1249/w8.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="820" data-original-width="1249" height="263" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhGOva7c598FZyv56-njyyUqn14BoSZ9GZ7iKM9vh0vu-6ubqorrOxs7imPuX-3x0Pykfd5LYWX6wMIA35dduGJBRpl262ORPbOYdaRGQlLNfyWqk_221dQVJR4OH7GxzuqI9lb9blqHTiQCATRrsduqNO35zWTEGy6F5vA4NZjw7mfTMc8W4KyDv-UoNdU/w400-h263/w8.jpg" width="400" /></a></div><p style="text-align: justify;">Nie ma chyba obrazu bardziej demitologizującego Dziki Zachód niż "Bez przebaczenia" w reżyserii Clinta Eastwooda. Powraca on tym samym na listę ze swoją kolejną produkcją, udowadniając, że zna się na westernie jak mało kto. Film opowiada historię pary starych już rewolwerowców, którzy lata świetności mają dawno za sobą. Są leciwi, zmęczeni, wypaleni tak samo, jak kraina, w której żyją. Postanawiają jednak jeden ostatni raz zawalczyć o sprawiedliwość. Obraz na pewno określić można mianem antywesternu. Świat w nim przedstawiony nie jest piękny, a postaciom daleko do ideału. Nie ma tu wielkiej miłości czy bohaterstwa. Jest za to ludzka godność, przyjaźń oraz wierność zasadom. Punktem kulminacyjnym filmu jest bezsprzecznie scena końcowej strzelaniny, w której protagonista rozprawia się z całym zastępem przeciwników. I nie nosi ona znamion żenady jak w wielu innych tego typu sytuacjach. Przeciwnie. Poziom realizmu jest porażający. Jest to chyba ostatni badassowy krzyk Eastwooda, który później popadł w zbytni melodramatyzm. "Bez przebaczenia" to kolejny surowy obraz o okrutnym świecie, w którym nadzieja umiera ostatnia.</p><p style="text-align: justify;"><br /></p><p style="text-align: justify;"><b><span style="font-size: large;">2. Za kilka dolarów więcej 1965</span></b></p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgtiezMqbLQGuJdFNpL3glJOlqOULWWjiIgM0WQV8tVrDd_oabj5QzTfwLKExNFlAE5or8RAaboxedpelKBA7beDt0Fr7hddB-jjQgnyMJrWmgPbEJPqlhs4EA8FpVPSONLE1XAdCLsDgIkZJKLaBwSBH13oOVpuKvlgOqW66uK0vDKVNQvqwhWmJvLgLtm/s1024/w9.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="546" data-original-width="1024" height="214" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgtiezMqbLQGuJdFNpL3glJOlqOULWWjiIgM0WQV8tVrDd_oabj5QzTfwLKExNFlAE5or8RAaboxedpelKBA7beDt0Fr7hddB-jjQgnyMJrWmgPbEJPqlhs4EA8FpVPSONLE1XAdCLsDgIkZJKLaBwSBH13oOVpuKvlgOqW66uK0vDKVNQvqwhWmJvLgLtm/w400-h214/w9.jpg" width="400" /></a></div><p style="text-align: justify;">Kolejne dzieło Sergio Leone na liście. I nie ostatnie. "Za kilka dolarów więcej" to klasyka gatunku, której nie trzeba chyba nikomu przedstawiać. Nawet kinomani nieinteresujący się zbytnio westernem, powinni kojarzyć ten obraz na czele z charakterystycznymi motywami muzycznymi autorstwa Ennio Morricone. Wszystko w tej produkcji zadziałało. Każdy element wpływa na jakość dzieła. Od historii, po dobór aktorów, przez ścieżkę dźwiękową, po pracę kamery. Na ekranie niezapomniany duet stworzyli tu Clint Eastwood i Lee Van Cleef. Nie tylko oni jednak prezentują oni klasę. Nie ustępuje im Gian Maria Volonte w roli głównego złoczyńcy. Kroku dotrzymują mu członkowie jego gangu z Klausem Kinskym na czele. Film oferuje świetną rozrywkę, a seans mija, jak z bicza strzelił. Nie ma tu żadnych dłużyzn, a motywacje bohaterów są jasne i klarowne. Istotną funkcję pełni również gębowanie, czyli bardzo bliskie zbliżenia twarzy postaci. Te ciasne kadry nadają produkcji unikatowego charakteru, będąc znakiem rozpoznawczym Leone. "Za kilka dolarów więcej" wieńczy scena jednego z najsłynniejszych pojedynków w dziejach, napędzanego przez pamiętną melodię. Tak jak często reżyser wspaniale dozuje nam napięcie, bawiąc się z nerwami widzów. Jest to pozycja obowiązkowa dla fanów nie tylko westernu, ale kina w ogóle.</p><p style="text-align: justify;"><br /></p><p style="text-align: justify;"><b><span style="font-size: large;">1. Dobry, zły i brzydki 1966</span></b></p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEget7Pzid7TZ33RbegrCB82gNi4RGcn1jCEpj9wCPYAmAtg55BqmZmjbJcotmub2NEAkz4NqPrpUVnNhtCaZpQaIOlTeLF8HHuD5DRALuOkStuadPHHolapwrEkDpUGowkjGrVqZejrhuANYxSKVc3NTbBRpEV6UQb0s4R1aBbTwhl5uWn44QMyqEUuDKLi/s1600/w10.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="1267" data-original-width="1600" height="316" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEget7Pzid7TZ33RbegrCB82gNi4RGcn1jCEpj9wCPYAmAtg55BqmZmjbJcotmub2NEAkz4NqPrpUVnNhtCaZpQaIOlTeLF8HHuD5DRALuOkStuadPHHolapwrEkDpUGowkjGrVqZejrhuANYxSKVc3NTbBRpEV6UQb0s4R1aBbTwhl5uWn44QMyqEUuDKLi/w400-h316/w10.jpg" width="400" /></a></div><p style="text-align: justify;">Na placu boju pozostała tylko jedna produkcja, która może mienić się mianem najlepszego westernu. Chodzi tu oczywiście o kolejne dzieło Sergio Leone zatytułowane "Dobry, zły i brzydki". Już sama nazwa wiele obiecuje, na stałe wchodząc do kanonu kina. Film oparty jest na nietypowym pomyśle. Nie mu tu bowiem dwóch głównych bohaterów, lecz trzech. Obok protagonisty i antagonisty jest również ten trzeci, który stoi poniekąd w rozkroku między nimi. Na ekranie ponownie podziwiać możemy Eastwooda i Van Cleefa, a trio uzupełnia Eli Wallach. Tworzy on pamiętną postać nieokrzesanego dzikusa który, chociaż cwany to budzi jednak sympatię. Obraz ma wszystkie zalety innych dokonań reżysera. Mnogość wątków i postaci, wspaniałą ścieżkę dźwiękową, epickie sceny pojedynków oraz gębowanie. Jest to bogaty świat pełen ludzkich pragnień, emocji i desperacji. Przez film przewija się pełno barwnych indywiduów, z których każdy wnosi coś do dzieła, nawet jeśli pojawia się tylko na krótki moment. Dzięki temu film nabiera głębi, operując na kilku poziomach. Podobnie jak w innych swych filmach, Leone osadza losy bohaterów na tle historycznych wydarzeń, co także ubogaca seans. Najbardziej jednak doniosłym momentem produkcji jest bez wątpienia scena finalnego pojedynku. Nie ma chyba innego filmu, w którym brałoby w nim udział aż trzech rewolwerowców. Leone ponownie bawi się z publiką, do końca trzymając ją na krawędzi fotela. "Dobry, zły i brzydki" dzierży palmę pierwszeństwa wśród westernów i trudno oczekiwać, żeby coś przebiło go w przyszłości.</p>Kinorgiahttp://www.blogger.com/profile/00120100875857862258noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-4294247390158331517.post-60829741356353564392023-12-16T08:22:00.000-08:002023-12-16T13:31:44.385-08:00Luźne gatki - Obojniak love story<p style="text-align: justify;">Jesteśmy sto lat za Zachodem. Tak można sparafrazować słynne powiedzenie. Chodzi mnie o to, że to, co było obecne w rzeczywistości na zachodzie kilka dekad temu, do nas dociera dopiero teraz. Jak widać, nie inaczej jest ze światem filmu. My dopiero teraz kręcimy obrazy o rzeczach, które gdzie indziej są na porządku dziennym od lat. Robimy wtedy z tego wielką aferę, promując daną produkcję jako pierwszy polskim film o czymś albo o kimś. Tak było na przykład z "W lesie dziś nie zaśnie nikt". Nie jest to zła pozycja, szczególnie jak na nasze warunki, ale slashery to były popularne w latach 80. Innym przykładem takiej sytuacji jest "Fanfik" z 2023 roku i jemu chciałbym poświęcić nieco miejsca. Film ten reklamowany był i jest jako pierwszy polski film o transie. Głównym bohaterem jest bowiem właśnie osoba, która ma jedną płeć, a potem dochodzi do wniosku, że jednak woli mieć przeciwną. Ogólnie pojmowana tematyka LGBT wchodzi powoli na naszą scenę kinematograficzną. I to samo w sobie nie jest złe, lecz może budzić pewne refleksje. Pierwsza to taka właśnie, że jednak nadal gonimy zachód. Chociażby w takiej Hiszpanii co trzeci film jest o gejach już od lat 90. Druga kwestia to wątpliwości, jakie mogą powstać przy okazji powstawania tych obrazów. Czy jest to prawdziwa potrzeba, czy też nie jesteśmy świadkami załapania się części twórców na popularny obecnie temat? Ja jestem sceptyczny względem wszelkich trendów, jak również prób używania kina do przemycania różnych treści. Film ma być przede wszystkim filmem. Samodzielnym dziełem, otwartym na interpretacje, bez łopatologii czy narzucania gotowych rozwiązań, co mam wrażenie, następuje w tym przypadku.</p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEh4xQxpNodlUR-WF6rUkRGZSViRZQqjOrQAkUgAogFhcJ_gQOXFWY_SWQ8bUVymFHB3V8BTePGE16N37LYe4HZFSjCi1xVetZ7Wphvtt1ygHdfuwsGAvxVSRdHiooCnNPYWyc3ITaoy3DC9vkJa-MrZCYSdfS4H5eAFrQpCucJYqQyQxmATlepxFqS0pBKy/s800/Fanf2.jpg" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="410" data-original-width="800" height="205" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEh4xQxpNodlUR-WF6rUkRGZSViRZQqjOrQAkUgAogFhcJ_gQOXFWY_SWQ8bUVymFHB3V8BTePGE16N37LYe4HZFSjCi1xVetZ7Wphvtt1ygHdfuwsGAvxVSRdHiooCnNPYWyc3ITaoy3DC9vkJa-MrZCYSdfS4H5eAFrQpCucJYqQyQxmATlepxFqS0pBKy/w400-h205/Fanf2.jpg" width="400" /></a></div><p style="text-align: justify;">Film zaczyna się od rzygania. Bohaterka rzyga, bo jest nieszczęśliwa. Nie umie się odnaleźć, ma wahania nastrojów, zażywa kilogramami antydepresanty, które kradnie ojcu. Wykazuje działania autodestrukcyjne. Ogólnie mówiąc, męczy się i nie widać końca tej udręki. Wszystko zmienia się, gdy przypadkiem zakłada męskie ciuchy. W efekcie następnego dnia budzi się cudownie ozdrowiała. I już nie jako ona, lecz on. Tranzycja przechodzi tu błyskawicznie. Wystarczy się przebrać i wszystko załatwione. Jest to duże uproszczenie, na które, jak mniemam, twórcy musieli częściowo się zgodzić. Może to jednak sugerować, że rozwiązaniem na wszelkie problemy emocjonalne jest zmiana identyfikacji płciowej. Wprawdzie jest wspomniane, że protagonista już jako dziecko wzorował się na chłopcach, jest to jednak tylko pretekstowy argument. Film zatem nie zgłębia dokładnie zagadnienia trans płciowości. Nie potrafi wytłumaczyć, na czym polega problem i uproszcza cały proces. Dodatkowo pewne sceny i kwestie są wypowiadane w sposób wręcz dosadny. Brzmią one jak wykute na pamięć formułki prosto z jakiejś akcji agitacyjnej albo podręcznika. Na szczęście produkcja nadrabia te braki w innych sferach, a mianowicie przedstawieniu relacji międzyludzkich. "Fanfik" to bowiem bardziej film o emocjach niż o zmianie płci. Oczywiście nie osiąga tu również wybitnego poziomu, będąc raczej prostolinijnym i naiwnym, ale robi to w sposób szczery i w miarę naturalny. Stara się ukazać rozterki młodego pokolenia oraz naciski i stresujące sytuacje, jakim jest ono poddawane. W roli głównej widzimy w "Fanfiku" Alin Szewczyk. Nie mylić z tym Alvinem od wiewiórek. Jest to jakiś ewenement, pierwszy polski niebinarny-model-trans-aktor-aktorka. Osobnik, który defaultowo był samicą. Trudno tu oceniać grę aktorską, jako że jak się wydaje osoba ta gra po prostu siebie. Na pewno wypada pozytywnie i wiarygodnie. Wersja chłopięca pasuje jemu. I nie dziwię mu się. Też bym nie chciał być kobietą. Poza tym też czuję się uwięziony we własnym ciele. Ogólnie cała obsada się sprawdza, chociaż jakby naturalniej wypadają tu młodzi. Jest to bądź co bądź pozycja do nich właśnie skierowana. I tu właśnie można mieć pewne wątpliwości. Jaka idea bowiem przyświecała twórcom i czy w ogóle jakaś była? Obraz nie może do końca zdecydować się czy chce być teen dramą, czy czymś głębszym, mówiącym o szerszym problemie, który dotyka, jak się zdaje, coraz więcej osób. Pytanie tylko w jakim stopniu jest to rzeczywisty i poważny problem? Z boku bowiem wygląda to nieraz, jakby ktoś robił ludziom wodę z mózgu, w imię nie wiadomo w sumie czego. Na pewno faktem jest, że jesteśmy świadkami ciągłej walki o umysły, te młode również. Obserwując zachowania i tendencje części społeczeństwa na wszelkich platformach internetowych, jak i w popkulturze, zachodzi podejrzenie, że całe to zamieszanie jest jedynie przejściową modą. Trendem, który odejdzie kiedyś w zapomnienie. Z drugiej strony zauważalne są zmiany kulturowo-obyczajowe i jednym z ich objawów może być właśnie wszechobecny kryzys tożsamości. Nie ulega wątpliwości, że przyszłe społeczeństwo będzie zupełnie inne niż obecne.</p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhI-XPKtfc-uwekMbbYRs57Pm98ZgzPIZuqn9nlwZ3KPj2Be1PzZa0WWEusHmXp7xzwdeX_Xh8zLgvZMBOjQ_JRGXTz3RutG75xZkKndFzWdKR3SjNccmCNTHeSRb9iFXkIGn2CZZai88mGdRS1-C-tj3mlT4LWZ3vSahjKN9XJpNpfIhh8WiooWSyupAT2/s1400/Fanf1.jpg" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="900" data-original-width="1400" height="258" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhI-XPKtfc-uwekMbbYRs57Pm98ZgzPIZuqn9nlwZ3KPj2Be1PzZa0WWEusHmXp7xzwdeX_Xh8zLgvZMBOjQ_JRGXTz3RutG75xZkKndFzWdKR3SjNccmCNTHeSRb9iFXkIGn2CZZai88mGdRS1-C-tj3mlT4LWZ3vSahjKN9XJpNpfIhh8WiooWSyupAT2/w400-h258/Fanf1.jpg" width="400" /></a></div><p style="text-align: justify;">Osobną kwestią, która może budzić zastanowienie, jest wątek romantyczny przedstawiony w filmie. Bohaterka, która chce być chłopakiem, zakochuje się z wzajemnością w chłopaku, który jest gejem. Mimo perturbacji ostatecznie się schodzą. Jak się zatem można domyślić, będą również współżyć. I prawdopodobnie w sposób tradycyjny. Jaki jest zatem sens tej całej zamiany, skoro ostatecznie wychodzi na to samo, czyli seks kobiety z mężczyzną? Jakby ona została dziewczyną, a on hetero to efekt byłby ten sam. I tak by byli ze sobą, bo przecież się polubili. Film sugeruje, że Alvin nie zainteresowałby się kolegą, gdyby ten postrzegał ją jako samicę właśnie. Tylko jako chłop. To trochę tak jakby sięgać lewą ręką do prawego ucha. No, ale może się nie znam i czegoś po prostu nie rozumiem. Intencje autorów może i są dobre, ale powszechnie wiadomo, gdzie dobre intencje prowadzą. "Fanfik" budzi sprzeczne emocje. Z jednej strony sympatię, a z drugiej nieufność. Tak czy owak, jest na pewno ciekawą pozycją na naszym rynku filmowym.</p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgttLT-LzKNLIy1xX1jtWdLMnyk2AuDF_NWKTsMQ4Va7L538fihHvXCn2OfbeOVKo8bElWXZ7IulYSMjBtfk-4KwyAAM7zqpIiQyyvMvdd5lhy8JdFVyPcgE1N0eZOIAOuzqNDUt1gH8BPXuFZcen70wUirujKcwaPuQxlJtVO7rJed6eWLUXCHsCO2DBY6/s1280/Fanf3.jpg" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="854" data-original-width="1280" height="268" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgttLT-LzKNLIy1xX1jtWdLMnyk2AuDF_NWKTsMQ4Va7L538fihHvXCn2OfbeOVKo8bElWXZ7IulYSMjBtfk-4KwyAAM7zqpIiQyyvMvdd5lhy8JdFVyPcgE1N0eZOIAOuzqNDUt1gH8BPXuFZcen70wUirujKcwaPuQxlJtVO7rJed6eWLUXCHsCO2DBY6/w400-h268/Fanf3.jpg" width="400" /></a></div>Kinorgiahttp://www.blogger.com/profile/00120100875857862258noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-4294247390158331517.post-30879845062868016012023-11-14T07:06:00.000-08:002023-11-14T07:06:42.271-08:00TOP 10: Bigfoot<p style="text-align: justify;">Było ostatnio o wilkołakach w kontekście listy TOP 10 i pozostaję w tym nurcie. Mam na myśli nurt potworów. Tym razem jednak na tapetę biorę inną mieszankę. Nie człowieka z wilkiem, lecz z małpą. Chodzi tu oczywiście o legendarną postać Wielkiej Stopy. Jest on szczególnie popularny za oceanem, gdzie stanowi jeden z tradycyjnych bohaterów horrorów. Moda na Bigfoota powstała w latach 70. ubiegłego wieku, zyskując nawet własną nazwę, czyli sasquatchploitation. Produkcje te od zawsze cechowały się amatorskim poziomem wykonania oraz specyficznym, swojskim klimatem. Innym ich wspólnym mianownikiem była na ogół wszechobecna monotonia. Niewiele się w nich dzieje, brak jest ciekawej fabuły czy angażującej akcji. Na szczęście dotyczy to głównie starszych produkcji. Na przestrzeni lat powstało wiele filmów o Wielkiej Stopie. Od horrorów po komedie czy filmy familijne. Znajdzie się też jednak parę innych pozycji, z dużo głębszym znaczeniem. Filmy z listy na pewno nie należą do klasyki kina, ale dla fanów tematu powinny stanowić obowiązek.</p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgBJGkVI2hGK6z3spZj6sgizDuvnPBG8r9hlqXTdBP3K-qkb4TXeMDc79OQue7AEZPouOj_BnNsV4waIzrsSawzk4rEfsXQiQ9m7ts74cCMlWh8Qu_pJU4cRPL07topr8pTD9E2uiEqqsMB6COlar6CZtQ82YYhG1PhkuK8alHXpH0QUHJD_C9oobeIVYAU/s1006/Capture.JPG" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="712" data-original-width="1006" height="283" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgBJGkVI2hGK6z3spZj6sgizDuvnPBG8r9hlqXTdBP3K-qkb4TXeMDc79OQue7AEZPouOj_BnNsV4waIzrsSawzk4rEfsXQiQ9m7ts74cCMlWh8Qu_pJU4cRPL07topr8pTD9E2uiEqqsMB6COlar6CZtQ82YYhG1PhkuK8alHXpH0QUHJD_C9oobeIVYAU/w400-h283/Capture.JPG" width="400" /></a></div><br /><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><br /></div><p style="text-align: justify;"><b><span style="font-size: large;">10. </span></b><span style="text-align: left;"><span style="font-size: large;"><b>Film Pattersona-Gimlina</b></span></span><b><span style="font-size: large;"> 1967</span></b></p><p style="text-align: justify;"><b></b></p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><b><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhXb6rCWTDTdt2RWs1D-gBOzK1ukxztyHsuBTmXiT9by8qUoDBU8DHmaQNM_uFH1zx5omOE_KmQ67aUKITT9qC_ePB7p5LxwGMGS2nOuox12-b1unJb8CsryBllwVTFavDRCmSkh69nOF_ar_uWEKNwBcqgd5JOSn3Sn6ixJ14tAjqBp4R-8dJxwswjgRXv/s780/Untitled.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="439" data-original-width="780" height="225" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhXb6rCWTDTdt2RWs1D-gBOzK1ukxztyHsuBTmXiT9by8qUoDBU8DHmaQNM_uFH1zx5omOE_KmQ67aUKITT9qC_ePB7p5LxwGMGS2nOuox12-b1unJb8CsryBllwVTFavDRCmSkh69nOF_ar_uWEKNwBcqgd5JOSn3Sn6ixJ14tAjqBp4R-8dJxwswjgRXv/w400-h225/Untitled.jpg" width="400" /></a></b></div><p></p><p style="text-align: justify;">Na otwarcie rankingu pozycja najstarsza oraz nietypowa, ponieważ nie jest to film fabularny, ani nawet dokument, lecz słynne nagranie Gimlina i Pattersona z 1967 roku. Na tych kilkudziesięciu sekundach taśmy udało im coś zarejestrować Bigfoota w pełnej krasie. Można powiedzieć, że od tego zapisu zaczął się cały hype na Wielką Stopę, która za jego pomocą zakorzeniła się w globalnej świadomości. Na przestrzeni lat film ten był niezliczoną ilość razy analizowany, dzieląc ekspertów i widzów. Część uważa, że jest to tylko facet w kostiumie, inni za to są przekonani, że mamy tu do czynienia z autentycznym stworzeniem. W ostatnich latach pojawiła się w Internecie informacja, jakoby jeden z twórców na łożu śmierci wyznał, iż cała ta historia była oszustwem. Jest to jednak jedynie plotka. Obaj mężczyźni do końca swych dni, uparcie twierdzili, że ich nagranie jest prawdziwe. Ja podzielam ich opinię z uwagi na sposób poruszania się istoty, proporcji jej ciała oraz układu mięśni, jak i futra. W żadnym filmie nie widziałem kostiumu, który by wyglądał tak naturalnie. Trudno przypuszczać, by dwóch prostych traperów miało odpowiednie środki, by stworzyć taką mistyfikację, zwłaszcza biorąc pod uwagę czasy, w jakich film powstał. Mnie obraz Gimlina i Pattersona fascynował, odkąd zobaczyłem go pierwszy raz jako dziecko w telewizji. Pamiętam, że skutecznie straszył mnie nocami, wywołując jakiś rodzaj obsesji. Na zawsze pozostanie dla mnie namacalnym dowodem na istnienie czegoś, co wymyka się naszemu pojmowaniu rzeczywistości.</p><div style="text-align: justify;"><br /></div><div style="text-align: justify;"><div><b><span style="font-size: large;">9. The Legend of Bigfoot 1975</span></b></div><div><b><span style="font-size: large;"><br /></span></b></div><div><b><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjT9BiR9ARptEeKFzirRPpNMi977WvHpEL5pQpgG2MgJhGurtNGN7S8xmcg4FcedF2rFfLE9JvomIsSmoKF4i8vojbHCTIii2oFhKE7gWT4vSvwxr2xwwYNfmCYPEG0ATqTM3Rl4XhdgQz9mt0x8oJa5lB8HxDJPgDtsjbiGPyoO9dlTC6Kg2ER3lU9gxW7/s750/legendofbigfoot2.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="450" data-original-width="750" height="240" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjT9BiR9ARptEeKFzirRPpNMi977WvHpEL5pQpgG2MgJhGurtNGN7S8xmcg4FcedF2rFfLE9JvomIsSmoKF4i8vojbHCTIii2oFhKE7gWT4vSvwxr2xwwYNfmCYPEG0ATqTM3Rl4XhdgQz9mt0x8oJa5lB8HxDJPgDtsjbiGPyoO9dlTC6Kg2ER3lU9gxW7/w400-h240/legendofbigfoot2.jpg" width="400" /></a></div><br /></b></div><div>Jednym z bardziej typowych i charakterystycznych dla gatunku dzieł jest bez wątpienia "The Legend of Bigfoot". Pochodzi on z 1975 roku, a zatem ze złotego okresu nurtu sasquatchploitation. Nie jest on jednak horrorem. Mamy tu za to do czynienia z quasi dokumentem. Jego autorem jest niejaki Ivan Marx. Był to doświadczony traper, który zajmował się głównie wyłapywaniem lub eliminacją dzikich drapieżników, zagrażających ludziom oraz bydłu. Pewnego razu usłyszał of jednego farmera opowieść o wielkim, włochatym stworze, który miał ponoć zabijać jego krowy. Ivan jako człowiek twardo stąpający po ziemi, nie uwierzył oczywiście w te opowieści. Po jakimś czasie zaczął jednak sam odnajdywać dziwne ślady w błocie oraz kawałki nieznanego futra. Nie trzeba było dużo czasu, by również i jego przekonać o istnieniu Bigfoota. Od tego czasu misją życia mężczyzny stało się odnalezienie dowodów na występowanie mitycznego stwora. Jak wspomniałem "The Legend of Bigfoot" ma formę dokumentu. Wypełniają go w dużej mierze ujęcia przyrody. Nie ukazuje jednak prawdy, jako że występujące w nim nagranie rzekomej Wielkiej Stopy, ewidentnie nie jest autentyczne, wbrew temu, co twierdzi sam autor na początku seansu. Nagranie wygląda bardziej człowieka w kostiumie małpy. W rolę tę wcieliła się prawdopodobnie żona Ivana. Mimo tej skazy całość posiada sielską atmosferę, stanowiąc poniekąd kapsułę czasu, dzięki której możemy się przenieść do okresu, kiedy wszystko było czystsze i prostsze. I to jest główny atut owej produkcji.</div><div><br /></div><div><div><b><span style="font-size: large;">8. Exists 2014</span></b></div><div><b><span style="font-size: large;"><br /></span></b></div><div><b><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjaXWKFV68UGqPQP3zP_Pi58RVveNAlKdMh4BQanqZHiPr1-ciRLNhQq_TVUL8Kfrqr9ZuOAm-jVQV8FkCaRuEvE8TVWuFk0qr3nqPP1U7P12DKApO5qp5pWGwk6jWTDIvVId09W1do8dlMqQ4hMN7zR6zlRc9NFHYhUvvuC7N55rNtWDc3wq50ndHw9gD8/s743/Untitled.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="383" data-original-width="743" height="206" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjaXWKFV68UGqPQP3zP_Pi58RVveNAlKdMh4BQanqZHiPr1-ciRLNhQq_TVUL8Kfrqr9ZuOAm-jVQV8FkCaRuEvE8TVWuFk0qr3nqPP1U7P12DKApO5qp5pWGwk6jWTDIvVId09W1do8dlMqQ4hMN7zR6zlRc9NFHYhUvvuC7N55rNtWDc3wq50ndHw9gD8/w400-h206/Untitled.jpg" width="400" /></a></div><br /></b></div><div>Większość z filmów poświęconych Bigfootowi to tanie horrory. Zwłaszcza współczesne produkcje idą w tym kierunku. Jednym z lepszych przykładów tego typu jest "Exists" z 2014 roku. Fabuła skupia się ponownie wokół grupy znajomych, którzy spuszczają się w lesie. Udając się na miejsce libacji, potrącają oni jakieś stworzenie. Niedługo po przyjeździe na miejsce zaczynają być stalkowani przez jakiegoś potwora. Czyli typowa historia o Wielkiej Stopie. Jedynie finał może stanowić tutaj pewne zaskoczenie. Twórcy zadali sobie trud, aby obdarzyć małpoluda jakąś formą motywacji. Nie jest to jednak jedyna zaleta "Exists". Nawet jak na tani horror film prezentuje się nieźle technicznie oraz umiejętnie wprowadza nastrój grozy i ciągłego zagrożenia. Nie ma tu miejsca na jakieś analizy. Czas ekranowy wypełnia głównie akcja. Niczego więcej jednak nie należy oczekiwać od tego typu dzieła.</div></div><div><br /></div><div><div><b><span style="font-size: large;">7. Potwór 2006</span></b></div><div><br /></div><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhJN3hNogcVku-1FE_xAySDJYD2el3s812bu6wzLWum-x9j0laj7PYw8EvryL9qMfVBLugv3x5ujQoTh5TgtZM0-8_Wh0x8FZbA_aw4gFu3s7pHH6WL0wyL_hFK4qglwrnud1A6xnTx6Iea5oHApWT6o6EOD7hOn9BOJtDPylDatG4F-wVO5mAg3hgGdHCf/s800/abominable.width-800.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="550" data-original-width="800" height="275" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhJN3hNogcVku-1FE_xAySDJYD2el3s812bu6wzLWum-x9j0laj7PYw8EvryL9qMfVBLugv3x5ujQoTh5TgtZM0-8_Wh0x8FZbA_aw4gFu3s7pHH6WL0wyL_hFK4qglwrnud1A6xnTx6Iea5oHApWT6o6EOD7hOn9BOJtDPylDatG4F-wVO5mAg3hgGdHCf/w400-h275/abominable.width-800.jpg" width="400" /></a></div><div><br /></div><div>Jednym z nowszych filmów o Bigfoocie jest "Potwór" pochodzący z roku 2006. Jako nowy mam na myśli taki, który powstał w tym wieku. Muszę przyznać, że polski tytuł nie jest zbyt fortunny. Oryginalna nazwa "Abominable" o wiele bardziej pasuje do tego horroru. Jest to jedna z bardziej wypasionych produkcji o Bigfoocie, a mianowicie dysponowała niezłym budżetem i częściowo rozpoznawalnymi aktorami. Opowiada on o pewnym poruszającym się na wózku mężczyźnie, który przebywając w górach, obserwuje grupę studentek z naprzeciwka. Z przerażeniem odkrywa, że w wokół ich domu kręci się niebezpieczny, włochaty spór. Bohater nie jest w stanie pomóc dziewczynom z uwagi na kłopoty zdrowotne, co powoduje jego wielką frustrację. Jest to zatem poniekąd taka horrorowa wersja "Okna na podwórze". Przyznaję, że pomysł z wózkiem inwalidzkim był całkiem niezły i dodawał całości atmosfery bezradności, która napędzała strach. Bigfoot został tu przedstawiony jako iście krwiożercza bestia, która potrafi odgryzać ludziom całe głowy. Jego wygląd jest trochę groteskowy, ale ogólnie spece od kostiumów odwalili dobrą robotę. "Abominable" to niezobowiązująca rozrywka na lekki seans w luźnej atmosferze.</div></div></div><div><br /></div><div><div><b><span style="font-size: large;">6. Ape Canyon 2019</span></b></div><div><br /></div><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEivHOahoxCdrF985aTFWBlTNpcIBL5K78vQDXwKLivpE0UIU4LMTGYpn7P4a52GQ6nWUPSULVNCbR1N_AouG6huiEJP2agKBtcI7uLzwMieTknavxxmr8zyMFQQ8XdYEkk4u55_00jssaDhSPWs1qfUygYzVFz4KFMS6f_TCdvqNqHlBybjsvifJ7Il2lvH/s1020/apecanyon08.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="516" data-original-width="1020" height="203" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEivHOahoxCdrF985aTFWBlTNpcIBL5K78vQDXwKLivpE0UIU4LMTGYpn7P4a52GQ6nWUPSULVNCbR1N_AouG6huiEJP2agKBtcI7uLzwMieTknavxxmr8zyMFQQ8XdYEkk4u55_00jssaDhSPWs1qfUygYzVFz4KFMS6f_TCdvqNqHlBybjsvifJ7Il2lvH/w400-h203/apecanyon08.jpg" width="400" /></a></div><div><br /></div><div style="text-align: justify;">W 2002 roku powstał film o Bigfoocie dla dorosłych. Nie powinno to sumie dziwić, znając ludzką naturę. Nosił on tytuł "Ape Canyon". Siedemnaście lat później światło dzienne ujrzał kolejny obraz identycznie zatytułowany. Jego natura jest jednak zgoła inna. Oczywiście punktem wyjściowym również jest polowanie na Wielką Stopę, nie mu jednak żadnych treści erotycznych. Jest zgoła inaczej. "Ape Canyon" z 2019 roku jest bowiem całkiem wyjątkową pozycją, jeśli chodzi o świat sasquatchploitation. Bohaterem jest młody mężczyzna, który wmanewrowuje swoją starszą siostrę do wyprawy w dzicz celem poszukiwania Wielkiej Stopy w słynnym Kanionie Małp. Wycieczka nie idzie jednak zgodnie z planem. Jak się okazuje, chłopak przeżywa poważny kryzys, a wyjazd miał być dla niego symboliczną formą ucieczki. Trudne przejścia ostatecznie zbliżają rodzeństwo i pomagają im zmierzyć się z rodzinnymi traumami. "Ape"Canyon" nie jest zatem horrorem, a rasowym dramatem psychologicznym. Jest to film o trudnych relacjach osadzony w nietypowej scenerii. Początkowo utrzymany w lekkim tonie, przybiera z czasem poważniejszy ton. Stanowi hołd dla ludzkiej wytrwałości oraz hartu ducha. Okazuje się, że można nakręcić film o Wielkiej Stopie bez pokazywania Wielkiej Stopy. Za wartość dodaną należy w tym przypadku uznać także wplecenie animowanych sekwencji, co znacznie urozmaica odbiór.</div></div><div style="text-align: justify;"><br /></div><div style="text-align: justify;"><div><b><span style="font-size: large;">5. Gniew Pierwotny 2018</span></b></div><div><br /></div><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEht45q-NlxMmWYrBCWOmSIBK3vTD5iZxRAYZvb2yNeWsQIVWnim5Vv5sUw8Uo3IU4_Cfxtre4rBzfSTvBFLTxnOjr4hKLTMPq1SxUddrWrTTyaH-lrkNiZ8tZuINgWxqKcTl7OhpjMMU8imRS5wIdQVLHMuIxAV3bL2K9KTq1ry9o28_q_s6zUTuX6qldeh/s943/Untitled.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="848" data-original-width="943" height="360" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEht45q-NlxMmWYrBCWOmSIBK3vTD5iZxRAYZvb2yNeWsQIVWnim5Vv5sUw8Uo3IU4_Cfxtre4rBzfSTvBFLTxnOjr4hKLTMPq1SxUddrWrTTyaH-lrkNiZ8tZuINgWxqKcTl7OhpjMMU8imRS5wIdQVLHMuIxAV3bL2K9KTq1ry9o28_q_s6zUTuX6qldeh/w400-h360/Untitled.jpg" width="400" /></a></div><div><br /></div><div>Na mojej liście najwięcej miejsca zajmują horrory. Nic dziwnego, jako że Bigfoot wykorzystywany był zawsze zwłaszcza w amerykańskim kinie, do straszenia. Twórcy "Gniewu pierwotnego" poszli jednak nawet o krok dalej. Uczynili oni bowiem z Sasquatcha prawdziwego, wyspecjalizowanego zabójcę. Nie mamy tu zatem do czynienia z dzikim zwierzem, a z inteligenta formą życia, która ma własne obyczaje i rytuały. Fabuła nie jest niczym nowym. Oto młoda para wybiera się w leśną gęstwinę, by zgubić się na szlaku. Wkrótce stają się oni obiektem zainteresowania dzikiej bestii. Napięcie dodatkowo podsyca fakt ingerencji w całą sytuację grupki krewkich rednecków. Pełnią oni jednak na ekranie jedynie funkcję mięsa armatniego. I dobrze, bo są to wyjątkowo niesympatyczne kreatury. Wizja Wielkiej Stopy ukazana tutaj jest zaiste frapująca. Nosi on maskę, tworzy narzędzia i się nimi posługuje. Potrafi nawet rozniecić ogień. Stosuje wymyślne pułapki oraz rodzaje broni, co czyni go bardzo podobnym w działaniu do innego kinowego łowcy, jakim był Predator. Jest go więcej niż jeden, co karze sugerować, iż należy do jakiegoś rodzaju plemienia. Kostium małpoluda jest bardzo dobrze wykonany i nie trąci amatorszczyzną. Z dziennikarskiego obowiązku trzeba dodać, że tak naprawdę mamy tu do czynienia nie z Sasquatchem, a Oh-mah. Jest to jednak tylko inna nazwa określająca tę samą istotę. "Gniew Pierwotny" określiłbym jako podrasowaną wersję wielu innych produkcji spod znaku "Bigfoot poluje na ludzi w lesie".</div></div><div style="text-align: justify;"><br /></div><div style="text-align: justify;"><div><b><span style="font-size: large;">4. Harry i Hendersonowie 1987</span></b></div><div><br /></div><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEilt9K_gBH0YoCzPTtcSomSkhY-EymQTeBgUQjdjn4ritys6vB8C8IKQCk30MUAeAD1mKmAvkDVl6s8-d1e_Nc42AbopxvO2SzI021W345ZA8cimkrG4G_SBF8msALam7ymgUkmkX_Dx_d2BI3rzBuQeWy6P7hLXSaQMXc7QTuoZTJbYaVMvD9DgwA30Slh/s1400/Untitled.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="1400" data-original-width="966" height="400" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEilt9K_gBH0YoCzPTtcSomSkhY-EymQTeBgUQjdjn4ritys6vB8C8IKQCk30MUAeAD1mKmAvkDVl6s8-d1e_Nc42AbopxvO2SzI021W345ZA8cimkrG4G_SBF8msALam7ymgUkmkX_Dx_d2BI3rzBuQeWy6P7hLXSaQMXc7QTuoZTJbYaVMvD9DgwA30Slh/w276-h400/Untitled.jpg" width="276" /></a></div><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><br /></div><div>Nadeszła pora na najbardziej mainstreamowy obraz o Bigfoocie, czyli komedię "Harry i Hendersonowie" z 1987 roku. Już sam rok produkcji może stanowić gwarancję jakości. Za powstaniem obrazu stało duże studio, a w obsadzie widać naprawdę znane nazwiska z Johnem Lithgowem na czele. Na fali popularności filmu powstał nawet serial telewizyjny. Budżet widać także, jeśli idzie o kostium, który prezentuje się świetnie, dzierżąc pierwsze miejsce wśród innych produkcji. "Harry" różni się od reszty dzieł o Sasquatchu tym, że jest familijną komedią oraz tym, że akcja dzieje się głównie w mieście, a nie w lesie. Umieszczenie stwora w takim środowisku było idealną okazją do zastosowania wielu gagów. Tytułowi Hendersonowie to typowa amerykańska rodzina, która podczas wypadu w góry potrąca nieznane stworzenie. Chcąc naprawić swój błąd, głowa rodziny, postanawia zabrać zwierzę do domu. Jak się można domyślić, jest to początek zwariowanej, miejskiej przygody. Pozycja ta to rzec można flagowy przykład kina familijnego, które nie jest żenujące i potrafi naprawdę bawić. Klasą dla siebie jest tu wspomniany Lithgowa. Nie należy jednak zapominać również o odtwórcy roli Harry'ego, czyli Kevinie Peteru Hallu. Był to swego czasu naczelny "potwór" Hollywood. Z uwagi na swój nieprzeciętny wzrost wcielał się w rolę wielu słynnych kreatur na czele z Predatorem. Tutaj jego postać była o wiele bardziej dobroduszna i sympatyczna, co współgrało z naturą aktora. "Harry" to obraz, który się nie starzeje i nadal można go polecić kolejnym pokoleniom miłośnikom oglądania filmów w rodzinnym gronie.</div><div><br /></div><div><div><b><span style="font-size: large;">3. Willow Creek 2013</span></b></div><div><br /></div><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiCF5CgaIcx7laH5ebkDdy1eoYZe9jzwvcT0s0GSB4_873UpCn8wQdRqu-n860wCDwQlF9qdhe6GpdFPLJyko9SGg5SzjvCVH0hwSO5iq48v5hV0yNPpJ7FOE_GBXTbYNcQ5O1fkxlOeIN86Cu0t5QlqnvEWnZxz-T9UMeJrrrxyS5esHOz-UB9YBFWSVX1/s560/doc_6291_0.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="316" data-original-width="560" height="226" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiCF5CgaIcx7laH5ebkDdy1eoYZe9jzwvcT0s0GSB4_873UpCn8wQdRqu-n860wCDwQlF9qdhe6GpdFPLJyko9SGg5SzjvCVH0hwSO5iq48v5hV0yNPpJ7FOE_GBXTbYNcQ5O1fkxlOeIN86Cu0t5QlqnvEWnZxz-T9UMeJrrrxyS5esHOz-UB9YBFWSVX1/w400-h226/doc_6291_0.jpg" width="400" /></a></div><div><br /></div><div>Słynny skądinąd Bobcat Goldthwait postanowił kiedyś, że nakręci film o Bigfoocie. Jak pomyślał, tak zrobił. Zebrał znajomych i pojechał z nimi do lasu. Większość procesu twórczego odbyła się po drodze. Ekipa liczyła tylko siedem osób. Tym bardziej może dziwić, że efekt wyszedł nad wyraz dobrze. "Willow Creek" bo o nim mowa to niskobudżetowy horror found footage, opowiadający o pewnej parze, która udaje się do światowej stolicy Sasquatcha, aby nakręcić dokument o tej mitycznej istocie. Jak się nietrudno domyślić trafiają ostatecznie do ciemnego lasu, gdzie się gubią i zostają sami, zdani tylko na siebie. W głuszy dochodzi do dramatycznych wydarzeń. Fabuła jest zatem prosta jak kreska amfetaminy. W tym tkwi jednak zaleta produkcji. Czasem bowiem mniej znaczy więcej i tak jest także w tym przypadku. Twórcom udało się stworzyć wciągającego straszaka, który powoli buduje napięcie i tworzy klaustrofobiczną atmosferę zaszczucia. Trzeba mu tylko pozwolić wciągnąć się w ten klimat.</div></div><div><br /></div><div><div><b><span style="font-size: large;">2. Letters from the Big Man 2011</span></b></div><div><br /></div><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgnPuyUUBBPS4Nn3_LSKMAdKnTeYaaqiaSq9lt2sK4hmcBTYm3P4yNyQY6wBCYQVg8gTeZ7wzEjOAzIhy8q-xvgudSCwnIznoDtNbOXOtL83Z8OUp3h7W8udzlNbQfWCzKUoBTI3OGbWp4JENy7nQjmI-COz0nO7kbI2giu0rGPfElQbLLjMoF2cd9zYJlZ/s759/EB20111130REVIEWS111209999AR.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="507" data-original-width="759" height="268" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgnPuyUUBBPS4Nn3_LSKMAdKnTeYaaqiaSq9lt2sK4hmcBTYm3P4yNyQY6wBCYQVg8gTeZ7wzEjOAzIhy8q-xvgudSCwnIznoDtNbOXOtL83Z8OUp3h7W8udzlNbQfWCzKUoBTI3OGbWp4JENy7nQjmI-COz0nO7kbI2giu0rGPfElQbLLjMoF2cd9zYJlZ/w400-h268/EB20111130REVIEWS111209999AR.jpg" width="400" /></a></div><div><br /></div><div>Kolejna pozycja na liście stanowić może nie lada zaskoczenie. Nie jest to bowiem typowy film o Bigfoocie. Nie ma za zadania straszyć widza. Nie ma tu zagubionych turystów, nocnych krzyków, czy podobnych atrakcji. Nie ma też próby zdobycia odbiorców tanią sensację. Wydźwięk filmu jest całkiem inny. Główna bohaterka przybywa w leśne ostępy w celu prowadzenia badań naukowych. Na miejscu spotyka pewnego aktywistę, z którym rozpoczyna romans. W międzyczasie odkrywa pewien rządowy spisek, co zmusza ją do ustalenia priorytetów na nowo. W tle jest oczywiście Wielka Stopa, z którym kobieta nawiązuje specyficzną formę relacji, mimo tego, że nie dochodzi między nimi do spotkania w cztery oczy. "Letters from the Big Man" to kino bardzo kameralne. Narracja prowadzona jest w bardzo spokojnym tempie. Można nawet powiedzieć, że dzieło to ma intymny charakter. Taką formę ma tutaj interakcja bohaterki z Bigfootem, jak i ogólnie z przyrodą. Jest to w jakimś sensie manifest ekologiczny. Postać Sasquatcha nie jawi się tu jako obrzydliwy i groźny potwór, a jako łagodny gigant, który stara się przetrwać w ciągle zmieniającym się świecie. Na osobną uwagę i pochwałę zasługuje tutaj projekt i kostium kryptytdy. Jest on bardzo dopracowany i wygląda realistycznie, będąc jednym z lepszym, jakie widziałem w filmie.</div></div><div><br /></div><div><div><b><span style="font-size: large;">1. The Legend of Boggy Creek 1972</span></b></div><div><br /></div><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgMsgk7PckYqzlVCn5UrGH6rAhVM7bdu2mJQ7tFJK77_D4M2X0DbDBx1U4Mnfgo0tGUjCyldVBNfq3ZshOZgW17-vS_k4b0RXVKgC6othXAQS5NnQiYgRDD0fmoqQ10vvgwgwWDzy-aIXPgfCr_hWus_hY8MzLhXX7Gb-j0Rtzh6YRnOyBfLggd5mMyY7Dx/s1200/Untitled2.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="675" data-original-width="1200" height="225" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgMsgk7PckYqzlVCn5UrGH6rAhVM7bdu2mJQ7tFJK77_D4M2X0DbDBx1U4Mnfgo0tGUjCyldVBNfq3ZshOZgW17-vS_k4b0RXVKgC6othXAQS5NnQiYgRDD0fmoqQ10vvgwgwWDzy-aIXPgfCr_hWus_hY8MzLhXX7Gb-j0Rtzh6YRnOyBfLggd5mMyY7Dx/w400-h225/Untitled2.jpg" width="400" /></a></div><div><br /></div><div>Przyszedł czas na mojego absolutnego faworyta, jeśli chodzi o sasquatchowe kino. I nie jestem odosobniony w tej opinii. "The Legend of Boggy Creek" bo o nim tu mowa to dziecko niezależnego filmowca Charles'a B. Pierce'a. Potrafił on idealnie dobrać czas i miejsce na realizację swojej produkcji. Opowiada ona o jednej z lokalnych wersji Bigfoota, jakim był potwór z Fouke. Owo miasteczko, leżące w Arkansas było miejscem ataków jakiegoś owłosionego małpoluda. Film Pierce'a przedstawia owe wydarzenia w sposób prawdziwe amatorski. Nie fabuła ani nie efekty są jednak zaletą produkcji. Obraz bowiem od samego początku broni się czymś innym, czyli niepodrabialną atmosferą. Już pierwsze ujęcia okolicznych bagien i towarzyszące im dźwięki wprowadzają widza w inny świat pełen dzikich stworzeń. Jest to niedostępny, owiany tajemnicą, rejon o baśniowym wręcz klimacie. Nastrój, jaki udało się uzyskać reżyserowi, decyduje nie tyle o jakości dzieła, co o jego aurze niesamowitości. Odbiór ten jest potęgowany przez użycie licznych naturszczyków. Aż miło posłuchać ich południowego akcentu. Wszystko to sprawia, iż nie przeszkadza nam nawet fakt, że sam stwór nie jest prawie w filmie w pełni ukazany. "The Legend of Boggy Creek" to sztandarowy przykład sasquatchploitation i co za tym idzie również żywego, amerykańskiego folkloru.</div></div></div>Kinorgiahttp://www.blogger.com/profile/00120100875857862258noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-4294247390158331517.post-22417370251336247422023-10-31T11:24:00.000-07:002023-10-31T11:24:57.178-07:00TOP 10: Wilkołaki<p style="text-align: justify;">Wprawdzie na moim blogu pojawił się już kiedyś tekst z okazji Halloween, ale ponieważ temat jest dość szeroki, to postanowiłem także w tym roku coś napisać. W sumie to zestawienie nie wiąże się jakoś specjalnie ze świętem czy jego genezą, ale ociera się o gatunek horroru, więc pasuje do tej okazji. Z tego, co wiem to wspólne oglądanie horrorów to jedna z hamerykańskich halloweenowych tradycji. A jednym z bardziej powszechnych motywów kina grozy są wilkołaki. Są to obok wampirów czy zombie najbardziej popularne stwory, jakie pojawiają się w filmach. I należą do moich ulubionych, zatem uznałem, że warto stworzyć ranking dzieł im poświęconych. Zwłaszcza że wybór jest dosyć spory. Trzeba przyznać, że wiele produkcji z tymi potworami w roli głównej posiada wątpliwą jakość, lecz myślę, że jest możliwe wygrzebać też jakieś wartościowe pozycje. Wilkołaki ponoć nie istnieją naprawdę, bo to fizycznie niemożliwe, żeby jeden organizm zmienił się w drugi. Mimo to ludzie nawet w dzisiejszych czasach twierdzą, że je widzieli. Sprawa jest zagadkowa. Osobiście sam chciałbym być wilkołakiem, bo można wtedy chodzić nocą nago i oddawać mocz gdzie popadnie. Poza tym dysponuje się nadludzką siłą, którą można wykorzystać do miażdżenia ludzkich czaszek i rozrywania ich ciał na strzępy.</p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhfdw3u9KKpYWqAhkWhW-Q2ZNjlE0qShoAxHfw2vGAVb_c8MUh_t1UQA3B87Uw3fH6hE-lI2yIYaT2a62ajOgns9F0fOfFr_Arv60MsFkyKoKPzSlD4Efq1fNo-vxjhrrTxxCsk6tXnLWhs5ci-one9kjFrDsCPiFbgFfv0zYQbY95xDHejiRD_XGRaMpkH/s1215/Capture.JPG" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="843" data-original-width="1215" height="278" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhfdw3u9KKpYWqAhkWhW-Q2ZNjlE0qShoAxHfw2vGAVb_c8MUh_t1UQA3B87Uw3fH6hE-lI2yIYaT2a62ajOgns9F0fOfFr_Arv60MsFkyKoKPzSlD4Efq1fNo-vxjhrrTxxCsk6tXnLWhs5ci-one9kjFrDsCPiFbgFfv0zYQbY95xDHejiRD_XGRaMpkH/w400-h278/Capture.JPG" width="400" /></a></div><div><br /></div><div><br /></div><b><span style="font-size: large;">10. Wilkołak 1941</span></b><div><span style="font-size: large;"><b><br /></b></span></div><div><span style="font-size: large;"><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjTbB8lhPJMvUWqra9v516WEAb4iYWTwU8qoeCa01yNddE5JU8dahITtKvcphV-XjqYKZ7ZBnH4coq7z7ZGtXxGsHNbesAHBFi_2l5Dux1Y6GqDDmGN834PBdw4U5uDDeaI0Djl3iu40D1YKfc1TqP7QeYUSnOC-xNI5mn0Vh3F2E5hbOzZn9DTEWyB1MbE/s700/thewolfman-screenshot-1.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="394" data-original-width="700" height="225" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjTbB8lhPJMvUWqra9v516WEAb4iYWTwU8qoeCa01yNddE5JU8dahITtKvcphV-XjqYKZ7ZBnH4coq7z7ZGtXxGsHNbesAHBFi_2l5Dux1Y6GqDDmGN834PBdw4U5uDDeaI0Djl3iu40D1YKfc1TqP7QeYUSnOC-xNI5mn0Vh3F2E5hbOzZn9DTEWyB1MbE/w400-h225/thewolfman-screenshot-1.jpg" width="400" /></a></div></span><p style="text-align: justify;">Ranking otwiera najstarsza pozycja bo pochodzący z 1941 roku "The Wolf Man". Jest to zarazem pierwsza produkcja wielkiego studia z wilkołakiem w tle, która odniosła sukces. Otworzyła tym samym drzwi dla wszystkich późniejszych filmów o lykantropach. Jest to poniekąd taki kamień milowy podgatunku, który wskazał ścieżkę oraz wyznaczył standardy. Warto tu nadmienić, że nie była to pierwsza próba studia Universal jeśli chodzi o temat wilkołaków. Sześć lat wcześniej wyprodukowali obraz "Werewolf of London", który jednak nie okazał się kasowym sukcesem. Jak widać nie zniechęciło to ich i spróbowali ponownie co miało pozytywne skutki. Doceniając rolę "Wolfmana" oraz jego historyczne znacznie, muszę przyznać, że nie zrobił on jednak na mnie wielkiego wrażenia. Jak to się często mówi nie zestarzał się dobrze. Dzisiaj jest już mocno archaiczny i niczym nie straszy. Sama postać wilkołaka przypomina bardziej jakiegoś małpoluda i nie jest moim zdaniem efektowna. Mimo to warto wspomnieć, że rolę tą odegrał Lon Chaney Jr. czyli ikona kina grozy, syn niemniej słynnego Lona Chaneya, mistrza ekranowych metamorfoz. Wiele filmów ze stworami w centralnym miejscu posiada mocno nostalgiczny żeby nie powiedzieć smutny wydźwięk. Dotyczy to zwłaszcza tych, w których bohater zmienia się w jakąś bestię. Nie inaczej jest w przypadku "Wolfmana". Ten melancholijny rys stanowi jednak jedną z zalet produkcji. Obraz można traktować jako sentymentalną podróż w czasie. Poleciłbym go głównie fanom starego kina, horroru w szczególności. Zwłaszcza miłośnikom klasycznych obrazów z potworami typu Dracula czy Frankenstein na czele.</p><p style="text-align: justify;"><b><span style="font-size: large;">9. Zły wpływ księżyca 1996</span></b></p><p style="text-align: justify;"><b></b></p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><b><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiPdVdxFj3a88e3RiE67NJgaUqXMeSLvODiEXaAmNxiirVh6lgws5PTz9ATP8rX2xPQDhSx_da33gkhGlmWtXlUaIBLbOnZW91xARlnDF7Wj6qLmptqX6_p1QzKowyXSJlW8z34zWERSMBk6T0B_uQ1Iwe0JSKqB76EAOg17VD4QPF2loVeq0Au38DNUTaC/s1140/bad%20moon.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="570" data-original-width="1140" height="200" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiPdVdxFj3a88e3RiE67NJgaUqXMeSLvODiEXaAmNxiirVh6lgws5PTz9ATP8rX2xPQDhSx_da33gkhGlmWtXlUaIBLbOnZW91xARlnDF7Wj6qLmptqX6_p1QzKowyXSJlW8z34zWERSMBk6T0B_uQ1Iwe0JSKqB76EAOg17VD4QPF2loVeq0Au38DNUTaC/w400-h200/bad%20moon.jpg" width="400" /></a></b></div><p style="text-align: justify;">"Bad Moon" czyli "Zły wpływ księżyca" po polskiemu to hamerykańsko-kanadyjski horror z 1996 roku. Jego fabuła nie jest zbyt odkrywcza i opowiada o pewnym jegomościu ugryzionym podczas podróży do Nepalu przez wilkołaka. Jest to zatem swoisty ukłon w stronę wspomnianego już pierwszego wilkołaczego filmu "Wilkołaka z Londynu" z 1935 roku, którego bohater również zaraził się lykantropią w Tybecie. Następnie protagonista "Złego wpływu księżyca" wraca w rodzinne strony gdzie oczywiście zaczyna mordować kogo popadnie. Stara się walczyć z "nałogiem" i przykuwa się podczas pełni kajdankami do kibla, ale nie zawsze zdąża. Jego sytuację komplikuje pojawienie się siostry z synem oraz psem. Film nie odniósł sukcesu komercyjnego oraz dostał negatywne opinie od krytyków. Ja jednak uważam go za warty uwagi. Przede wszystkim dla drobnych elementów, które odróżniają go od innych przedstawicieli podgatunku. Chodzi mi to głównie o silny wątek rodzinny jak również o motyw psa. W decydujących momentach to on właśnie odgrywa niepośrednią rolę. Jestem fanem czworonogów i zawsze doceniam gdy zostaną godnie wykorzystane w kinie. Tutaj mamy właśnie tego przykład. Ich poświęcenie i współpraca z ludźmi zostały tu docenione oraz umiejętnie uwypuklone. Drugim atutem produkcji jest kostium i samo wykonanie potwora. Transformacja wygląda może tanio bo jest to tylko słaby CGI, ale po przemianie wygląda już całkiem porządnie oraz co najważniejsze dość przerażająco.</p><p></p><p style="text-align: justify;"><b><span style="font-size: large;">8. Srebrna kula 1985</span></b></p><p style="text-align: justify;"><b></b></p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><b><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgcTwp4pBB6DsMo4cWyxuxaE3kekZRsoJRXxqPKHaZeUVRYXqpKPmRUZLyEmIHcJK1vtqesjkxV6-AyPGDKwl7zYskoQhCSLdn3u6-AcSuTu7ol0wJWe3hQLpGxJ9n9-x2aYn3g2MHjfa7kOFPSmSP4APtoUbW-tp09ydVaYZZ2RbLuSdD5nwWcN8OU0hTe/s776/silver%20bullet.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="477" data-original-width="776" height="246" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgcTwp4pBB6DsMo4cWyxuxaE3kekZRsoJRXxqPKHaZeUVRYXqpKPmRUZLyEmIHcJK1vtqesjkxV6-AyPGDKwl7zYskoQhCSLdn3u6-AcSuTu7ol0wJWe3hQLpGxJ9n9-x2aYn3g2MHjfa7kOFPSmSP4APtoUbW-tp09ydVaYZZ2RbLuSdD5nwWcN8OU0hTe/w400-h246/silver%20bullet.jpg" width="400" /></a></b></div><p style="text-align: justify;">Lata 80. to złota dekada horrorów. Powstało wtedy wiele pamiętnych i kultowych dziś produkcji z tego gatunku. Wiele z nich zahaczało o kino klasy B oraz mieszało grozę z humorem co sprawiało, że obecnie posiadaj ten silny ładunek nostalgii oraz tęsknoty za epoka i prostszymi czasami. Nie inaczej jest z dziełem "Srebrna kula". Sam tytuł sugerować może jaka jest jego tematyka. Nie od dziś bowiem wiadomo, że to właśnie srebrnych kul używa się do zabicia wilkołaka. Ten pochodzący z 1985 roku film posiada wszelkie składowe kina lat 80. Małe miasteczko jako miejsce akcji, młodociany główny bohater, który odkrywa pewien sekret, w co oczywiście nikt mu początkowo nie wierzy czy szalonego wujka, który wprowadza elementy komediowe. Bezsprzeczna zaleta produkcji jest obsada. W skład jej wchodzą Corey Haim czyli jeden z naczelnych dziecięcych aktorów dekady, niezawodny Gary Busey, również ikona tego okresu, Everett McGill czyli idealnie odgrywąjcy villianów aktor charakterystyczny czy w końcu młoda i słodka Megan Follows, naczelna odtwórczyni roli Ani z Zielonego Wzgórza. Mieszanka ta zapewnia widzowi nieskrępowana rozrywkę, wsparta przez scenariusz autorstwa samego Stephena Kinga. Forma potwora jest w tym przypadku dwunożna, a sam kostium jest całkiem imponujący. "Srebrna kula" to pozycja z rodzaju tych lekkich i przyjemnych, lecz na pewno z tego względu nie gorszych.</p><p></p><div style="text-align: justify;"><div><b><span style="font-size: large;">7. Późne fazy człowieczeństwa 2014</span></b></div><div><b><span style="font-size: large;"><br /></span></b></div><div><b><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjLwP45kxTrPGeFqo6wNxcAse05j6dgZTGCFLlINCFQaD0tdpX2FMAJqZNeBQHJoj9iXVk-ln8afjAW95Ks6AenfLb3evoLpCoYA02L0_reMT6bKg2U8SDuSYuzsb7OgaluwRjdkbX2jsSihyKUa8LGARpP92c40CQsCoq48CamhP5mtHGFxfftPgiizL2W/s1247/late%20phases.JPG" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="867" data-original-width="1247" height="278" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjLwP45kxTrPGeFqo6wNxcAse05j6dgZTGCFLlINCFQaD0tdpX2FMAJqZNeBQHJoj9iXVk-ln8afjAW95Ks6AenfLb3evoLpCoYA02L0_reMT6bKg2U8SDuSYuzsb7OgaluwRjdkbX2jsSihyKUa8LGARpP92c40CQsCoq48CamhP5mtHGFxfftPgiizL2W/w400-h278/late%20phases.JPG" width="400" /></a></div></b></div><div><br /></div><div>Kolejnym wyróżniającym się i łamiącym ramy typowego horroru obrazem jest pochodzący z 2014 film "Późne fazy człowieczeństwa". Jest to dość przewrotny tytuł, ponieważ ma, można powiedzieć, podwójne znaczenie. Po pierwsze chodzi tu oczywiście o nawiązanie do przemiany w wilkołaka, a po drugie dzieło ukazuje także zmagania pewnego starszego mężczyzny z własnym przemijaniem. Człowiek ten to niewidomy weteran wojny w Wietnamie, który wprowadza się do domu spokojnej starości. Jak się okazuje, nie jest to taka spokojna starość, jak by się mogło wydawać, jako że na terenie ośrodka grasuje prawdziwy wilkołak, który eliminuje po kolei rezydentów. Nasz bohater jako jedyny domyśla się, kto jest sprawcą mordów i próbuje na własną rękę rozprawić się z bestią. Oprócz tej głównej osi narracyjnej mamy także pokrewne wątki takie jak walka i pogodzenie się z własnym sumieniem, refleksje na temat życia, trudne relacje rodzinne czy ostracyzm oraz miejsce ludzi starszych w społeczeństwie. Wszystkie one zostały bardzo zgrabnie wplecione w fabułę i dopełniają się nawzajem. Mimo iż jest to obraz raczej skromny i z drugiego szeregu to aktorsko prezentuje się całkiem znośnie. Jest to zasługa obsady, którą tworzy raczej drugi garnitur aktorski, co nie wpływa jednak ujemnie na ostateczny efekt. Postacie są wyraziste i wzbudzają emocje. Najsłabszym elementem produkcji wydają się projekty samych potworów, a konkretnie to ich kostiumy. Przypominają one bardziej takie gremliny na sterydach niż wilki, ale mnie się i tak podobały. Pokazują się one z resztą w pełnej krasie dopiero w finale filmu, co też jest jego swoistą zaletą. "Późne fazy człowieczeństwa" to w dużej mierze dramat obyczajowy okraszony nutką grozy co czyni go bardzo oryginalnym i świeżym spojrzeniem na gatunek. Potrafi wzbudzić w widzu autentyczną zadumę, nie będąc pozbawionym głębi. Angażuje i potrafi sprawić, że kibicujemy bohaterowi, co jest chyba najważniejsze w kinie.</div><div><br /></div><div><div><b><span style="font-size: large;">6. Dog Soldiers 2002</span></b></div><div><br /></div><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhTHLn9iHPybpIA3tugznC-dBk3Z6C_Tg3XZ2ExjggKxdu5GnX-z1Onc3487kGPs_yAMDPEZy0PhwKUv09XN_11hxZMg3N1E1-_c_tn4HoE1q5uAh8rqOjHYPsOW5_ytPhUH30IsotxFn_AxWxlsOrjssm-hR8rwE6-NicoeCdVr18zkyO8SekE-BWuvfQW/s1440/Dog-Soldiers.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="958" data-original-width="1440" height="266" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhTHLn9iHPybpIA3tugznC-dBk3Z6C_Tg3XZ2ExjggKxdu5GnX-z1Onc3487kGPs_yAMDPEZy0PhwKUv09XN_11hxZMg3N1E1-_c_tn4HoE1q5uAh8rqOjHYPsOW5_ytPhUH30IsotxFn_AxWxlsOrjssm-hR8rwE6-NicoeCdVr18zkyO8SekE-BWuvfQW/w400-h266/Dog-Soldiers.jpg" width="400" /></a></div><br /><div>Tworząc moje zestawienie starałem się wyszukać tytuły, które będą się czymś wyróżniać oraz wyłamujące się kanonom. Takim na pewno jest "Dog Soldiers" czyli brytyjska produkcja z 2002 roku. Gdy wychodził nie odbił się głośnym echem ponieważ jest to raczej niszowy twór. Dzisiaj jednak ma kultowy status i jest często wskazywany jako jedna z ciekawszych wilkołaczych pozycji. Wprawdzie mamy pustkowie, las i opuszczony dom, ale za to bohaterowie różnią się od tych najczęściej spotykanych. Nie są to bowiem jacyś zwykli cywile, lecz zawodowi żołnierze. Zmienia to znacząco optykę i postać rzeczy gdyż w należy się spodziewać, że będą oni lepiej przygotowani do konfrontacji ze stworami nocy. I poniekąd tak jest, ale generalnie w bezpośrednim starciu również oni nie maja oczywiście szans. Obraz jest nastawiony dużo bardziej na akcję niż budowanie nastroju grozy. Nie wpływa to jednak ujemnie na wrażenia, a to z uwagi, że akcja ta jest wartka i umiejętnie poprowadzona. Film trzyma ciągle w napięciu i ma odpowiednie tempo. Zamknięcie bohaterów w odosobnionej lokacji potęguje poczucie zagrożenia oraz zaszczucia. Kostiumy wilkołaków prezentują odpowiedni poziom chociaż oszczędzono tutaj ewidentnie na futrze. Jest ono głównie widoczne w okolicach głowy i pyska. Natomiast reszta ciała jest łyso co nadaje mu bardziej smukłego wyglądu. Szczegół ten nie jest raczej istotny chociaż ja osobiście wole owłosione kreatury. "Dog Soldiers" to zacna rozrywka, nieskomplikowana, lecz satysfakcjonująca. Spełnia tym samym swoja podstawowa funkcję. Gdy dodamy do tego finalny twist mamy tutaj pełnokrwisty produkt filmowy.</div></div><br /><div><div><b><span style="font-size: large;">5. Zdjęcia Ginger 2000</span></b></div><div><br /></div><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjoFVqzJ0s6hz1XTxZddJFPBDw0oWSlycDOMERh6DkN3UdxmXu0B36J1JZLpWoONb6AUz231BLqnpmSiHVxMzpZE31BHrkOmm9Y7Ym6L-jBjIHDDWWwpaZFalnd6gMOuaTRUVv8J1u7nT7DUltcUa5riuaHbayywEmLD22Y-ZCc_HB0IysIR95hx2oab3E6/s1240/ginger.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="744" data-original-width="1240" height="240" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjoFVqzJ0s6hz1XTxZddJFPBDw0oWSlycDOMERh6DkN3UdxmXu0B36J1JZLpWoONb6AUz231BLqnpmSiHVxMzpZE31BHrkOmm9Y7Ym6L-jBjIHDDWWwpaZFalnd6gMOuaTRUVv8J1u7nT7DUltcUa5riuaHbayywEmLD22Y-ZCc_HB0IysIR95hx2oab3E6/w400-h240/ginger.jpg" width="400" /></a></div><br /><div>Filmowcy na ogół czynią wilkołakami mężczyzn. W zdecydowanej większości przynajmniej. Może kobiety mniej pasują na potwory, bo są jednak tym ostatnim bastionem człowieczeństwa i są postrzegane jako niewinne i czyste. W każdym razie jest to miła odmiana, gdy również one przeistaczają się w potwory. Taką właśnie sytuację zaobserwować możemy w pochodzącym z 2000 roku filmie "Zdjęcia Ginger". Jest to z pozoru dość prosty w zamyśle horror. Mamy dwie siostry, które zafascynowane są śmiercią i wszystkim, co krwawe. Pewnego razu zostają zaatakowane przez nieznaną istotę, a starsza z nich zostaje ugryziona. Następnie w jej zachowaniu oraz wyglądzie zachodzić zaczynają niepokojące zmiany. Jak się nie trudno domyślić dziewczyna zmienia się powoli w wilkołaka. W porównaniu jednak ze standardowymi zasadami proces ten nie zachodzi od razu, lecz stopniowo. Obraz jest tak zbudowany, że przemiana postępuje wraz z trwaniem seansu, a ostateczną formę nastolatka przyjmuje dopiero w jego finale. Trzeba przyznać, że sam projekt stwora jest dość łysy i przypomina bardziej jakiegoś wyrośniętego szczura niż wilka. Nie to jest jednak tutaj najważniejsze. "Zdjęcia Ginger" zmienia się niepozornie w dzieło, które zawiera o wiele więcej głębi, niż się można pierwotnie spodziewać. Pierwszym, oczywistym skojarzeniem jest na pewno metafora, jaką staje się tu likantropia. Ma ona mianowicie symbolizować bolesną i traumatyczną transformację w osobę dorosłą. I jest to przemiana, która nie kończy się dobrze. Ogólnie muszę przyznać, że ostateczny wydźwięk filmu jest dość refleksyjny, żeby nie powiedzieć smutny. Postać Ginger jest targana konfliktami zarówno wewnętrznymi, jak i zewnętrznymi. Wpisuje się tym samym w tragiczną wilkołacką narrację.</div></div><br /><div><div><b><span style="font-size: large;">4. Wilkołaki 1981</span></b></div><div><br /></div><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEj99yG4hS8ucicjTbMWWd5_8l3JheLlTF2Ib2KCMZ_FTJJDNXMiqH4U6fm0aLn7rYh2MtYAu4onqLrSNDjCw2X1cLrJxMpPeiJck8dcymMqRIrefAP7yFxxikQKorPLF6qr28rlO0o6sEnXQiX6JvqQked_oO3RbiLu7p8Lpdyi4Mu2DGzQPE2Zj-6LxcQX/s1200/wolfen-finneywolf.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="794" data-original-width="1200" height="265" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEj99yG4hS8ucicjTbMWWd5_8l3JheLlTF2Ib2KCMZ_FTJJDNXMiqH4U6fm0aLn7rYh2MtYAu4onqLrSNDjCw2X1cLrJxMpPeiJck8dcymMqRIrefAP7yFxxikQKorPLF6qr28rlO0o6sEnXQiX6JvqQked_oO3RbiLu7p8Lpdyi4Mu2DGzQPE2Zj-6LxcQX/w400-h265/wolfen-finneywolf.jpg" width="400" /></a></div><br /><div>"Wilkołaki" to najbardziej chyba nietypowa pozycja na liście. Nie jest to bowiem typowy horror. W sumie to długimi momentami w ogóle nie jest to horror. Przypomina bardziej film kryminalny czy też detektywistyczny. Fabuła skupia się na serii brutalnych morderstw. Śledztwo w tej sprawie prowadzi pewien doświadczony, lecz nieco cyniczny policjant. Trop prowadzi go do indiańskich robotników pracujących na wysokościach oraz ich legend o wilczych duchach. Akcja filmu ma miejsce całkowicie w mieście Nowy Jork, pośród jego parków, opuszczonych kamienic, mostów i drapaczy chmur. Nie mamy tu zatem żadnych owianych mgłą wiosek, lasów czy zamków gdzieś na prowincji. Fakt ten sprawia, że obraz wyróżnia się spośród dzieł grozy oraz nadaje mu oryginalnego charakteru. Trzeba jednocześnie przyznać, że wspomniane lokacje także są mocno klimatyczne i mroczne. Produkcja powstała na podstawie powieści Whitleya Striebera czyli tego samego, któremu kosmici wkładali sondy w odbyt. Tak jak wspomniałem na początku "Wilkołaki" są pozycją wyjątkową jeśli chodzi o filmy o wilkołakach. Sposób ukazania całego zagadnienia oraz samego stworzenia jest tutaj o wiele bardziej niejednoznaczny i w sumie nie mamy tu jasnych odpowiedzi. Warto też zaznaczyć, że nie ma tu scen transformacji czy też efektów praktycznych. Jest to dzieło bardziej kameralne, nastrojowe oraz skromne, a same stwory sa pokazane w formie zwykłych wilków. Przemiana owa ma tutaj bowiem naturę bardziej duchowa niż fizyczna i nawiązuje do indiańskich podań. Jest to ponury w formie oraz treści obraz, w którym nie ma jasnego podziału na dobro i zło. Czyni go to tym bardziej intrygującym.</div></div><br /><div><div><b><span style="font-size: large;">3. Skowyt 1981</span></b></div><div><b><span style="font-size: large;"><br /></span></b></div><div><b><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEivGojcNgADBl8mml7JWrf3YV6zNrFawJYGJfD-148LjC7aEkDORYX9PT7Tw9lPW4hF41E_Li8MDKWetLaBhHBqXrrKOjoTo63lLRO2-C8RZsLV1YVUpIpcmgBb8QjNLydDNuZj-j6z9JqWlxisLrI5jeZ-E04iG7diGDD7hSm_4yaNPSxYO3d0WGiwVOq7/s1000/Howling.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="675" data-original-width="1000" height="270" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEivGojcNgADBl8mml7JWrf3YV6zNrFawJYGJfD-148LjC7aEkDORYX9PT7Tw9lPW4hF41E_Li8MDKWetLaBhHBqXrrKOjoTo63lLRO2-C8RZsLV1YVUpIpcmgBb8QjNLydDNuZj-j6z9JqWlxisLrI5jeZ-E04iG7diGDD7hSm_4yaNPSxYO3d0WGiwVOq7/w400-h270/Howling.jpg" width="400" /></a></div></b><div><br /></div>Moje pierwsze zetknięcie z filmem "Skowyt" z 1981 roku to króciutki opis fabuły w gazecie z programem telewizyjnym. Było tam napisane, że pewna kobieta wyjeżdża na wieś aby dojść do siebie po trudnych przeżyciach. Na miejscu słyszy w nocy przenikliwe wycie. Wkrótce okazuje się, że wszyscy mieszkańcy miejscowości w jakiej przebywa to wilkołaki. Pamiętam, że opis ten mnie jakoś przeraził. Podziałał na moją wyobraźnię bo gdy pomyślałem sobie, że jestem w podobnej sytuacji to ogarniał mnie strach. Świadomość, że jest się gdzieś w odludnym, obcym miejscu w otoczeniu nieludzkich bestii, całkowicie bezbronny i zdany na ich łaskę była mocno nieprzyjemna i trudna do zniesienia. Po latach było mi dane obejrzeć owe dzieło i mimo że może nie przeraziło mnie aż tak bardzo to jednak doceniłem je jako prawilny horror. "Skowyt" na trwałe zapisał się w historii jako jedno z donioślejszych dzieł spod wilkołaczego znaku. W pamięci widzów zapisały się zwłaszcza szczegółowe oraz dość długie sekwencje przemiany w stwora. W ogóle efekty specjalne to element, na którym produkcja stoi. Nic z resztą dziwnego jako, że odpowiedzialnym za nie był Rob Bottin czyli prawdziwy mistrz w swym fachu, którego opus magnum stanowi bez wątpienia "Coś" Johna Carpentera z 1982 roku. Już jednak w "Skowycie" pokazał on swój wielki talent do tworzenia zaawansowanych i realistycznych efektów, które do dziś mogą budzić uznanie oraz wzbudzać strach wymieszany z poczuciem obrzydzenia. Również finał filmu może budzić zachwyt, pozostawiając w pamięci trwał ślad. Jest to zaskakująca i odważna scena, która jednocześnie może budzić niezbyt wesołą refleksję oraz nawet empatię w stosunku do umęczonej duszy wilkołaka. Bo w końcu każdy dotknięty likantropią ostatecznie cierpi i jest bohaterem bądź co bądź tragicznym.</div></div><br /><div><div><b><span style="font-size: large;">2. Amerykański wilkołak w Londynie 1981</span></b></div><div><b><span style="font-size: large;"><br /></span></b></div><div><b><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgFhPWxDoBvP2dZeF-tTMF6FtkaVF8gGHPNZFavyWkKOhu-9pbEHO4kVtYXtPCbxugWiQTAgHhSOC0NKBlSnSx83dHcL4vLioTDnOuIXXN7v8zng6V1O1bPHj17I58A0rUeKVNENvPNSstefxHnU0MKAVFatbxrJU1OnpMY32eBNZ6XmSEXiKThRhyphenhyphenQtvW_/s1240/AWIL.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="744" data-original-width="1240" height="240" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgFhPWxDoBvP2dZeF-tTMF6FtkaVF8gGHPNZFavyWkKOhu-9pbEHO4kVtYXtPCbxugWiQTAgHhSOC0NKBlSnSx83dHcL4vLioTDnOuIXXN7v8zng6V1O1bPHj17I58A0rUeKVNENvPNSstefxHnU0MKAVFatbxrJU1OnpMY32eBNZ6XmSEXiKThRhyphenhyphenQtvW_/w400-h240/AWIL.jpg" width="400" /></a></div><br /></b></div><div>Jeśli idzie o sekwencje przemiany w wilkołaka to wspomniany powyżej "Skowyt" jest na ogół wymieniany jako wzór. Jest jednak inny film, który wydaje się przebijać to osiągnięcie. A jest nim horror komediowy z 1981 roku "Amerykański wilkołak w Londynie". Jak widać rok 1981 był chyba najlepszy w historii jeśli chodzi o filmy o wilkołakach bo aż trzy obrazy na mojej liście pochodzą z tego właśnie okresu. Omawiana produkcja wyróżnia się spośród innych przez mnie wspomnianych tym, że kładzie silny nacisk na elementy humorystyczne. Jest to naturalna kolej rzeczy jako, że film wyszedł spod ręki Johna Landisa znanego głównie właśnie z dzieł komediowych. Stworzył on skrypt do swojego filmu już w 1969 roku, ale nikt nie chciał mu sfinansować tego projektu bo wydawał się on zbyt straszny jak na komedie i zbyt zabawowy jak na horror. Gdy reżyser zdobył już sławę to nie miał jednak problemu ze znalezieniem studia. I może dobrze, że musiał tyle poczekać bo wydaje się, że w 1969 nie dysponowano środkami by w pełni realistycznie ukazać pewne aspekty fabuły. Nie dostalibyśmy raczej na pewno tej słynnej sekwencji przemiany w bestię, która uchodzi po dziś dzień za najbardziej innowacyjną, przerażającą oraz perfekcyjnie wykonaną. Także i mnie dzieło to kojarzy się głównie z tą sceną. Oprócz samego użycia efektów praktycznych, jej geniusz polega na w równej mierze na wyborze lokacji oraz ścieżki dźwiękowej. Transformacja nie ma bowiem miejsca w żadnym gęstym i ciemnym lesie ani ponurym lochu, a w zwykłym mieszkaniu. W dodatku sprawiającym całkiem przytulne wrażenie. W tle natomiast pobrzmiewa pogodna muzyczka w stylu lat 50. Zastosowanie takiego kontrastu nadaje scenie realizmu oraz potęguje wrażenia. "Amerykański wilkołak w Londynie", którego sam tytuł stanowi pewną formę parodii gatunku wpisał się na stałe do kanonu kina grozy i zapewne pozostanie tam już na zawsze. Jest to idealnie wyważony miraż gatunków i świetna rozrywka nie tylko na Halloween.</div></div><br /><div><div><b><span style="font-size: large;">1. Towarzystwo wilków 1984</span></b></div><div><b><span style="font-size: large;"><br /></span></b></div><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgh5uKWz0cYIr5re6dbtlvlo3Lia6o8HmiWypgK9RVhrm3_G71VIvV6Lh1MllWajBReVpty347Gf8MI6MxmtP6XH2pmPMI8_JZuhIQ-8CtBRF18j_0JPO0nG9_iUefvTVAKno_xR0v72Dww2Nt2RjDXwDJFFSQcHyrxXcv6Do9vMPOEv5LkxWyuR3O6IjxI/s1240/company%20of%20wolves.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="744" data-original-width="1240" height="240" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgh5uKWz0cYIr5re6dbtlvlo3Lia6o8HmiWypgK9RVhrm3_G71VIvV6Lh1MllWajBReVpty347Gf8MI6MxmtP6XH2pmPMI8_JZuhIQ-8CtBRF18j_0JPO0nG9_iUefvTVAKno_xR0v72Dww2Nt2RjDXwDJFFSQcHyrxXcv6Do9vMPOEv5LkxWyuR3O6IjxI/w400-h240/company%20of%20wolves.jpg" width="400" /></a></div><br /><div>Filmem, który moim zdaniem zasługuje na miano najlepszego spośród tych, traktujących o wilkołakach jest "Towarzystwo wilków" czyli amerykańsko-brytyjska koprodukcja z 1984 roku. Nie jest to może najbardziej znana czy popularna produkcja z tego podgatunku, lecz moim zdaniem w pełni zasługuje na uznanie oraz zaszczytne pierwsze miejsce w rankingu. Uważam, że spełnia on wszystkie konieczne wymogi. Po pierwsze jest to produkcja o iście baśniowej atmosferze. Fabuła podzielona jest na segmenty, z których każdy opowiada osobną historię mimo tego, że są częściowo połączone. Każda z nich jest prezentowana przez pewną starszą panią swojej wnuczce. Są to zatem prawdziwe bajki dla dorosłych. Treść, jak i forma zatem jak najbardziej się zgadzają. Dodatkowo na nastrojowość filmu znacząco wpływa scenografia. Sam las jest nieprawdziwy, a drzewa i inne składowe przyrody, jak chociażby monstrualne grzyby, są ręcznie robione. Całość nabiera przez to bajkowego charakteru, który pamiętam z lat dzieciństwa i produkcji typu "Bajarz" czy "Niekończąca się opowieść". Także "Towarzystwo wilków" przenosi widza w magiczny świat prost ze snu z tą różnicą, że jego mieszkańcy są o wiele bardziej niebezpieczni. Inną zaletą filmu są pozostałe efekty praktyczne. Mam tu na myśli sekwencje przemiany, które są dość charakterystyczne i zapadające w pamięć. Według wizji autorów wilk wychodzi z wnętrza człowieka i jest to poniekąd symbolicznej ukazanie krwiożerczości ludzkiej natury. "Towarzystwo wilków" urzekło mnie swoim klimatem grozy i niesamowitości, będąc idealnym przykładem kina spod znaku wilkołaków, mieszając elementy horroru i fantasy.</div></div></div></div>Kinorgiahttp://www.blogger.com/profile/00120100875857862258noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-4294247390158331517.post-74784862661787345942023-10-12T12:38:00.002-07:002023-10-12T12:38:26.768-07:00TOP 10: Polskie filmy wojenne<p style="text-align: justify;">1 września to data niezbyt mile wspominana w naszym kraju. Tego dnia bowiem rozpoczyna się rok szkolny. Nie, no żart. Chodzi oczywiście o rocznicę wybuchu II wojny światowej. Ponieważ nosiłem się od jakiegoś czasu ze stworzeniem listy TOP 10 polskich filmów wojennych, uznałem, że właśnie ten dzień będzie idealnym pretekstem do jej opublikowania. Czemu akurat taki wybór rankingu? Czy nie wystarczy stworzyć ogólną topkę filmów wojennych, obejmującą produkcje z całego świata? No nie. Uważam bowiem, że polskie obrazy wojenne to jakby osobny gatunek filmowy. Z uwagi na charakter walk na naszych ziemiach oraz ogólny przebieg wojennej zawieruchy, nasze produkcje mówiące o tych czasach posiadają specyficzne elementy, które odróżniają je od tych z innych krajów. Mamy długą i bogata tradycję kina wojennego. Wiem, że większość z nich dotyczy jednego konfliktu i widać to w moim Topie, ale czy może to dziwić? Przecież wielu filmowców samemu przeżyło tę wojnę i czerpało z własnych doświadczeń. Jest to najważniejszy w najnowszej historii Polski konflikt zbrojny. Dzieła tworzące moje zestawienie mają zróżnicowany charakter. Opowiadają zarówno o działaniach zbrojnych, ale i także o codziennej walce cywilów o przetrwanie. Najciekawsze z nich łączą ze sobą te dwa tropy. Tacy Amerykanie np. też nakręcili wiele filmów o II wojnie światowej, jednak wszystkie one przedstawiają historie z frontu. Nie pokazują perspektywy zwykłych zjadaczy chleba. I nie mogą tego robić bo w USA nie było żadnych działań wojennych (nie liczę Pearl Harbor). Nie było żadnej okupacji, łapanek, publicznych egzekucji, bombardowań ani obozów. Oni tego nie znają i nie mają świadomości jak wygląda rzeczywistość, w której nie wiesz czy dożyjesz jutra. Dlatego właśnie jesteśmy lepsi od nich. Jesteśmy lepszym narodem. W ogóle jesteśmy jednym z lepszych narodów, jeśli nie najlepszym. I nasze filmy o wojnie też są lepsze. Kiedyś widziałem na YouTubie listę 10 najlepszych filmów wojennych i oczywiście przeważająca większość z nich była produkcji hamerykańskiej podczas gdy sama Polska jest w stanie zaproponować 10 własnych pozycji i na pewno nie byłaby to gorsza lista. Musimy opierać się historyczno-kulturowemu imperializmowi państwa, które i tak chyli się ku upadkowi. Mamy własne doświadczenia i własną tożsamość narodową (trigger warning), o którą należy dbać (chociaż w przyszłości i tak nie będzie państw). Dlatego też postanowiłem stworzyć poniższe zestawienie.</p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEg5ADCnY177JUJIqy9duQR2nvkWYolKf4GHhbYtfROvPiE0NbaH_3JZ2jWaKP0jpf5898lnw4RINNhEPHXuniATjL7Yd_qHNjNiHa4oF2zOlsAexWMSoNgyXOgyCJVJJQYSTV2EJ02uho9KMCYYKPccX9Yso7a0Oy-irh1idMs6qD0qhjNUvMf4SseP1yo1/s740/dzis2.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="518" data-original-width="740" height="280" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEg5ADCnY177JUJIqy9duQR2nvkWYolKf4GHhbYtfROvPiE0NbaH_3JZ2jWaKP0jpf5898lnw4RINNhEPHXuniATjL7Yd_qHNjNiHa4oF2zOlsAexWMSoNgyXOgyCJVJJQYSTV2EJ02uho9KMCYYKPccX9Yso7a0Oy-irh1idMs6qD0qhjNUvMf4SseP1yo1/w400-h280/dzis2.jpg" width="400" /></a></div><br /><p style="text-align: justify;"><br /></p><p><b><span style="font-size: large;">10. Orzeł 1958</span></b></p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEh1NGOMui6W7rV-pZV_rfPnw7_xuwjrKNkqqq8RLojZpCqcPd7gjD8FrJAiJ4vvP89HjeBu4m6AmIA6WoW93f9jLQxWlMx6_oOXUtlg00LtZ4_d2SHt07A6xDHQ1TwajR3W0WbM5MpT_feiF42H7kbA0OfpMUduzIu-r3MewONQIl1OnLB8VhQ1508-2d51/s1000/Orze%C5%82.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="750" data-original-width="1000" height="300" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEh1NGOMui6W7rV-pZV_rfPnw7_xuwjrKNkqqq8RLojZpCqcPd7gjD8FrJAiJ4vvP89HjeBu4m6AmIA6WoW93f9jLQxWlMx6_oOXUtlg00LtZ4_d2SHt07A6xDHQ1TwajR3W0WbM5MpT_feiF42H7kbA0OfpMUduzIu-r3MewONQIl1OnLB8VhQ1508-2d51/w400-h300/Orze%C5%82.jpg" width="400" /></a></div><p style="text-align: justify;">ORP Orzeł to słynny polski okręt podwodny, który uciekł przed internowaniem z Estonii, by potem przedostać się jakimś cudem aż do Wielkiej Brytanii. Potem służył na Morzu Północnym, aby w końcu zaginąć w niewyjaśnionych okolicznościach. O jego historii opowiada film "Orzeł" z 1958 roku. Z tym wyjątkiem, iż skupia się on na epizodzie tallińskim oraz samej ucieczce. To jednak wystarczy do stworzenia ciekawego i angażującego obrazu. "Orzeł" posłużył filmowcom za idealną okazję do bohaterstwa, poświęcenia oraz niezłomności polskich żołnierzy. Można go również odczytywać jako pean na temat ogólnie pojmowanej polskiej charakterności. Mimo że jest to film z gatunku tych wojennych, to jego ton nie jest śmiertelnie poważny. Momentami jest wręcz zabawowy. Produkcja posiada sporo elementów rozluźniających. Jednym z nim jest na pewno pokładowy pies i jego relacja z bosmanem oraz jednym z marynarzy Rokoszem. Sama postać Rokosza jest również swoistym comic reliefem. Jest to osoba bardzo zawadiacka i pełna sprytu. Do tego odważna i oddana sprawie, gotowa walczyć za kraj niezależnie od sytuacji. Rokosz jest poniekąd archetypowym Polakiem i jego koniec jest tak samo tragiczny, jak samej ojczyzny, której z takim oddaniem był gotów bronić. Również relacje członków załogi oraz ich rozmowy niepozbawione są humoru, oraz specyficznego rodzaju wzajemnej sympatii. Zabiegi te sprawiają, że "Orzeł" jawi się bardziej jako piękna przygoda niż pełnokrwisty dramat wojenny. Jego ton jest wręcz pogodny, a sam film powstał, jak się wydaje, ku pokrzepieniu serc. Nie jest to jednak w żadnym stopniu wada. I nie jest on też przez to w żaden sposób mniej profesjonalny. Wręcz przeciwnie. Umiejętnie przedstawia życie na okręcie podwodnym. Posiada wiele scen pełnych fachowych określeń i jest jak najbardziej wiarygodny pod względem ukazania wojennych zmagań. To między innymi właśnie dzięki tej mieszance powagi i lekkości znalazł się na mojej liście.</p><p><b><span style="font-size: large;">9. Trzecia część nocy 1971</span></b></p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgr25Yeb-3z1EroX73cHfZ0tqF6ZBbDDzGtlsKYPlNKfME4hWde5_l3YbL2mbgVH7qEObXrWBoVCaq9gorUlqkFnCtsgXbxiESciqJ7wCCaNxc-TwzM1DvpyNCls52foz7SUGWbE_yBt9Vr36th4OWi-8D1Cxn9yGQ87pKacW1dyRfog4XfyyiXasKqXA6u/s1000/Trzecia%20cz%C4%99%C5%9B%C4%87%20nocy%201971.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="969" data-original-width="1000" height="388" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgr25Yeb-3z1EroX73cHfZ0tqF6ZBbDDzGtlsKYPlNKfME4hWde5_l3YbL2mbgVH7qEObXrWBoVCaq9gorUlqkFnCtsgXbxiESciqJ7wCCaNxc-TwzM1DvpyNCls52foz7SUGWbE_yBt9Vr36th4OWi-8D1Cxn9yGQ87pKacW1dyRfog4XfyyiXasKqXA6u/w400-h388/Trzecia%20cz%C4%99%C5%9B%C4%87%20nocy%201971.jpg" width="400" /></a></div><p style="text-align: justify;">"Trzecia część nocy" to pozycja wyróżniająca się w moim rankingu. Jego akcja rozgrywa się w czasie II Wojny Światowej, nie jest to jednak typowy film wojenny. Bardziej określiłbym go mianem dramatu psychologicznego. Skupia się on bowiem w głównej mierze na doświadczeniach głównego bohatera w okupowanym kraju pod kątem jego relacji z innymi uczestnikami tych wydarzeń oraz jego wewnętrznych przeżyciach z nimi związanych. Nie ma tu zatem efektownych scen batalistycznych, strzelanin czy żołnierskiego życia. Jest za to dużo poetyki, niejednoznaczności oraz wątków rodem z polskiego kina lat 70. Jeśli ktoś nie wie, o czym mówię to mam tu na myśli dużo niejasnej gadaniny, oniryczny klimat, dziwne zachowania bohaterów, jęki, krzyki, fabularne wątpliwości i ogólnie sporo chaosu. Ja to dobrze znam, bo za dziecka widziałem dużo naszych filmów z tej dekady. Dla współczesnego widza jednak seans "Trzeciej części nocy" może stanowić nie lada wyzwanie i jestem tego świadom. Można nawet powiedzieć, iż obraz ten jest w wielu aspektach archaiczny i dzisiaj nieoglądalny. Dlaczego zatem zdecydowałem się umieścić go w topce? Dla mnie już pierwsze jego ujęcia zasługują na zachwyt. Mamy tam do czynienia z niezwykle sugestywnymi kadrami polskiej wsi. Widzimy stare drzewa, łąki i ubłocone drogi spowite w jesiennej szarości. Obrazy te okraszone są słowami Biblii czytanymi przez Małgorzatę Braunek. Otwarcie to wywarło na mnie ogromne wrażenie i do dzisiaj pozostaje moim ulubionym fragmentem filmu. Jest to bardzo złowieszcza, atmosferyczna i mocno poetycka sekwencja. I taka jest cała produkcja. "Trzecią część nocy" porównać można do wiersza i to takiego, który jest mocno symboliczny. Całość opiera się na motywach biblijnych i im bliżej finału, tym bardziej miesza widzowi w głowie, a sama końcówka może stanowić całkowitą zagadkę. Jest to dzieło specjalne i nietypowe w nurcie kina wojennego. Uważam, że taka pozycja powinna mieć miejsce na mojej liście.</p><p><b><span style="font-size: large;">8. Wołyń 2016</span></b></p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEizpjoWRAkeRIuoe0vBHzWn2Cf_-7bT22jJ2XwUUdXfBFBuNBxdfYumAy4d3Flqp99u2nVr_Rbb63MoeIfVwpDjwSrVKmeHZlKYOvnO13vgUQKHEVJsM0DhKpufmGZ-9CapY8e4Pa4WgifMi8smiPljRDBv2sWKmp7OX7jxpYf-Bwfn46GN0vDKAgKdni3q/s1024/Wolyn.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="512" data-original-width="1024" height="200" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEizpjoWRAkeRIuoe0vBHzWn2Cf_-7bT22jJ2XwUUdXfBFBuNBxdfYumAy4d3Flqp99u2nVr_Rbb63MoeIfVwpDjwSrVKmeHZlKYOvnO13vgUQKHEVJsM0DhKpufmGZ-9CapY8e4Pa4WgifMi8smiPljRDBv2sWKmp7OX7jxpYf-Bwfn46GN0vDKAgKdni3q/w400-h200/Wolyn.jpg" width="400" /></a></div><p style="text-align: justify;">Żeby nie było. Po 2000 roku też powstawały dobre, polskie filmy. Wojenne też. Chociaż niewiele. Co najmniej dwa jednak da się wyłuskać. Jednym z nich jest "Wołyń" z roku 2016. Zaczynamy zatem od najnowszej pozycji. Obraz wyreżyserował niesławny Wojtek, znany z kręcenia filmów o rzyganiu. Szczerze to miałem obawy czy podoła on zadaniu w tym przypadku. "Wołyń" opowiada bowiem o bardzo trudnych kwestiach z naszej historii. Jest to także śliski temat z uwagi na sytuację geopolityczną. Nie wiadomo było czy Wojtek wykaże się odpowiednim wyczuciem, by nie polaryzować opinii publicznej i nie obrazić naszych przyszywanych braci zza wschodniej granicy. Niektórzy twierdzili nawet, że produkcja ta jest niepotrzebna. Moje obawy dotyczyły innej sprawy. Znając styl Wojtka, istniało ryzyko, iż pójdzie on w tanią eksploatację, a ekran zalany zostanie hektolitrami polskiej krwi i flakami. Też polskimi. Jak się na szczęście okazało, reżyser powstrzymał się od tego. W zamian spróbował stworzyć obraz zrównoważony, gdzie aspekt społeczno-obyczajowy harmonijnie przeplata się z morderczymi wizjami. I próbę tę oceniam jako pozytywną. Nie ma tutaj epatowania przemocą, a raczej quasi dokumentalny zapis wydarzeń. Nie jest to fabularnie jakieś wielkie dzieło, ale oferuje wystarczająco, by być zadowolonym z seansu. Co ważne udało się oddać atmosferę grozy oraz paranoi niczym z koszmarnego snu. Omawiany okres jest jednym z tych czasów, w których zdecydowanie nie chciałbym nigdy się znaleźć, nawet w formie eksperymentu myślowego. "Wołyń" to dobry przykład kina wojennego, które opowiada nie o żołnierskim znoju, a o losie zwykłych ludzi, zwanych cywilami. Udowadnia, że to właśnie ta grupa społeczna najwięcej cierpi podczas różnych działań okołowojennych. Umieszczenie "Wołynia" na liście TOP 10 jest może nieco na wyrost, ale jednak uważam, że obraz ten zasługuje na takie wyróżnienie z uwagi na swoją realizacyjną jakość, wagę historyczną, jak i wartości artystyczne.</p><p style="text-align: justify;"><b><span style="font-size: large;">7. Miasto 44 2014</span></b></p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiVquhTValMEsjdLZhhnVA-TPV6NE4JBGaEgR7EvhFIQS8o2ZJnSWigl6zf2t3V1h-LavCEoGrrV7SruHZ2CBsXa6c-9pT2ryB4bc7mLe7l_sC1nw_zCWWtKu1uYGcPyAWo9y9e6u9FGjkGSKENxVd47yGNroVMV6seOqyT33wLkLJavKPNxGYK2DylP97A/s600/Miasto%2044.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="400" data-original-width="600" height="266" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiVquhTValMEsjdLZhhnVA-TPV6NE4JBGaEgR7EvhFIQS8o2ZJnSWigl6zf2t3V1h-LavCEoGrrV7SruHZ2CBsXa6c-9pT2ryB4bc7mLe7l_sC1nw_zCWWtKu1uYGcPyAWo9y9e6u9FGjkGSKENxVd47yGNroVMV6seOqyT33wLkLJavKPNxGYK2DylP97A/w400-h266/Miasto%2044.jpg" width="400" /></a></div><p style="text-align: justify;">"Miasto 44" to jedna z dwóch współczesnych pozycji w moim rankingu. Współczesnych, czyli takich, które powstał po roku 2000. Film będzie miał już niedługo 10 lat, ale na pewno można go postrzegać jako dzieło nowe. Jest to być może kontrowersyjny wybór z mojej strony, lecz udowadnia, że nadal jesteśmy w stanie kręcić dobre kino wojenne. Jest wiele osób, które nie go nie lubią i nie podobają im się użyte przez reżysera wybory artystyczne. Przyznaję, że pewne umieszczenie pewnych scen było dość ryzykowne. Były one jakby zdecydowanie zbyt nowoczesne i nie pasowały przez to do tematu produkcji. Nic dziwnego, że ludzie tak je odbierają. Film opowiada przecież o wydarzeniach bądź co bądź tragicznych, dla wielu niemalże uświęconych i takich, których nie należy w żaden sposób kalać. Ja również miałem swoje wątpliwości, lecz po seansie uznałem, że te sceny nie wpływają negatywnie na odbiór dzieła. Nie niszczą one klimatu ani nie sprawiają, że widz nie może wczuć się w pełni w przedstawione wydarzenia i oddać się immersji. Na ogół jestem sceptyczny co do młodych, polskich aktorów. W przypadku "Miasta 44" wydaje mi się, iż zdali egzamin. Ich główną zaletą było to, że ich postacie nie był irytujące. Może jedynie Antek tutaj trochę odstawał. Współczesne polskie produkcje wojenne mają często niestety telewizyjny sztych. Wyglądają bardziej niczym jakieś inscenizacje czy reklamy, gdzie zamiast wiarygodności mamy różnych przebierańców. W "Mieście 44" udało się na szczęście jakoś uniknąć. Najlepszą jednak stroną produkcji są sceny batalistyczne. W sumie to głównie dzięki nim oceniam ten film pozytywnie i uznałem, że zasłużył na miejsce w topce. Są one bowiem bardzo profesjonalnie nakręcone i absolutnie nie odstają w stosunku do bardziej znanych obrazów. Finał filmu uwieńcza zaś wymowne przejście panoramy Warszawy od tego zrujnowanego do współczesnej metropolii. Moment ten jest jednocześnie epicki, jak i poniekąd wzruszający.</p><p style="text-align: justify;"><b><span style="font-size: large;">6. Eroica 1957</span></b></p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEisx0MdkOxmdabyIerD8s6UPTHye6Clc8vtHIjhaxhSEdIn-y_K-Gm7fFPSZPwjjGGMvPmzviZ5fH46ZJGn04E3LkM8txjNVe-AeQM4SEJL9pBu1Kl6SZHEPgrnJnweLN-sj9tcTtlM_H4D2oO0MmcT9cKxh3v5gMvHp0Ah2yjuS09tmhupkaB5NDy8pilu/s551/Eroica.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="400" data-original-width="551" height="290" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEisx0MdkOxmdabyIerD8s6UPTHye6Clc8vtHIjhaxhSEdIn-y_K-Gm7fFPSZPwjjGGMvPmzviZ5fH46ZJGn04E3LkM8txjNVe-AeQM4SEJL9pBu1Kl6SZHEPgrnJnweLN-sj9tcTtlM_H4D2oO0MmcT9cKxh3v5gMvHp0Ah2yjuS09tmhupkaB5NDy8pilu/w400-h290/Eroica.jpg" width="400" /></a></div><p style="text-align: justify;">Jakoś tak się złożyło, że większość filmów z mojej listy powstała w latach 50. Nie inaczej jest z "Eroicą". Film ten to wyjątkowa pozycja na liście. Jest tak z uwagi na dużo lżejszy ton opowieści. A właściwie to dwóch opowieści, ponieważ film tworzą dwa segmenty. Pierwszy opowiada o losach warszawskiego cwaniaka, który próbuje jakoś przetrwać w czasach Powstania Warszawskiego. Jest to słodko-gorzka historia człowieka, który nie chciał być bohaterem. Druga część ma miejsce w niemieckim obozie, z którego jeden z więźniów postanawia uciec, nie mogąc znieść towarzystwa współwięźniów. Segment ten również miesza elementy humorystyczne z tragicznymi, których kanwą jest tak zwane polskie piekiełko, istniejące jak widać nie tylko w naszych czasach. Uznałem, że warto także umieścić w moim topie film, który będzie mniej dramatyczny w wymowie. Taki, który posiada dystans do całej tej wojennej zawieruchy i pozwala być może nabrać tego dystansu widzowi. "Eroicę" oglądałem bardzo dawno temu i zawsze był to dla mnie film, wpisujący się w kanon nie tylko polskiego kina wojennego, ale ogólnie polskiej kinematografii. Zawsze odpowiadała mi jego forma oraz barwne postacie, tworzące specyficzny klimat. Pokazuje ona, że nie wszyscy na wojnie byli bohaterscy, waleczni i nieskazitelni. Nawet wśród żołnierzy. Nie każdy obraz opowiadający o wojnie musi być podniosły i wzbudzać patriotyczne odruchy. Główną cechą i przywarą "Eroiki" jest ukazanie reakcji zwykłych ludzi na dramatyczne wydarzenia, jakich stali się mimowolnymi uczestnikami.</p><p style="text-align: justify;"><b><span style="font-size: large;">5. Zamach 1958</span></b></p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgpWIYERx2m6o1q_bNTMCxES4NgC7SwnJ8Qj3aQFSKw7UNb2jOwV2L_WtyoUpiZrZ-ylMGRBCuN8qENIQd12f5fjxgFW29oqWP9l8M89VK7_xRgMInZwZL20eku2mkvbTGST6kaIeUggd268FSuWSPe9IyCj-k27Ei0xPiWBbuMP8kc5M5qyu1StyeQ_rvM/s1920/Zamach.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="1080" data-original-width="1920" height="225" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgpWIYERx2m6o1q_bNTMCxES4NgC7SwnJ8Qj3aQFSKw7UNb2jOwV2L_WtyoUpiZrZ-ylMGRBCuN8qENIQd12f5fjxgFW29oqWP9l8M89VK7_xRgMInZwZL20eku2mkvbTGST6kaIeUggd268FSuWSPe9IyCj-k27Ei0xPiWBbuMP8kc5M5qyu1StyeQ_rvM/w400-h225/Zamach.jpg" width="400" /></a></div><p style="text-align: justify;">"Zamach" jak wiele filmów wojennych inspirowany jest prawdziwymi wydarzeniami. To, co go wyróżnia to fakt, iż robi to niejako w mniejszej skali. Opowiada o wąskiej grupie osób zaangażowanych w wykonanie wyroku śmierci na kacie Warszawy, czyli Franzu Kutscherze. W filmie nie pada wprawdzie jego nazwisko, ale wszyscy wiedzą, o kogo chodzi. Także imiona i pseudonimy bohaterów zostały zmienione. Nie pada również nazwa organizacji przygotowującej akcje. Wszystko to zostało zrobione tak, aby obraz mógł spokojnie powstać z uwagi na czasy, w jakich był kręcony. "Zamach" to film konkretny. Przedstawia określone wydarzenia i cała fabuła, łącznie ze zgłębianie portretów psychologicznych postaci, dąży do ostatecznego finału. Tak jak wiele obrazów z tego okresu, głównym motywem, jaki wybrzmiewa z "Zamachu" jest tragizm całego pokolenia młodych ludzi, którzy zostali zmuszeni przez okoliczności do podjęcia zbrojnej walki z okupantem. Pamiętam, że w szkole na języku polskim cały czas kładli nam do głów opowieści o tych ludziach poświęcających swoje życie. Nie mieli oni czasu dorosnąć. Nie mogli cieszyć się życiem (chyba). Rzeczywistość wymagała od nich stania się żołnierzami, którzy nie zawahają się zabijać. Czuję się, jakbym pisał wypracowanie. Wszystko to znaliśmy z książek, których oczywiście nie czytałem. Słowo pisane do mnie nigdy nie przemawiało. Co innego obraz. "Zamach" to film, który dla mnie przynajmniej, o wiele lepiej ukazuje tamte czasy, działając na wyobraźnię widza. Jego quasi dokumentalny charakter idealnie pasuje to poruszanej tematyki. Nadaje on obrazowi surowego klimatu, który sobie bardzo cenię. Najlepsza scena w filmie to z pewnością nie sam zamach, ale moment, w którym grupa konspiratorów natrafia na ulicach Warszawy na niemiecki patrol. Na pytanie, co niosą w walizkach, zamachowcy buńczucznie odpowiadają, że broń i granaty. Dochodzi do prawdziwego Mexican Standoffu, w którym to Niemcy wymiękają i się wycofują. Sposób ukazania tej dramatycznej sytuacji jest iście mistrzowski, niosąc spory ładunek emocjonalny i tworząc prawdziwie kozacką aurę. Scena owa ogniskuje niejako całą naturę niebezpiecznego życia w podziemiu. I cecha ta jest typowa dla całego dzieła, stanowiąc jego główną zaletę.</p><p style="text-align: justify;"><b><span style="font-size: large;">4. Pokolenie 1954</span></b></p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjWm2m1mLqzawfkbQqEM-sbAQFqDyd9asO6SmUJBVZs403bEIJuggK8GdpiVUpck5pdD9GlRhQXQY73ti2XmgnHIxF0HlJnmiPgjHOfiTRMJMdSxNDRWXCGmHpNPTV1vMpIvG8XrwvMhX-H4uUlHE83BHLiiDK16a9EcJDiIrXWS6c0g3Qe0smQK4lQoSo6/s1024/Pokolenie.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="587" data-original-width="1024" height="229" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjWm2m1mLqzawfkbQqEM-sbAQFqDyd9asO6SmUJBVZs403bEIJuggK8GdpiVUpck5pdD9GlRhQXQY73ti2XmgnHIxF0HlJnmiPgjHOfiTRMJMdSxNDRWXCGmHpNPTV1vMpIvG8XrwvMhX-H4uUlHE83BHLiiDK16a9EcJDiIrXWS6c0g3Qe0smQK4lQoSo6/w400-h229/Pokolenie.jpg" width="400" /></a></div><p style="text-align: justify;">Andrzej Wajda to nazwisko, które zna chyba każdy. I nie mam tu na myśli, tylko miłośników kina, ale ogólnie każdego. Jest on także kojarzony za granicą. Obok Krzysztofa Kieślowskiego jest to chyba najbardziej znany polski reżyser w świecie. Słyszałem opowieści, że jego filmy są pokazywane w szkołach artystycznych na całym świecie. W Polsce natomiast wielu ludzi zarzuca mu bycie świnią, komunistą, pachołkiem Moskwy i tym podobne. Do tego zarzucił kiedyś konia ze skarpy. Debiutem Wajdy było "Pokolenie" z 1954 roku. Dzieło to również polaryzuje widownię, podobnie jak jego twórca. Opowiada ono o młodym robotniku, który chcąc walczyć z okupantem, wstępuje w szeregi Gwardii Ludowej. Jego działania oraz cała fabuła okraszona jest licznymi tyradami bohaterów na temat wyższości ludowych ideałów nad wszystkimi innymi. Jest nawet słynna scena wytłuszczania komunistycznych młodemu bohaterowi przez starszego kolegę. Wszystkie te momenty dziwnie się ogląda. Są one bowiem jakoś tak sztucznie skonstruowane, że człowiek ma wrażenie, jakby przełączał się co jakiś czas między zwykłym filmem a jakimiś telezakupami, w których towarem są różne światopoglądy. Cieniem może się również rzucać ukazanie w złym świetle konkurencyjnej dla GL organizacji, jakim było AK. Na szczęście niecały film jest przesiąknięty takimi momentami, ale nie dziwię się, gdy ktoś nazywa go propagandowym. Sam uważam obraz ów za godny uwagi, ważny oraz dość dobry. Dla mnie jednak liczą się bardziej kwestie stricte filmowe. Oceniam "Pokolenie" pod kątem rzemiosła, które jest tutaj na bardzo wysokim poziomie. Uwielbiam czarno-białe, silnie kontrastowe ujęcia, a takich jest tutaj pełno. I to nie tylko z uwagi na rok powstania. Są one bowiem świadomym wyborem twórców. Wzbogacają one estetykę filmu, nadając mu schludności. W filmie obecne są także ślady gębowania. Jako że jestem fanem dobrego gębowania, także ten element przypadł mi do gustu. Ekstremalnie ciasne kadry na twarze bohaterów dodają dziełu przejmującego charakteru. Jeśli aktor ma charyzmę oraz odpowiedni wygląd nie musi nawet nic mówić, by sama jego facjata wiele wyrażała. W "Pokoleniu" dobrym tego przykładem była postać młodego Żyda grana przez Zygmunta Hobota. Obsada zresztą to może i największy atut produkcji. Tworzą ja w głównej mierze młodzi aktorzy u progu wielkich karier. Wystarczy wymienić tu takie nazwiska jak Łomnicki, Cybulski, Janczar, Polański, Modrzyńska. Ba, jedną z ról odgrywa nawet Paździoch. Wszyscy oni stworzyli wiarygodne kreacje. Ich postacie są z krwi i kości. To młodzi ludzie zmuszeni przez okoliczności do najwyższych poświęceń. I o nich głównie jest film Wajdy. Dlatego też uważam, że zasługuje on na docenienie.</p><p style="text-align: justify;"><b><span style="font-size: large;">3. Westerplatte 1967</span></b></p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhtzN5fVMyBFRqGqp4e9Bt0pCXlJxmTH6f0Lxqf8B2QOlsH4uvygIlGRBMaTf8BgYDfOt6noIYpuCmMyjHIyNtVHDjxYkZ59cvoxvSnP5U-Ce969335fy7sbUR4vo6zd214LdP5mm76XRbOXEpEKgDgF9p-ytcUZeeN5rH96_muI6Cpj-t9MGmj-MbTS7ih/s800/Westerplatte.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="587" data-original-width="800" height="294" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhtzN5fVMyBFRqGqp4e9Bt0pCXlJxmTH6f0Lxqf8B2QOlsH4uvygIlGRBMaTf8BgYDfOt6noIYpuCmMyjHIyNtVHDjxYkZ59cvoxvSnP5U-Ce969335fy7sbUR4vo6zd214LdP5mm76XRbOXEpEKgDgF9p-ytcUZeeN5rH96_muI6Cpj-t9MGmj-MbTS7ih/w400-h294/Westerplatte.jpg" width="400" /></a></div><p style="text-align: justify;">"Westerplatte" to film, który musiał powstać. Bohaterska obrona wybrzeża w pierwszych dniach wojny idealnie bowiem nadaje się na przeniesienie na srebrny ekran. To prawdziwie filmowa opowieść o ludzkim poświęceniu w obliczu przeważających sił wroga. Westerplatte jest symbolem polskiego heroizmu, ale także tragicznego losu. To zobowiązuje. Film opowiadający o tych wydarzeniach musi trzymać odpowiednio wysoki poziom. I wersja z roku 1967 jak najbardziej spełnia te oczekiwania. Jego twórcy postawili na realizm i dokumentalny charakter. Są tu oczywiście ukazane ludzkie rozterki oraz relacje. Najważniejsze jest jednak ukazanie samych działań wojennych oraz postępu sytuacji. To właśnie czyni z "Westerplatte" obraz godny uwagi. Jest to obraz, który największy nacisk kładzie na możliwie wierne odwzorowanie walk jakie miały miejsce we wrześniu 39 roku. Wymowna scena pierwszego wybuchu rozpoczyna prawdziwy festiwal eksplozji i wystrzałów. Widz przeniesiony zostaje w sam środek działań. Towarzyszy bohaterom na każdym kroku, a bliskość ta pozwala niemalże poczuć się jak jeden z obrońców. Ujęcia walk do dziś mogą służyć za przykład, jak należy kręcić efektowne i autentyczne sceny batalistyczne. Pozwalają one z łatwością zaangażować się w ekranowe wydarzenia i mimo że każdy zna ostateczne rozstrzygnięcie bitwy, to jednak człowiek cały czas kibicuje polskim żołnierzom. Gdy w finale jeden z niemieckich oficerów określa ich mianem bandytów, niejednemu kinomanowi może otworzyć się nóż w kieszeni. "Westerplatte" to pod kątem technicznym może i jeden z lepszych polskich obrazów wojennych i pozycja obowiązkowa dla fanów gatunku.</p><p style="text-align: justify;"><b><span style="font-size: large;">2. Dziś w nocy umrze miasto 1961</span></b></p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEivVggzsnODjyCVsTYwsfQE9C2AtE3RfJPuN5v_7tQTbrwUdUATfd6sw5Kw8oCTQl6CPu3R6udRhJ2PLIsxxaF-UsEThmnLVDud4DJm-o_6DgdqdeLULw9aIifdVG188MCa-vl3RSlT88W4e2MjNGBPy2po0tGmP7KQMzwJXcnbFIjSz-FoqtwhyphenhyphenpK2F5_S/s740/ChomikImage%20(1).jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="514" data-original-width="740" height="278" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEivVggzsnODjyCVsTYwsfQE9C2AtE3RfJPuN5v_7tQTbrwUdUATfd6sw5Kw8oCTQl6CPu3R6udRhJ2PLIsxxaF-UsEThmnLVDud4DJm-o_6DgdqdeLULw9aIifdVG188MCa-vl3RSlT88W4e2MjNGBPy2po0tGmP7KQMzwJXcnbFIjSz-FoqtwhyphenhyphenpK2F5_S/w400-h278/ChomikImage%20(1).jpg" width="400" /></a></div><p style="text-align: justify;">Gdy przeczytałem tytuł tego filmu, byłem pewien, że chodzi tu o Warszawę w kontekście powstania. Okazało się jednak, iż tytułowym miastem jest niemieckie Drezno. Pod koniec wojny metropolia ta została całkowicie zniszczona w wyniku alianckich bombardowań. I te właśnie wydarzenia posłużyły za kanwę do powstania "Dziś w nocy umrze miasto". Fabuła śledzi losy pewnego polskiego jeńca, który uciekł z transportu i skrył się w Dreźnie, czyli mieście, które znał z czasów przedwojennych. Jego tułaczka stanowi wprowadzenie do finału, jakim jest samo bombardowanie. Mężczyzna trafia po drodze na młodą Niemkę, która wydaje się całkowicie nieświadoma sytuacji, w jakiej znalazło się miasto. Z tego powodu musi się nią zaopiekować niejako wbrew sobie. Film powoli się rozkręca, początkowo jako bardziej kino obyczajowe skupione na codziennym życiu mieszkańców Drezna i ich sposobach na radzenie sobie z wojennymi rozterkami. Z ciekawością obserwujemy ich postawy i pozorną pewność, iż miastu, w którym żyją, nic nie grozi. Przy okazji podziwiać można całą plejadę młodych jeszcze wtedy polskich aktorów, którzy później zdobyli uznanie. Wielu z nich zalicza tu jedynie epizody, ale są one znaczące i pamiętne. Najlepszą częścią filmu pozostaje jednak zdecydowanie sekwencja bombardowania. Jest ona bardzo intensywna i chaotyczna, tak zresztą, jak można by się tego spodziewać. Sprawia realistyczne wrażenie, a spowite w ogniu budynki tworzą iście apokaliptyczną atmosferę. Obrazu zniszczenia i degrengolady dopełniają przemykający w panice pomiędzy płomieniami ludzie. Są to mieszkańcy miasta, przyjezdni, zbiegli więźniowie, nawet alianccy żołnierze. Fakt ten pokazuje, że w obliczu niszczącej nawałnicy nikt nie był uprzywilejowany ani bezpieczny. Jedną z najbardziej poruszających scen jest na pewno ta, w której grupa zbiegłych więźniów wymierza własnoręcznie sprawiedliwość na swoim niedoszłym oprawcy i jego psie. "Dziś w nocy umrze miasto" to obraz bardzo sugestywny. Stanowi wybitny przykład antywojennej narracji, którego głos wybrzmiewa donośnym echem także po upływie kilku dekad.</p><p style="text-align: justify;"><b><span style="font-size: large;">1. Kanał 1956</span></b></p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhpAg4bgV1cwXUcV44TJSA8_rVstjCkgYf6xxd_En1UYAhXKys3lkYXST-ePzsFpW51wNx0YrWOjCUfanFkvlrrWST3_zXrc-3R9UzWaiBVEDYuExQuUnxcA8W0_1_ApRhymR8EkeWXOehGVZkrw4u775X_1vRbCJyOgLflNzz_kVzt4pYPZlkZa2O_yij3/s1000/Kana%C5%82.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="679" data-original-width="1000" height="271" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhpAg4bgV1cwXUcV44TJSA8_rVstjCkgYf6xxd_En1UYAhXKys3lkYXST-ePzsFpW51wNx0YrWOjCUfanFkvlrrWST3_zXrc-3R9UzWaiBVEDYuExQuUnxcA8W0_1_ApRhymR8EkeWXOehGVZkrw4u775X_1vRbCJyOgLflNzz_kVzt4pYPZlkZa2O_yij3/w400-h271/Kana%C5%82.jpg" width="400" /></a></div><p style="text-align: justify;">Przyszła pora na najbardziej pomnikową chyba pozycję na liście. Mowa tu o "Kanale" Andrzeja Wajdy, którego fabuła skupia się na losach grupki powstańców, próbujących przedrzeć się kanałami do Śródmieścia Warszawy. Film jest uważany za jedno z lepszych osiągnięć polskiego reżysera, a uznanie zdobył głównie po tym, gdy został doceniony na festiwalu w Cannes. Jest to zatem obraz dość dobrze kojarzony za granicą. To wszystko jednak są tylko suche fakty. Dziennikarskie notki. Rzeczy niemówiące w zasadzie nic o samym dziele, które zamazują jego wizerunek. Ja wolę się skupić na tym, jakie wrażenie film ów wywarł na mnie. Przyznam szczerze, że jego początek nie jest piorunujący. Najbardziej nie pasuje mi w tym fragmencie Stanisław Mikulski w obsadzie. Nie wiem czemu, ale nie mogłem się przyzwyczaić do jego obecności na ekranie. Nie pasował mi on jakby do całej reszty, jak i ogólnej otoczki obrazu. Był wyjęty z innej bajki. Z bajki o Hansu Klossie. Mikulski był dla mnie aktorem jednej roli i nie potrafił za bardzo z niej wyjść w innych produkcjach, w jakich go widziałem. OK, ale to nie jest jakaś wielka wada. Po przeniesieniu akcji do kanałów film nabiera jakby nowego wydźwięku. Wpływ na to ma na pewno zmiana lokacji. Znajdujemy się nagle w miejscu pozbawionym światła, a sami powstańcy sami wkrótce tracą kolor swojej skóry, kiedy zostają oblepieni wszechobecnym brudem. Po jakimś czasie widać tylko biel oczu i zębów co daje sugestywny efekt i dodaje produkcji surrealistycznego sztychu. Ogólnie akcja filmu po zejściu do kanałów nabiera powoli onirycznego charakteru. Wraz ze skazanymi na zagładę bohaterami powoli zatracamy się w atmosferze beznadziei i szaleństwa. Jest to symboliczna podróż w otchłań, w jakiej znalazł się kraj. Niektórym zresztą taka wymowa dzieła się nie podobała. Ja cenię "Kanał" głównie ze względu na wykonanie. Bardzo lubię mocno kontrastowe czarno-białe obrazy. Mają one w sobie jakąś trudną do nazwania magię i dla mnie to one właśnie są wzorem i odniesieniem, jeśli chodzi o jakościowe kino. Moją ulubioną sceną z filmu pozostanie chyba na zawsze tekst "cicho kurwa twoja mać ty łachudro", wypowiedziany przez jednego z żołnierzy, gdy stary Janczar za głośno kaszle. Jest to jedyny raz, gdy usłyszałem przekleństwo na k. w tak starym filmie. I owa "kurwa" wypowiedziana w obliczu śmiertelnego zagrożenia zawsze będzie miała dla mnie większą wagę niż pierdyliard "kurw" wyplutych w "Psach" i innych podobnego typu tworach według zasady im mniej, tym lepiej. Zasada ta odnosi się zresztą do całego filmu.</p>Kinorgiahttp://www.blogger.com/profile/00120100875857862258noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-4294247390158331517.post-33571278838299285192023-09-08T09:56:00.003-07:002023-09-10T09:01:10.955-07:003 fajne filmy z... - Skandynawia<p style="text-align: justify;">Skandynawia to oczywiście nie jest kraj, a skupisko kilku nacji. Tradycyjnie w jej skład wchodziły Norwegia, Szwecja i Dania, ale obecnie zalicza się tez do niej Finlandię czy Islandię. Tak czy owak, chodzi o te wszystkie zimne kraje z północy Europy. Ponieważ żyją w tych miejscach ludzie, którzy mają dostęp do technologii to nic dziwnego, że podobnie jak w innych rejonach świata, także tu na przestrzeni lat powstały liczne dzieła filmowe. Ja postanowiłem potraktować temat zbiorczo bez dzielenia na poszczególne kraje. Uznałem, że nikt na tym nie ucierpi, zwłaszcza że często zdarza się, że skandynawskie nacje łączą siły i tworzą filmy wspólnie. W moim zestawieniu znaleźć można trzy kraje, które pierwotnie tworzą Skandynawię, czyli Danię, Szwecję oraz Norwegię. Dwa z nich to autonomiczne dzieła, a jedno to koprodukcja. Jak zwykle starałem się odejść od tego, co dobrze znane więc próżno tu szukać będzie dzieł Bergmana czy tych z udziałem jedynego duńskiego aktora jakim jest Mads Mikkelsen.</p><p style="text-align: justify;">Na pierwszy ogień idzie film z 1987 roku o tytule "Tropiciel". Tytuł oryginalny to "Ofelas" i trzeba przyznać, że brzmi on dość epicko. Ofelas to słowo z języka saamskiego i oznacza przewodnika. Obraz wyróżnia się faktem, że jest w całości nagrany właśnie w tym języku oraz tym, że był nominowany do Oscara 1 1988 roku w kategorii Najlepszy Film Obcojęzyczny. Nie dlatego jednak warto się z nim zapoznać. Akcja toczy się około roku 1000 w nie istniejącym już kraju Finnmark. Młody chłopak Aigin powraca z polowania do swojej wioski. Okazuje się, że podczas jego nieobecności została ona napadnięci przez plemię Czudów. Wszyscy ziomkowie chłopaka zostali wycięci w pień, a on został sam na świecie. Do czasu aż nie napotka innej grupy Saamów. Ponieważ zagrożenie ze strony Czudów jest nadal aktualne, plemię postanawia uciec na wybrzeże. Aigin zostaje na miejscu, by skonfrontować się z napastnikami. Aby ochronić swoich rodaków, wymyśla cwany plan, który ma zwieść Czudów oraz ostatecznie ich pokonać. Robi to wykorzystując nie siłę, lecz spryt i tytułowe umiejętności tropienia. Fabuła "Tropiciela" oparta jest na starej saamskiej legendzie. I rzeczywiście produkcja posiada mocno baśniowy sztych. Jest jak wehikuł czasu i przestrzeni, który przenosi widza w zupełnie inny świat, pełen starych wierzeń. Osadzony jest on w surowych warunkach wśród ludzi, którzy przyzwyczajeni są do codziennej walki z przyrodą. Jest to prawdziwa survival story na wielu płaszczyznach. "Tropiciel" umiejętnie potrafi zaangażować odbiorcę nie tylko w samą historię, ale i całą zaprezentowaną rzeczywistość z pogranicza snu i jawy. Jest to moim zdaniem jedna z podstawowych cech filmu, czyli spowodowanie, że widz podczas oglądania zapomina o całym zewnętrznym świecie. Doznaje on całkowitej immersji, a granica między tym, co prawdziwe a tym, co wymyślone zaciera się. Obraz łączy w sobie elementy kina przygodowego, przyrodniczego, thrillera, survivalowego. Porusza także wątki filozoficzne przez co staje się naprawdę seansem godnym poświęcenia czasu.</p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhVb9PegAUzQWXHI7AjJdO4tzxFsi4KKz47TN7alLHN6Q0cNLVfQqQZ_2pfiAI2LdcZnuw83bX5Azqfr_1mHbqkhRQS6f4yBbZ2--Ya-tFIyMmRx0zjF_sTrLnFi76sRZ_XHw93jKFHPWzv3U045umYtpmCfEEa4bQFqp1mTOaOraEJfMqJvAn-BXN_7k1v/s1280/ofelas.jpg" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="720" data-original-width="1280" height="225" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhVb9PegAUzQWXHI7AjJdO4tzxFsi4KKz47TN7alLHN6Q0cNLVfQqQZ_2pfiAI2LdcZnuw83bX5Azqfr_1mHbqkhRQS6f4yBbZ2--Ya-tFIyMmRx0zjF_sTrLnFi76sRZ_XHw93jKFHPWzv3U045umYtpmCfEEa4bQFqp1mTOaOraEJfMqJvAn-BXN_7k1v/w400-h225/ofelas.jpg" width="400" /></a></div><p style="text-align: justify;">"Granica" to koprodukcja duńsko-szwedzka z 2018 roku. Jest to bardzo specyficzny film, który w pełni odzwierciedla tę dziwaczną naturę ludów północy oraz ich wierzeń. Bohaterką filmu jest Tina, zdeformowana kobieta, która pracując jako celnik, wywąchuje nielegalnie przemycany alkohol. Już samo to krótkie streszczenie budzić może lekki mindfuck, będąc jednak jednocześnie zapowiedzą czegoś wyjątkowego. Tina poznaje pewnego dnia Vore, młodego pana, który opiera się jej zdolnością. On również jest zdeformowany. Para nawiązuje bliższą znajomość. Pewnego dnia Vore wyjawia jej niesamowity sekret. "Granica" jest jednym z tych dzieł, które zaczynają się w miarę normalnie, jak jakiś zwykły film obyczajowy, by z czasem coraz bardziej pogrążać się w szaleństwie. Obraz ma kameralny charakter, nie jest spektakularny, ale jest to zabieg przemyślany. Porusza on mroczne tematy i taka jest też jego forma. Większość ujęć jest kręcona po zachodzie Słońca, a światło istnieje głównie w postaci lamp jarzeniowych. Tytułowa granica ma wiele znaczeń, jest to produkcja operująca na wielu poziomach. Jej główną zaletą jest jednak chyba umiejętnej wplątanie skandynawskiego folkloru w naszą, ludzką, współczesną rzeczywistość, która jest nie mniej ohydna niż ta z pozoru nieludzka. Natura jest brzydka, niezależnie od gatunku oraz od tego stopnia ukrycia. "Granicę" można określić jako film typu wtf. Głównie ze względu na pewne konkretne sceny. Są one bardzo sugestywne i zaskakują widzą swoją groteskowością. Poziom obrzydzenia jaki są w stanie wywołać również jest wysoki. Moje słowa nie powinny jednak nikogo zrażać. Przeciwnie należy je potraktować jako zachętę do seansu. Nie można przy tym pozwolić na to by, przesłoniły nam one przesłanie filmu jakim jest zaduma nad tym, kto jest prawdziwym potworem w świecie, w którym przyszło nam żyć.</p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEi7cC3mSdgtESJlPwWta8HK97MHHZTPSc-sdPmFsFHybSS0Q5wXQ-XvxzGwj0LMBu4Mk5gcK09_fPTHJRFbGdAWy8uPfjKLE6ojCXrGrI3019RhkTmjiRmAy5O2_Hd8Bii2UEZme6gE8WMvxUJFfKUaj7bjlGiKbzNsOovRM9Xrsxhcd3lEBUYDRWQGbDUM/s1024/Border-2-1-1024x576.jpg" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="576" data-original-width="1024" height="225" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEi7cC3mSdgtESJlPwWta8HK97MHHZTPSc-sdPmFsFHybSS0Q5wXQ-XvxzGwj0LMBu4Mk5gcK09_fPTHJRFbGdAWy8uPfjKLE6ojCXrGrI3019RhkTmjiRmAy5O2_Hd8Bii2UEZme6gE8WMvxUJFfKUaj7bjlGiKbzNsOovRM9Xrsxhcd3lEBUYDRWQGbDUM/w400-h225/Border-2-1-1024x576.jpg" width="400" /></a></div><p style="text-align: justify;">Ostatnia propozycja przenosi nas wiele dekad wstecz. Film, o którym chciałem wspomnieć, pochodzi bowiem z roku 1943. Jego tytuł to "Dzień gniewu". Ta duńska produkcja wyreżyserowana została przez Carla Theodora Dreyera. Był to swego czasu bardzo zacny twórca, który ma na swoim koncie kilka ciekawych pozycji. W omawianym przypadku autor przenosi nas do roku 1623. Jest to czas aktywnego polowania na czarownice. Główna Bohaterka Anna jest z tym procederem powiązana przez postać matki, która była oskarżona o czary, ale dzięki wpływowemu wstawiennictwu uniknęła kary. Potem i tak umarła, a Anna z braku laku została poślubiona przez starego dziada - pastora Absalona. Ich życie funkcjonuje jako tako, aż do przybycia dorosłego syna pastora Martina. Wyposzczona Anna i jurny młodzian dość szybko przypadają sobie do gustu i zaczynają odwiedzać pobliskie krzaki. Jak się nietrudno domyślić relacja ta ma małe szanse powodzenia i szybko prowadzi do tragedii. Obraz Dreyera to specyficzne dzieło zwłaszcza z punktu widzenia współczesnego widza. Jeden z polskich kabaretów stworzył kiedyś skecz parodiujący skandynawskie filmy, w których wszyscy mówią do siebie pełnymi imionami i nazwiskami, ludzie wypowiadają słowa w sposób arcyteatralny i przerysowany, a całość pozbawiona jest jakby ekspresji, jakie towarzyszą prawdziwemu życiu. Wszystko to stoi w przeciwieństwie do treści, która często porusza mocno emocjonalne tematy. I taki właśnie jest "Dzień gniewu". Mnie jednak owa "sztuczność" nie przeszkadza. Lubię ją i chłonę taki sposób realizacji filmu. Należy przecież pamiętać, iż jest to produkcja z 1943 roku, czyli powstała jeszcze w czasie trwania II wojny światowej. Powstała też nie tak długo po upadku kina niemego więc teatralne aktorstwo nie powinno nikogo dziwić. Poza tym aktorzy w "Dniu gniewu" wypowiadają swoje kwestie bardzo dokładnie i wyraźnie. Ich skupienie dodaje wypowiadanym słowom wagi oraz tworzy niepowtarzalny, gęsty klimat. Obraz posiada bardzo wysublimowane kadry i jest bardzo "czysty". Jest silnie kontrastowy, przypominając momentami teatr cieni. Idealnie wykorzystuje możliwości, jakie daje światło, podkreślając istotne szczegóły bez filmowej łopatologii. Często jedno ujęcie czy spojrzenie znaczy więcej niż masa słów i takim dziełem jest właśnie duński dramat. Jego ogólny wydźwięk jest smutny. Ukazuje tragizm ludzi uwięzionych w niechcianych związkach poprzez konwenanse i tchórzostwo. Główna bohaterka czuje się zduszona i ograniczona więc gdy tylko pojawia się okazja, wskakuje ochoczo na ogiera i oddaje się uczuciu, nadającemu jej życiu sensu i kolorów. Chce egzystować na własnych zasadach wbrew odgórnie narzuconym, sztucznym regułom. Jest to wręcz taka feministyczna w wymowie sytuacja. Ostatecznie jednak nie kończy się happy endem. Mimo to zaliczam seans "Dnia gniewu" do tych udanych i śmiało umieszczam go na mojej liście polecanych pozycji.</p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjSjsn65b93FXpYAT-dGfM4OvuFtxs4Pj5D0JzaubtkEqItzJ_VtM2_KB4PXgNJAjUfPm2x4NCYrSMI5ErifQFrEh4AY0yWlvARNjiVpqGtEA6Tjbm0LSQB9b5INMhA0sIsa_6Gh99wG3pef1kmAGcB561jNtZ63yimvqkWHojdUHBtCkg6ADalrq7fWM7J/s1200/day%20of%20wrath-1200-1200-675-675-crop-000000.jpg" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="675" data-original-width="1200" height="225" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjSjsn65b93FXpYAT-dGfM4OvuFtxs4Pj5D0JzaubtkEqItzJ_VtM2_KB4PXgNJAjUfPm2x4NCYrSMI5ErifQFrEh4AY0yWlvARNjiVpqGtEA6Tjbm0LSQB9b5INMhA0sIsa_6Gh99wG3pef1kmAGcB561jNtZ63yimvqkWHojdUHBtCkg6ADalrq7fWM7J/w400-h225/day%20of%20wrath-1200-1200-675-675-crop-000000.jpg" width="400" /></a></div>Kinorgiahttp://www.blogger.com/profile/00120100875857862258noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-4294247390158331517.post-4409437747902382142023-08-30T03:49:00.003-07:002023-09-10T09:15:21.356-07:003 fajne filmy z... - Rosja (ZSRR)<p style="text-align: justify;">Wiem, że może to obecnie niepopularna opinia, ale Ruscy także nakręcili kilka dobrych filmów. Przykro mi. I nie wiem, czy pocieszeniem jest tu fakt, że wybrane przeze mnie pozycje powstały jeszcze w czasach ZSRR. Kino radzieckie czy się to komuś podoba, czy nie, prezentował ogólnie całkiem wysoki poziom. Przyznaję, że nie mam wielkiego doświadczenie, jeśli idzie o ruskie kino po przemianie ustrojowej. Te obrazy, które widziałem, nie przypadły mi do gustu. Radzieckie produkcje kojarzą mi się za to bardzo pozytywnie, cechując się wysokim profesjonalizmem, sporą wrażliwością oraz co chyba najważniejsze, nacechowany narodowym charakterem klimat. W ZSRR powstało z wiadomych względów dużo filmów wojennych. I wiele z nich cenię wysoko. Do mojego zestawienia wybrałem jednak pozycje z nieco innej beczki. Uznałem bowiem, że są one może bardziej interesujące. Poza tym chciałem wybrać dzieła o zróżnicowanej treści, które reprezentują odmienne gatunki i stylistykę.</p><p style="text-align: justify;">W 1988 ZSRR chyliło się ku upadkowi. Jednym z ostatnich tchnień radzieckiej kinematografii był film "Psie serce" z tego właśnie roku. Obraz powstał na podstawie opowiadania Michaiła Bułhakowa z 1925. Zostało ono jednak wydane dopiero w 1987 i dlatego może tak późna ekranizacja dzieła. Jego fabuła mówi o pewnym profesorze, który ratuje z ulicy pewnego bezdomnego psa. Nazywa go Szarik (czy każdy ruski pies się musi tak nazywać) i bierze pod opiekę do swojego domu. Robi to, ponieważ ma względem czworonoga własne plany. Przeszczepia mi otóż ludzką przysadkę mózgową. W efekcie tego zabiegu zwierzę zaczyna powoli zmieniać się w człowieka. Niestety po przemianie prezentuje same negatywne cechy ludzkiej natury i ostatecznie zmienia życie profesora w koszmar. By powstrzymać ten proces, naukowiec odwraca proces przemiany, w którego efekcie Szarik ponownie staje się psem. Jak się nietrudno domyślić historia ta ma charakter metaforyczny. A gdy doda się, że akcja ma miejsce niedługo po Rewolucji październikowej, to nie powinno budzić wątpliwości, iż na wydanie tekstu trzeba było czekać ponad sześćdziesiąt lat. Sam film był przeznaczony dla telewizji, a nie kina i trafił nawet rok po premierze na rynek amerykański. "Psie serce" można określić mianem satyry. Nie jest to bowiem komedia, bliżej mu do science fiction, ale takie scharakteryzowanie gatunkowe również nie byłoby pełne. Wątki popularnonaukowe służą tu zwyczajnie do prześmiewczego ukazania jak najbardziej przyziemnej rzeczywistości. Główną zaletą produkcji jest właśnie owa fabuła. Jeśli chodzi o aspekty techniczne, nie można także jej oczywiście niczego zarzucić. Jest to porządnie zagrana i zrealizowana pozycja, czerpiąca z bogatych tradycji kina radzieckiego. Opierając się na wyrazistych kreacjach aktorskich, posiada niemalże teatralny rys. Jest to uniwersalna opowieść o tym, że człowiekowi nieraz bliżej do zwierzęcia niż chcielibyśmy to przyznać, podana w przystępnej, czarno-białej formie.</p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgaDqP8ETEGujk5HnqocJi5gQBs3rfr4muTGo1MhTviiKcWo7dZs1g52AyHl05ZP35M-eSmFNxuy1y-dj3lpB8t9Xder8B_UnM4zlIe2-OqW5qfKNjDITdxaXCz73-d4-14ekOcxl3hh6pcHcH4lSeyDV2Ga13NLqOZeb0hNdp2xDExW_p8p23s-iDX-Edu/s604/MV5BMGEwZGQ4NjctNmE5Zi00ZTRmLWFlNzgtZGUxZmMxMzVlYzY5XkEyXkFqcGdeQXVyNjA2MzYxOTk@._V1_.jpg" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="541" data-original-width="604" height="359" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgaDqP8ETEGujk5HnqocJi5gQBs3rfr4muTGo1MhTviiKcWo7dZs1g52AyHl05ZP35M-eSmFNxuy1y-dj3lpB8t9Xder8B_UnM4zlIe2-OqW5qfKNjDITdxaXCz73-d4-14ekOcxl3hh6pcHcH4lSeyDV2Ga13NLqOZeb0hNdp2xDExW_p8p23s-iDX-Edu/w400-h359/MV5BMGEwZGQ4NjctNmE5Zi00ZTRmLWFlNzgtZGUxZmMxMzVlYzY5XkEyXkFqcGdeQXVyNjA2MzYxOTk@._V1_.jpg" width="400" /></a></div><p style="text-align: justify;">Ruskie kino nie każdemu musi kojarzyć się z horrorem. Nawet mnie się tak nie kojarzy. Zdarzało się jednak w historii, że i tam powstawały produkcje z tego gatunku. Jednym z takich przykładów jest pochodzący z roku 1967 "Wij". Nie należy mylić go mylić z nowszą wersją powstałą w roku 2014, która jest międzynarodową koprodukcją. Oryginalny "Wij" jest adaptacją opowiadania Nikołaja Gogola. Mimo iż jest charakteryzowany jako horror, to jednak bardziej adekwatnym określeniem jest fantasy. Obraz posiada bowiem iście baśniową otoczkę. Opowiada on o pewnym studencie, który podczas podróży gubi się w lesie i trafia do domu pewnej staruszki. Okazuje się ona być wiedźmą, ale mężczyźnie udaje się od niej zbiec. Następnie zostaje wezwany do odległego miasteczka, aby czuwać przy zmarłej, młodej dziewczynie. Musi on spędzić z nią trzy noce w kościele. W czasie jego czuwania dochodzi jednak do nadnaturalnych wydarzeń. "Wij" to nie jest długi film, ale oferuje wystarczająco dużo doznań, by wy widz nie poczuł się niezaspokojony. Produkcja oferuje wiele atrakcji, dla kinomanów, którzy wyjątkowo cenią sobie niepodrabialny klimat. To właśnie ta gęsta i mroczna atmosfera jest jej znakiem rozpoznawczym i jedną z głównych zalet. Stare filmy mają tę cechę, którą osobiście bardzo cenię, która sprawia, że człowiek przenosi się w zupełnie inny, magiczny świat i zapomina o tym, co otacza go na co dzień. To swoiste poczucie immersji potęgowane jest przez wizualną stronę dzieła. Jest ono przesycone bardzo sugestywnymi obrazami, przedstawiającymi przeróżne stwory oraz zjawiska niepochodzące ze świata ludzkiego. Bardzo dobrą robotę wykonali scenografowie oraz charakteryzatorzy. Udało im się stworzyć prawdziwie baśniową atmosferę dla opowiadanej historii. Na osobną uwagę zasługują efekty praktyczne, które wprowadzają nastrój dziwności oraz prawdziwego niepokoju. "Wij" mimo upływu lat nadal stanowić może przyzwoitą rozrywkę i być idealnym seansem dla widzów lubujących się w klasycznym kinie i ludowych zabobonach.</p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEi9w8Z3h4xbUV8Xk60rn9onn29KWw3DhiK2dUxKMC_l-1td_Xt_1qApHJpAlPlNGlNnzM0SS7AQXAJnX-feHlENMyND5sJG8BJSowO5NdNiKhM7GeHDw93hY5rugqTuqT_JgLE52e3CUDz9IJQk8JrneKn3TrxF8LAuZyPG2tmeHRIeUEFSSgZ3gv9-OTsF/s1207/vij_ou_le_diable_4.jpg" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="1207" data-original-width="1200" height="400" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEi9w8Z3h4xbUV8Xk60rn9onn29KWw3DhiK2dUxKMC_l-1td_Xt_1qApHJpAlPlNGlNnzM0SS7AQXAJnX-feHlENMyND5sJG8BJSowO5NdNiKhM7GeHDw93hY5rugqTuqT_JgLE52e3CUDz9IJQk8JrneKn3TrxF8LAuZyPG2tmeHRIeUEFSSgZ3gv9-OTsF/w398-h400/vij_ou_le_diable_4.jpg" width="398" /></a></div><p style="text-align: justify;">Jest taki reżyser Andriej Tarkowski. Właściwie to już go nie ma, ale kiedyś był. Jest to bodaj najbardziej znany ruski filmowiec. Stworzył takie dzieła jak "Stalker", "Solaris" czy "Zwierciadło". Obrazy te są słynne z tego, że nikt ich nie rozumie. No może ktoś tam twierdzi, że rozumie, ale ciężko to udowodnić. Ja uważam, że jedyną osobą, która w pełni rozumiała filmy Tarkowskiego, był sam Tarkowski. Jest to reżyser polaryzujący środowisko kinomanów. Niektórzy zarzucają mu mętność i pretensjonalność, a dla innych jest geniuszem. Wybranie jednego z jego produkcji do mojego zestawienia może z pozoru nie wydawać się odkrywcze. Ja jednak chciałem zaproponować pozycję mało znaną i taką, która różni się mocno od bardziej znanych dzieł naszego bohatera. W 1960 roku Tarkowski, będąc jeszcze początkującym twórcą, nakręcił krótkometrażowy film pod tytułem "Mały marzyciel". Trzeba tu zaznaczyć, iż tytuł ten to zbastardyzowana wersja oryginalnej wersji, która brzmi "Walec i skrzypce". Jak widać, obie wersje się znacząco różnią. Tą mającą o wiele więcej sensu i związku z fabułą jest ta druga. Film opowiada bowiem właśnie o walcu i o skrzypcach, a dokładnie to o dwóch osobach nimi operujących. Jednym z nich jest mały chłopiec, który uczęszcza do szkoły muzycznej, a drugi to młody operator walca. Spotykają się oni pewnego dnia na podwórku, gdy mężczyzna staje w obronie chłopca przed starszymi dziećmi, które mu dokuczają. Od tego momentu zaczyna spędzać czas razem i szybko nawiązuje się między nimi nić sympatii. Oczywiście bez żadnych podtekstów. W ZSRR nie było pedofilii. Obraz trwa nieco ponad 40 minut i muszę się szczerze przyznać, iż oglądałem go w języku rosyjskim, ponieważ nie znalazłem nigdzie wersji z lektorem bądź napisami. Nie przeszkodziło to jednak w zrozumieniu fabuły czy też w odbiorze całości. W przeciwieństwie do późniejszych filmów Tarkowskiego "Walce i skrzypce" to produkcja bardzo bezpośrednia, konkretna i nad wyraz prostolinijna. Można powiedzieć, że jej prostota współgra z prostotą jej bohaterów. Są to postacie z krwi i kości, zwykli ludzie ukazani w ich zwykłym życiu. Przedstawiono je bez żadnego upiększania czy zbędnego patosu, bez użycia żadnych kinowych sztuczek. Łatwo się jest dzięki temu z nimi identyfikować. Relacja chłopca z mężczyzną jest jednym z bardziej szczerych przestawień męskiej przyjaźni, jakie spotkałem. Wszystko to ujęte jest w bardzo kameralną, schludną i wizualnie atrakcyjną formę. Dla mnie jest to prawdziwa perełka sowieckiego kina, która potrafi uciec od propagandowego tonu, skupiając się na ludzkiej twarzy naszych wschodnich sąsiadów.</p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiTFTRukeoZziAYUAFYgxVLkSGnQiKNXQhK1tGtH8W6TikDQkPnivaysoVVfoZUmOgAJBTL02VGJsFtVNHa6VkcHUGJOmP_s6J35EAO-5_XCPi3OHJnlemEq-EsEgRur7XYK0b80aUsIyZa60Z4e1SqmBkyC9Q0o1GHvace-o-CJhywvR0Yed9-Q44VPtcX/s1018/steamroller1.jpg" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="720" data-original-width="1018" height="283" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiTFTRukeoZziAYUAFYgxVLkSGnQiKNXQhK1tGtH8W6TikDQkPnivaysoVVfoZUmOgAJBTL02VGJsFtVNHa6VkcHUGJOmP_s6J35EAO-5_XCPi3OHJnlemEq-EsEgRur7XYK0b80aUsIyZa60Z4e1SqmBkyC9Q0o1GHvace-o-CJhywvR0Yed9-Q44VPtcX/w400-h283/steamroller1.jpg" width="400" /></a></div><div class="separator" style="clear: both; text-align: justify;"><br /></div><div class="separator" style="clear: both; text-align: justify;">Radzieckie filmidła zapisały wspaniałą kartę w historii kina. Cechowało się na ogół epickością i rozmachem. Tworzono tam epopeje narodowe, których czas trwania wynosił wiele godzin. Nie brakuje jednak również produkcji bardziej stonowanych i skromniejszych. Takie właśnie wybrałem do zestawienia. Kinematografia z jest bardzo specyficzne z uwagi, chociażby na sytuację polityczną, która narzucała twórcom pewne rozwiązania. Można spokojnie stwierdzić, że Rosja stworzyła swój własny styl filmowy, który nie mógł powstać nigdzie indziej. A to jest moim zdaniem ważna cecha, która nadaje kreacjom charakteru i atrakcyjności. Najgorsze co może być to kulturowa globalizacja niszcząca lokalną różnorodność. Niech zatem żyje Pierestrojka i pozostałe Rosjanki, a my cieszmy się reliktami epoki słusznie minionej z nadzieją, że nowe pokolenia czerpiąc z ich tradycji, będą tworzyć obrazy równie udane.</div>Kinorgiahttp://www.blogger.com/profile/00120100875857862258noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-4294247390158331517.post-61196363005045000132023-08-23T11:05:00.007-07:002023-10-12T12:29:09.759-07:00TOP 10: Animal attack<p style="text-align: justify;">Nie jesteśmy sami na Ziemi. Żyją na niej także inne organizmy. Wśród nich wyróżnić można tak zwane zwierzęta. Na co dzień nie mamy w sumie z nimi wielkiego kontaktu. Psów i kotów nie liczę, bo to są udomowione gatunki. Oprócz tego są gołębie i gawrony, ale na nie nikt nie zwraca uwagi. Owadów znowuż prawie nikt nie lubi i postrzegane są one jako natrętni intruzi. Takie prawdziwe, dzikie zwierzęta znamy bardziej z filmów. Wiem, że w niektórych miastach pojawiają się dziki, które się tam osiedlają, zabierając ludziom miejsca pracy, ale są to jednak wyjątki. Większość z nas mieszka w miastach, gdzie trudno uraczyć wilka, lwa czy rosomaka. A takie stworzenia właśnie mogą głównie stanowić zagrożenie dla ludzi. Czasem zdarza się, że dochodzi do konfrontacji między światem ludzkim a naturą. Ponieważ są to zgoła odmienne uniwersa, spotkania owe mogę mieć wrogi i gwałtowny przebieg. O tego typu sytuacjach opowiadają właśnie filmy określane potocznie mianem animal attack. Termin ten nie określa tradycyjnego, osobnego gatunku filmowego, jest raczej rodzajem podgatunku przypisanego do innych, głównych takich jak horror czy thriller. W każdym razie jest popularny i mocno obecny zwłaszcza w kulturze amerykańskiej. Daje on spore pole do popisu filmowcom, jako że zwierząt na świecie jest dużo. I rzeczywiście pomysłowość twórców w tej materii nie zna granic. Wystarczy wspomnieć chociażby słynne dzieło "Zabójcze ryjówki". Mnie animal attack kojarzą się głównie z raczej tanimi produkcjami z lat 70. które nastawione były na łatwy i szybki zysk. Ich fabuła była prosta jak budowa cepa, a główną atrakcją miały być sceny szokujące widza. Oczywiście są też wyjątki, czyli filmy z większym budżetem i znaną obsadą. Jeden z nich zapoczątkował zresztą popularność nurtu. Na ogół jednak jest to specyficzna rozrywka dla osób, które lubują się w kampowych klimatach. I między innymi dlatego pomyślałem, że zasługuje on na osobną topkę.</p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjF-fZXvvpGANkFQo2bxP7HpqOH7g31JF-CVPAOyTgiZIskfTv3gINqUWP0KnIA101Xgoe-eZXnBO_M9vIicD7uHja6ksVS470HEYiB31VgPOldhVT37B_Q2MMS0UaN0zalPmzjnZ3Q6aBdeqOizJgfAv4vgv6VOf5dUkJF1uaSTVN0d_NvZZLW9P6r2QoU/s600/Bo%20Derek.jpg" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="438" data-original-width="600" height="293" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjF-fZXvvpGANkFQo2bxP7HpqOH7g31JF-CVPAOyTgiZIskfTv3gINqUWP0KnIA101Xgoe-eZXnBO_M9vIicD7uHja6ksVS470HEYiB31VgPOldhVT37B_Q2MMS0UaN0zalPmzjnZ3Q6aBdeqOizJgfAv4vgv6VOf5dUkJF1uaSTVN0d_NvZZLW9P6r2QoU/w400-h293/Bo%20Derek.jpg" width="400" /></a></div><div><br /></div><p></p><div><div><span style="font-size: large;"><b>10. Aligator 1980</b></span></div><div><br /></div><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhYUuK4N1X0fRepiOdtxvUKjn0MCfq6QuQ3TxEc4n_l8eLZAvkoCJanbVL-K7pXoLwFkiGCQJV5dWUVRsRdE19PXJf8V34n_fiLo-yuHpyiTsQogZZIA4DXtv1GD3KNTQ-LTUCkGjYnRSXhZ0QVXIXGYlaxsbvF-X-1KVuG_d3nXbtDHhq1sS331U9lvCia/s922/Schowek01.jpg" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="532" data-original-width="922" height="231" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhYUuK4N1X0fRepiOdtxvUKjn0MCfq6QuQ3TxEc4n_l8eLZAvkoCJanbVL-K7pXoLwFkiGCQJV5dWUVRsRdE19PXJf8V34n_fiLo-yuHpyiTsQogZZIA4DXtv1GD3KNTQ-LTUCkGjYnRSXhZ0QVXIXGYlaxsbvF-X-1KVuG_d3nXbtDHhq1sS331U9lvCia/w400-h231/Schowek01.jpg" width="400" /></a></div><br /><div><div style="text-align: justify;">Jednym z najbardziej charakterystycznych maneaterów obecnych w świecie kina jest krokodyl. Zwłaszcza za oceanem, gdzie zwierzę to znane jest bardziej pod nazwiskiem Aligator. Z licznych pozycji, opowiadających o walce z tym wodnym potworem wybrałem obraz "Aligator" z 1980 roku. Jest to chyba najbardziej zgodna z kanonem wersja mitu o amerykańskim gadzie. Ciężko nieraz stwierdzić co było pierwsze, prawda czy legenda. W tym przypadku prawdą jest film, a legendą jego treść. Historia ta opowiada o małym aligatorze, który został spłukany w kiblu za młodu, a potem dorósł w kanałach do monstrualnych rozmiarów i zaczął pożerać ludzi. Każdy z nas słyszał chyba tę opowieść. Nie wiem ile w niej prawdy, ale idealnie nadawała się ona do przeniesienia na ekran. "Aligator" to film raczej z drugiego szeregu. Nie jest to może kino klasy B, chociaż może momentami się o takie ocierać. Pamiętam, że ja byłem pozytywnie zaskoczony poziomem jego realizacji. Posiada on niezłą obsadę, która gwarantuje odpowiednią jakość. Tworzą ją głównie aktorzy charakterystyczni, co zawsze postrzegam za zaletę. Sceny z udziałem gada również nie zawodzą. Nie widać w nich żadnej taniości i nie budzą poczucia zażenowania. Jest to porządny animal attack, który umiejscowić należy zdecydowanie w kategorii tych zacnych produkcji. I co chyba najważniejsze sam nie traktuje się zbyt poważnie, zachowując dystans do gatunkowych kliszy.</div></div></div><div><br /></div><div><div><b><span style="font-size: large;">9. Na szlaku 2014</span></b></div><div><b><span style="font-size: large;"><br /></span></b></div><div><b><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEg_0-MytJF3hT17CNQ8V7JtX9S7fUnwE9_9UiMgMY2NvPN_id7OYTMxL3fl-LqVCRL6FLIshLdd4IGnvfp5cdnW6epCy2Y-aJW5pAz9gW3vPMy7KDLlrX1Zb63_L-EZVVO-pxueo4p__Au7eTShR8vB-fNY3esYvo6jkbef3GMEfzPPahrmnMhyrYhiYD89/s1000/93b2463bf3c44440f172779e584f.1000.jpg" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="611" data-original-width="1000" height="245" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEg_0-MytJF3hT17CNQ8V7JtX9S7fUnwE9_9UiMgMY2NvPN_id7OYTMxL3fl-LqVCRL6FLIshLdd4IGnvfp5cdnW6epCy2Y-aJW5pAz9gW3vPMy7KDLlrX1Zb63_L-EZVVO-pxueo4p__Au7eTShR8vB-fNY3esYvo6jkbef3GMEfzPPahrmnMhyrYhiYD89/w400-h245/93b2463bf3c44440f172779e584f.1000.jpg" width="400" /></a></div></b></div><br /></div><div style="text-align: justify;">Niedźwiedź to na pewno bardzo ikoniczne zwierzę. I także kino wiele razy brało go na tapetę jako stwora atakującego biednych ludzi, na ogół zagubionych biwakowiczów. Pierwszym przykładem jest bodajże film "Grizzly" z 1976 roku. Było tych filmów kilka, ale trzeba też przyznać, że prawie wszystkie one nie prezentowały odpowiedniego poziomu jakości. Trudno zatem wybrać jakiś z nich i umieścić na liście TOP 10 jako ten najlepszy. Ja jednak zdecydowałem się jeden z nich umieścić. Jest to dość mało znana produkcja z 2014 roku, na którą natrafiłem przypadkiem. Jej polski tytuł to "Na szlaku". Jest to prosta historia o tym, jak para mieszczuchów gubi się w lesie i napada ich niedźwiedź. Z tego co wiem to za inspirację do scenariusza posłużyły tutaj prawdziwe wydarzenia. Nie to jest jednak w tym wszystkim najciekawsze. Elementem, dla którego warto się zaznajomić z tym dziełem, są sceny ataków drapieżnika. W naszych czasach jesteśmy przyzwyczajeni do tego, że wszystko jest komputerowe. Dlatego właśnie twórcy "Na szlaku" zasługują na wyróżnienie i pochwałę. Udało im sie nakręcić film z prawdziwym zwierzęciem i do tego jeszcze stworzyć bardzo realistyczne sceny jego ataku. Potęguje to nastrój grozy oraz wpływa pozytywnie na odbiór i realizm produkcji. Pokuszę się nawet o stwierdzenie, że jest to pod tym względem najlepszy film, jaki widziałem. Nic zatem dziwnego, że umieszczam "Na szlaku" na liście animal attack jako przedstawiciela Ursus arctos.</div><div><br /></div><div><div><b><span style="font-size: large;">8. Nocne skrzydła 1979</span></b></div><div><b><span style="font-size: large;"><br /></span></b></div><div><b><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgzkajIYMixF2FVTw0_48x6GChX2unkrRUv0ktVzv5Ajm4yGi2CQIY-ZI1pgi0f859OIr0bEK4nkqjghiXFA4hU8UAbe2ohQNIEK1s6AZbpIz3FFhdyBDZyt0i29SxIq24Bu9L4UKUS_9p86qI4ngPBG4IHdwgWBEUVnEeDp7NYjVvIZeqZd7E0arilj3ho/s750/Nightwing-1979-Movie-Screenshot-8.jpg" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="400" data-original-width="750" height="214" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgzkajIYMixF2FVTw0_48x6GChX2unkrRUv0ktVzv5Ajm4yGi2CQIY-ZI1pgi0f859OIr0bEK4nkqjghiXFA4hU8UAbe2ohQNIEK1s6AZbpIz3FFhdyBDZyt0i29SxIq24Bu9L4UKUS_9p86qI4ngPBG4IHdwgWBEUVnEeDp7NYjVvIZeqZd7E0arilj3ho/w400-h214/Nightwing-1979-Movie-Screenshot-8.jpg" width="400" /></a></div><br /></b></div><div style="text-align: justify;">Gdy idzie o kinowe atakowanie ludzi, to najlepiej zdają się do tego pasować wielkie, majestatyczne drapieżniki. Niektórzy twórcy postanowili jednak podjąć się zadania bardziej wymagającego i ambitnego, wyznaczając na ludzkich wrogów zwierzęta dużo mniejsze. Mniejsze nie znaczy jednak gorsze. Tym bardziej, jeśli występują w dużych ilościach. Przypadek taki obserwujemy w pochodzącym z 1979 roku obrazie "Nocne skrzydła", gdzie głównymi antagonistami są rzesze nietoperzy-wampirów. Powstał on w złotej erze dla omawianego podgatunku horroru, czyli latach 70. I klimat tej epoki jest wyczuwalny w każdym jego elemencie. Już sam początek wita nas charakterystycznym motywem muzycznym autorstwa zacnego Henry'ego Mancini. Miejscem zaś akcji jest jakieś zadupie w Nowym Meksyku, co również idealnie wpisuje się w charakterystykę tanich horrorów. Piszę tani, lecz jest to termin trochę niesprawiedliwy w stosunku do "Nocnych skrzydeł". Produkcja trzyma bowiem bardzo porządny poziom, jeśli chodzi o grę aktorską oraz wykonanie. Cechują ją piękne wizualnie kadry oraz spokojny ton. Ktoś może powiedzieć, że brak szybkiego tempa jest właśnie wadą filmu, ale myślę, że cała reszta to rekompensuje. Na pewno nie jest to kino eksploatacji epatujące krwią oraz ludzkimi flakami. Działa na głębszej płaszczyźnie eksplorując wiele tematów takich jak, chociażby konflikt między tradycyjnymi wierzeniami a potrzebą rozwoju. Ta wielowarstwowość nadaje oczywiście dziełu jakości. "Nocne skrzydła" nie oferują wielu scen z udziałem nietoperzy. W sumie mamy tu do czynienia z dwoma zmasowanymi atakami. Zabieg ten nie wpływa jednak negatywnie na odbiór obrazu. Wręcz przeciwnie, można powiedzieć, że nawet podsyca głód widza na więcej i wzmacnia oczekiwania. Oczekiwania, które moim zdaniem zostają zaspokojone.</div></div><div><br /></div><div><div><span style="font-size: large;"><b>7. Duch i Mrok 1996</b></span></div><div><br /></div><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEh1JeEwKETITjURN7YSFTc-lSh9gJLcxvadOFFve7G11v9vvY3SvS-h4kVFSQ19aGCLsfkI4fFEYT5J5OYxgdwoYilSYMgr0R4bF6em4Y7MClHZzRLdPwFbUBaToZs-h00WrM1MNLunsJe3IDglkSjN5n_fKeWxu8bJrsoGaRCS3Hpog437BjJGqVG49HgA/s600/ghost.jpg" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="416" data-original-width="600" height="278" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEh1JeEwKETITjURN7YSFTc-lSh9gJLcxvadOFFve7G11v9vvY3SvS-h4kVFSQ19aGCLsfkI4fFEYT5J5OYxgdwoYilSYMgr0R4bF6em4Y7MClHZzRLdPwFbUBaToZs-h00WrM1MNLunsJe3IDglkSjN5n_fKeWxu8bJrsoGaRCS3Hpog437BjJGqVG49HgA/w400-h278/ghost.jpg" width="400" /></a></div><br /><div style="text-align: justify;">Filmy z rodzaju animal attack to na ogół tanie horrory o naciąganej fabule. Jest jednak film, który jest czymś więcej, a to z uwagi, że opowiada o prawdziwych wydarzeniach. Mowa tu filmie o "Duch i Mrok" z roku 1996. Opowiada on historię dwóch lwów ludojadów, które odpowiedzialne były za liczne ataki na ludzi w afrykańskim Tsavo na początku XX wieku. Oczywiście fabuła dzieła została nieco podrasowana w stosunku do prawdziwych wydarzeń, ale jej ogólny zarys pozostał zgodny z nimi. W porównaniu do większości animal attack "Duch i Mrok" to dzieło, za którym stoją o wiele większe pieniądze oraz znane nazwiska. Dwie główne role zagrali jeszcze szczupły Val Kilmer oraz jeszcze nie stary Michael Douglas. Udało im się stworzyć jakieś kreacje i stanowią oni o sile filmu. Inne jego zalety to niezłe sceny akcji, umiejętne budowanie napięcia oraz epickie krajobrazy. "Duch i Mrok" to prawdziwe kino przygody. Od początku seansu towarzyszy nam poczucie ekscytacji, stanowiące swoistą mieszankę oczekiwania, tajemnicy i czyhającego w ciemności nocy zagrożenia. Najciekawszą jednak stroną produkcji pozostaje sama historia, która wydaje się nad wyraz niesamowita i wręcz trudna do uwierzenia. W filmie użyto między innymi prawdziwych zwierząt, a sceny z ich udziałem budzą uznanie oraz grozę po dzisiaj. Warto zaznajomić się z tą pozycją, chociażby po to, by poznać kulisy owych pamiętnych i nietypowych wydarzeń.</div></div><div><br /></div><div><div><b><span style="font-size: large;">6. Arachnofobia 1990</span></b></div><div><br /></div><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhyFw4lwDxyOGh3iloXI-qVZexv2C3JHde7q4SPlwSuz5S_CKE3KVQgGjrCf1EK-W0G83iW8Lg73DUQcDIcqwexMcdaq2EsZeIWbgoGaFgfrU1lLiwKe0bghTsenkHPgmi_kDuOMEY7vAFVdovH8sN-9Udie-xk4FYv4ONsU1YU6HaD0upePKJzTvGZbmuB/s510/1000752862.jpg" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="333" data-original-width="510" height="261" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhyFw4lwDxyOGh3iloXI-qVZexv2C3JHde7q4SPlwSuz5S_CKE3KVQgGjrCf1EK-W0G83iW8Lg73DUQcDIcqwexMcdaq2EsZeIWbgoGaFgfrU1lLiwKe0bghTsenkHPgmi_kDuOMEY7vAFVdovH8sN-9Udie-xk4FYv4ONsU1YU6HaD0upePKJzTvGZbmuB/w400-h261/1000752862.jpg" width="400" /></a></div><br /><div style="text-align: justify;">Czas na pozycję różniącą się od pozostałych na liście. "Arachnofobia", bo o niej mowa, to bowiem film komediowy. Jest to docelowo horror, jednak z rodzaju tych, gdzie poziom humoru jest bardzo mocno zaznaczony. Arachnofobia to lęk przed pająkami i jak zatem się nietrudno domyślić opowiada o ataku roju pająków na pewne małe miasteczko w USA. Zdanie to zawiera w sumie całą fabułę i nie ma sensu tu nic więcej dodawać. Jak wspomniałem, produkcja nosi znamiona horroru komediowego. Żarty nie są tu obecne na każdym kroku, ale jest ich wystarczająca ilość. W parze z nią idzie jakość, która sprawia, że na twarzy widza pojawia się niejednokrotnie uśmiech. Głównym celem filmu jest jednak straszenie. W tym celu posłużono się zwierzęciem, które jest bodajże najbardziej znienawidzonym przez ludzi. Żadne inne stworzenie nie wzbudza chyba tyle lęku oraz obrzydzenia. Mowa tu o pająkach. Wynikać to może z tego, że każdy chyba ma z nimi kontakt. Żyją one w naszych domostwach i można je z łatwością napotkać, na ogół w mało komfortowych okolicznościach np. podczas kąpieli. Ludzie boją się pająków i ten oczywisty wybór posłużył twórcom do stworzenia produkcji o dużym ładunku emocjonalnym oraz potencjale rozrywkowym. Ja pająków się nie boję, dopóki nie zaczną się ruszać. A jeśli jest ich cała chmara, to atak paniki jest gwarantowany. Poza wartością stresogenną głównym atutem dzieła jest obsada. Tworzy ona istną paradę barwnych postaci, które jednocześnie dostarczają momentów komediowych, jak i umilają seans swoją oryginalnością. "Arachnofobię" oglądałem kilka razy i jest to jeden z tych typów filmów, które mogę oglądać za każdym razem, gdy trafię na niego w telewizji. Niech sam ten fakt wystarczy za rekomendację.</div></div><div><br /></div><div><div><span style="font-size: large;"><b>5. Orka - wieloryb zabójca 1977</b></span></div><div><br /></div><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEibiQymYgBn_IuRBtnwMoJgLjl7iIV95TttXTiiXFidIwSWQQWzFFNHkqtb7GMcOm1-c15QnIuWfDd-xkL3hQpHSx2pR9XlGyw9ZJzcULMEWaYwIzDZx416nS90cTJxM5JXpjCevjOeRJ123SAG3KEOb7sf_6bOqQ5EFXJmHzaBKL9Owrp45rIWsiBUT19u/s1092/Schowek02.jpg" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="470" data-original-width="1092" height="173" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEibiQymYgBn_IuRBtnwMoJgLjl7iIV95TttXTiiXFidIwSWQQWzFFNHkqtb7GMcOm1-c15QnIuWfDd-xkL3hQpHSx2pR9XlGyw9ZJzcULMEWaYwIzDZx416nS90cTJxM5JXpjCevjOeRJ123SAG3KEOb7sf_6bOqQ5EFXJmHzaBKL9Owrp45rIWsiBUT19u/w400-h173/Schowek02.jpg" width="400" /></a></div><br /><div style="text-align: justify;">"Orka - wieloryb zabójca" to polski tytuł filmu o pewnej orce. Człon "wieloryb zabójca" występuje w naszej wersji językowej głównie chyba po to, aby ludzie nie pomyśleli, że jest to film o oraniu pola albo coś. Chodzi tu bowiem o tę zwierzęcą orkę. Obraz ujrzał światło dzienne w 1977 roku, czyli dwa lata po premierze "Szczęk" Spielberga i nie da się ukryć, iż powstał na fali popularności filmu o rekinie. Świat kina od zawsze chyba zna bowiem ten schemat - jeśli powstaje jakiś dochodowa produkcja, to zaraz jak grzyby po deszcze tworzone są jego tak zwane rip offy, czyli po naszemu zrzynki. Ich twórcy mają na celu wykorzystanie popularność pierwowzoru, aby nabić własną kabzę. Na ogół dzieła te nie grzeszą jakością, będąc mało subtelnymi kopiami bardziej znanych tytułów. W przypadku "Orki" jednak trzeba uczciwie przyznać, że jest to obraz skądinąd udany. Przede wszystkim udało się na planie zgromadzić całkiem znane nazwiska. Mam tu na myśli głównie Richarda Harrisa oraz Charlotte Rampling. Zwłaszcza Rampling była w tamtym czasie dość popularna i rozchwytywana. Innym znanym nazwiskiem w obsadzie jest Bo Derek, kolejna gwiazda dekady. Nie należy także zapominać o Willu Sampsonie, czyli pamiętnym Wodzu z "Lotu nad kukułczym gniazdem". W "Orce" wcielił się on w Umilaka i rzeczywiście jego obecność na ekranie umila seans. Fabuła filmu kręci się wokół zemsty pewnego samca orki na złym rybaku, który zabił jego żonę wraz z dzieckiem. Jest to treść nieco wyssana z palca. Orki są znane ze swej inteligencji oraz niezłej pamięci, ale nie są raczej do tego stopnia mściwe. Sceny z udziałem zwierzęcia są bardzo dobrze nakręcone oraz wyglądają autentycznie. Twórcom udaje się też, być może w sposób mało subtelny, ale jednak wzbudzić w widzu poczucie smutku i współczucia względem morskiego ssaka. Ostatecznym argumentem, który dla mnie przynajmniej, wpływa pozytywnie na ocenę dzieła, jest fakt, że to orka właśnie jest tutaj sportretowana jako pozytywny bohater i to ona ostatecznie wygrywa to starcie natury z bezdusznym człowiekiem. I jest to chyba jedyny taki przypadek w świecie kina animal attack.</div></div><div><br /></div><div><div><span style="font-size: large;"><b>4. Razorback 1984</b></span></div><div><span style="font-size: large;"><b><br /></b></span></div><div><span style="font-size: large;"><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEidA9EHhBxXruA-uzZpm1EB3WWxkZlbwHHjkGi6nmncwKsyfkFbc1M8jPKkYCtGqjACwKlrBVb9BVjzp25-JLpXXv0U69bI3k76drqNQYP4sO7vDhZce0pnFC1xhiU8rBqxr6Dd3OkvLPMNmtjg6QbAd59S-oF5pNAMUUaHvrJ-MKX4eG-tpcAOtJNyqQQj/s1221/razorback.jpg" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="1221" data-original-width="800" height="400" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEidA9EHhBxXruA-uzZpm1EB3WWxkZlbwHHjkGi6nmncwKsyfkFbc1M8jPKkYCtGqjACwKlrBVb9BVjzp25-JLpXXv0U69bI3k76drqNQYP4sO7vDhZce0pnFC1xhiU8rBqxr6Dd3OkvLPMNmtjg6QbAd59S-oF5pNAMUUaHvrJ-MKX4eG-tpcAOtJNyqQQj/w263-h400/razorback.jpg" width="263" /></a></div><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><br /></div></span></div><div style="text-align: justify;">Wspominałem już parę razy na blogu, że jestem fanem kina australijskiego. Cenię sobie jego surowy klimat oraz szczerą naturę. Nie inaczej jest z pochodzącym z roku 1984 horrorem "Razorback". W dziele tym głównym antagonistą jest olbrzymi dzik. I kiedy mówię olbrzymi, to mam na myśli ogromny. Monstrualnych rozmiarów bestia terroryzuje australijski outback i jego nielicznych mieszkańców. Pewien mężczyzna musi się jednak zmierzyć z potworem, aby odnaleźć i uratować swoją zaginioną żonę. O filmie tym słyszałem już od dawna. Długo jednak nosiłem się z zamiarem obejrzenia go. Szczerze to wydawało mi się, że jest to jakieś wyjątkowo tanie dzieło, które jest dość toporne, by nie powiedzieć prymitywne. Jak się jednak okazało, myliłem się i spotkało mnie miłe zaskoczenie. Zawsze jest lepiej miło się zaskoczyć niż niemiło rozczarować. "Razorback" to film, który oferuję prostą rozrywkę, zaserwowaną jednak w bardzo atrakcyjnej wizualnie formie. To właśnie ten aspekt filmowego rzemiosła wybija się na pierwsze miejsce, jeśli chodzi o analizę omawianego obrazu. Byłem doprawdy zdziwiony, jak wiele wysiłku włożono w to, by zwykły film o przerośniętym dziku, prezentował się tak efektownie. Poszczególne kadry z filmu są naprawdę imponujące, dodając całości iście wielkoekranowego sztychu. Inne elementy warte podkreślenia to barwne postacie, atrakcyjne sceny akcji czy też profesjonalne efekty praktyczne. Oferuje widzowi dużo więcej, niż można by się spodziewać po zwykłym animal attack.</div></div><div><br /></div><div><div><span style="font-size: large;"><b>3. Ptaki 1963</b></span></div><div><span style="font-size: large;"><b><br /></b></span></div><div><span style="font-size: large;"><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhppMIlo_RaWLOsWPILMGybLE6JUp6_mC3ljH_eNhDNNzmsv0UyBtPgYnLSQQ7Tuy37jrDo0CWw4JJuGOKOaHe9kyOYqkvRWeO4vXVUe9qOjs5Sc4sADp9klN8mEcmshGl0eNkheP_hxsq6nrus2_SCNiIZfxSMc09M3m_M0BZ64RFatQsK3wa86LzRO7L5/s1200/The-Birds-Still.jpg" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="675" data-original-width="1200" height="225" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhppMIlo_RaWLOsWPILMGybLE6JUp6_mC3ljH_eNhDNNzmsv0UyBtPgYnLSQQ7Tuy37jrDo0CWw4JJuGOKOaHe9kyOYqkvRWeO4vXVUe9qOjs5Sc4sADp9klN8mEcmshGl0eNkheP_hxsq6nrus2_SCNiIZfxSMc09M3m_M0BZ64RFatQsK3wa86LzRO7L5/w400-h225/The-Birds-Still.jpg" width="400" /></a></div><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><br /></div></span></div><div style="text-align: justify;">Każdy zna Alfreda Hitchcocka. Mam na myśli tego reżysera. Nie każdy jednak kojarzy go z filmami typu animal attack. Nawet ja tego nie robiłem. Jedno z jego najsłynniejszych dzieł podchodzi jednak zdecydowanie pod tę kategorię. Chodzi mi mianowicie o "Ptaki" z roku 1963. Za czasów mojej młodości był to film, który każdy znał i widział chociaż raz. Absolutny klasyk gatunku. Obecnie nie wiem, jak jest i czy młodsi widzowie są zapoznani z tą pozycją. Wspominam o tym, ponieważ jest to dzieło na mojej liście może i najbardziej znane. Na pewno jedno z dwóch najbardziej znanych. Uważam, że jest to ten przypadek, w którym jakość obrazu idzie w parze z jego sławą. Fabuła "Ptaków" jest podobna do każdego innego animal attacku. Po prostu jakieś małe, prowincjonalne miasteczko zostaje pewnego dnia nagle napadnięte przez zwierzęta. W tym przypadku jest to cała ptasia populacja, co oferuje bardziej intensywne doznania. Dla mnie film ten budują pamiętne ujęcia, które na trwałe wryły się w moją pamięć. Do historii przeszła, chociażby scena z atakiem na placu zabaw. Powolne budowanie napięcia w tym przypadku ociera się o perfekcję, stanowiąc prawdziwy majstersztyk filmowego rzemiosła. Ogólnie trzeba przyznać, że praca twórców z materiałem żywym (ptaki) zasługuje tutaj na osobne uznanie. Jest to widoczne na przykład w innej symptomatycznej scenie ewakuacji z domu opanowanego przez ptaki. Innym ciekawym aspektem realizacji było wypuszczanie agresywnych zwierząt na nic niepodejrzewającą aktorkę Tippi Hedren. Tak głosi legenda. Sama jednak myśl, że reżyser w taki sposób znęcał się nad bezbronną kobietą, jest intrygujący oraz inspirujący. Trudno napisać o "Ptakach" coś, co nie byłoby powielaniem sloganów. Jest to na pewno film, który mimo upływu dekad nadal potrafi trzymać w napięciu powoli, wzbudzając poczucie grozy. Potrafił on uczynić ze zwykłych i niepozornych, obecnych w naszym codziennym otoczeniu ptaków śmiertelne zagrożenie. Stał się tym być może inspiracją dla całego podgatunku horroru, który największe triumfy zaczął święcić dekadę później.</div></div><div><br /></div><div><div><b><span style="font-size: large;">2. Cujo 1983</span></b></div><div><b><span style="font-size: large;"><br /></span></b></div><div><b><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhGWCBDhP9-mmoOMXKgNXmvbp8uXKS2U_Y5wu4_7mCZNfl2KwAZEvef61d-HGKVRKrheTV6FsbsVoqD36fiIsM67oeQIMIYI_JXzPJ-dExVOn3khgOAY2YNdDMBqr39QmxqcyhpTH_tCf_I-cV6PDUBLioTZuhyecjpSXvbZzxwvsNynHJupoHkDDGk00SK/s780/bNGFz9XafocBkDlNSf2XKZAtN62.jpg" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="439" data-original-width="780" height="225" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhGWCBDhP9-mmoOMXKgNXmvbp8uXKS2U_Y5wu4_7mCZNfl2KwAZEvef61d-HGKVRKrheTV6FsbsVoqD36fiIsM67oeQIMIYI_JXzPJ-dExVOn3khgOAY2YNdDMBqr39QmxqcyhpTH_tCf_I-cV6PDUBLioTZuhyecjpSXvbZzxwvsNynHJupoHkDDGk00SK/w400-h225/bNGFz9XafocBkDlNSf2XKZAtN62.jpg" width="400" /></a></div><span style="font-size: large;"><br /></span></b></div><div style="text-align: justify;">Złe filmowe zwierzęta to na ogół dzikie, niebezpieczne drapieżniki albo takie, które żyją w dużych stadach. Nikt raczej nie próbował uczynić animalistycznego złoczyńcy z czegoś powszechnie postrzeganego jako dobre i przyjazne człowiekowi. Z czegoś takiego jak pies. Wyjątkiem od tej reguły jest amerykański horror "Cujo" z 1983. Film powstał na podstawie książki Stephena Kinga, której oczywiście nie czytałem, ponieważ nie umiem czytać. Jak to śpiewał Kazik, do mnie przemawia bardziej obraz telewizyjny. "Cujo" opowiada o pewnej matce z dzieckiem, którzy zaatakowani zostają przez dużego psa. Jego agresja budzi się po tym, gdy zostaje on ugryziony przez chorego nietoperza (znowu ci imigranci). Atak czworonoga ma oczywiście miejsce z daleka od cywilizacji, gdzieś na jakimś odludziu. Jak to w wielu przypadkach animal attack bywa, fabuła nie jest skomplikowana. Nie o to tu jednak chodzi. Fakt ten nie przeszkadza w stworzeniu trzymającego w napięciu widowiska. Nie lada sztuką jest utrzymać uwagę widza przy tak, zdawałoby się, ograniczonej przestrzeni. Bohaterka bowiem i jej syn uwięzieni zostają poniekąd przez zwierzę we własnym samochodzie. Osadzenie akcji w jednym miejscu stanowi szczególny rodzaj wyzwania dla filmowców i zawsze, jeśli eksperyment ten się uda, ocena takiego dzieła wzrasta u mnie znacząco. Nie inaczej jest w przypadku "Cujo". Największym jednak jego atutem są bardzo realistyczne sceny z psem. Po raz kolejny o tym wspominam, ale w tym typie filmów jest to jakby nieodzowne. Wiarygodnie wyglądające ujęcia ze stworzeniem dodają tylko autentyczności filmowemu wrażeniu. Wprowadza to nastrój bliskiego niebezpieczeństwa. Trochę tylko szkoda tego psa.</div></div><div><br /></div><div><div><b><span style="font-size: large;">1. Szczęki 1975</span></b></div><div><b><span style="font-size: large;"><br /></span></b></div><div><b><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEi6yN5Lz3ajJ4L9OcfR34CwtXw88HuNOu6xk9IbOuRe60mPkTLQGo08BUNzrSzOHTWzusgg4wiJqMC6xfsqDux3Vif6VZf15ykdOInfVjzLvygZi9W_tMa7qIyd4ErOfI3F2WW89e-VsrAChy1N2rbYaGPXdY2SjbiMLPeDtMQAdNwqmauSqQK5OAKZY8_7/s1140/1140-jaws-robert-shaw.jpg" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="655" data-original-width="1140" height="230" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEi6yN5Lz3ajJ4L9OcfR34CwtXw88HuNOu6xk9IbOuRe60mPkTLQGo08BUNzrSzOHTWzusgg4wiJqMC6xfsqDux3Vif6VZf15ykdOInfVjzLvygZi9W_tMa7qIyd4ErOfI3F2WW89e-VsrAChy1N2rbYaGPXdY2SjbiMLPeDtMQAdNwqmauSqQK5OAKZY8_7/w400-h230/1140-jaws-robert-shaw.jpg" width="400" /></a></div><span style="font-size: large;"><br /></span></b></div><div style="text-align: justify;">Nadszedł czas na zaszczytne pierwsze miejsce. I nie może tu być raczej wielkiego zaskoczenia. Jest tylko jeden film, który może okupować szczyt rankingu. Mam tu na myśli słynny blockbuster Itzhaka Spielberga, czyli "Szczęki". Nie będę się tu rozpisywał o fabule, bo dla każdego jest ona chyba jasna, nawet jeśli nie oglądał filmu albo zrobił to bardzo dawno temu. Jest to dzieło pod wieloma względami epokowe. Po pierwsze był to pierwszy prawdziwy blockbuster, który przyniósł twórcom tyle hajsu, że mogli oni zakupić zapas cukru na cały rok z góry. Był to poniekąd początek końca najlepszej ery w historii Hollywood oraz zapowiedź abominacji, jaką Kraina Snów stała się obecnie. Spielberg może być zatem widziany jako ten zły, który zniszczył rynek filmowy i odpowiedzialny jest za porzucenie artystycznej niezależności oraz wolności wyrazu. Nie to jest jednak tematem tego wpisu. Inny oczywisty wpływ "Szczęk" na kinematografię to zapoczątkowanie nurtu animal attack, który był już wprawdzie obecny w kinie, ale nigdy nie cieszył się aż taką popularnością. Obraz Spielberga doczekał się pierdyliarda rip offów, sequeli i innych wcieleń. Jest bezpośrednim przodkiem słynnej sagi "Rekinado". Zainspirował całą rzeszę produkcji z różnych rodzajów, nie tylko tych mówiących o walce z naturą. Jeśli chodzi o sam film, to jest to prawdziwe arcydzieło gatunku oraz jeden z najbardziej rozpoznawalnych tytułów w historii kina w ogóle. Mimo że kukła rekina wygląda dziś momentami sztywnawo, to nadal potrafi on wzbudzać dreszcze. Efekt ten osiągnięty został poprzez sprawną pracę kamery i wymieszanie ujęć prawdziwych zwierząt z tym nieprawdziwym. "Szczęki" straszą. W sposób mistrzowski budują napięcie oraz atmosferę grozy i zagrożenia. Strach przed głęboką wodą jest tam tak bardzo podsycony, że znam ludzi, u których obraz wywołał talasofobię. Podejrzewam, że ja również należę do tych osób. Uważam, że film jest w stanie wpływać na rzeczywistość ludzi i zmieniać ją. W tym przypadku jest to może negatywny wpływ, ale jednak sam fakt, że to robi, świadczy o jego mocy oddziaływania. Oprócz wzbudzania w widzach podświadomych lęków produkcja oferuje również świetne aktorstwo. Jest to chyba jeden z tych niedocenianych elementów "Szczęk". Na pierwszy plan wybija się tutaj Robert Shaw i jego niezapomniana, ikoniczna rola Quinta, czyli człowieka, który oddycha skrzelami i zjadł już niejednego rekina. Uważam, że bez tej postaci i sposobu, w jaki została wykreowana "Szczęki" nie byłyby tym, czym są. Nie przeszłyby do historii i pozbawione by były poczucia epickości. Monolog Quinta na temat USS Indianapolis to jedna z najbardziej pamiętnych przemów w dziejach. Na koniec wypada wspomnieć o ścieżce dźwiękowej Johna Williamsa na czele z genialnym motywem rozpoznawalnym przez każdego kinomana na Ziemi. Jest to jednak na tyle oczywisty fakt, że nie będę się nad nim rozwodził. "Szczęki" to jedyny godny i naturalny zwycięzca rankingu animal attack, który odcisnął swoje piętno nie tylko w świecie filmu, ale także w życiu jego odbiorców.</div></div>Kinorgiahttp://www.blogger.com/profile/00120100875857862258noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-4294247390158331517.post-1996181259674692712023-08-01T14:51:00.006-07:002023-08-30T02:50:13.190-07:003 fajne filmy z... - Australia<p>Jest taki dziwny kraj, który jest jednocześnie kontynentem. Dzięki izolacji powstały tam organizmy zupełnie inne niż w pozostałych miejscach na Ziemi. Jednymi z tych stworzeń są ludzie. Są oni na tyle różni, że wytworzyli swój własny, specyficzny sposób wyrażania poprzez taśmę filmową. Dzięki temu dzieła jakie tworzą mają niepodrabialną atmosferę surowości oraz naznaczone są pewnym rodzajem szaleństwa. Nie inaczej jest z trzema propozycjami filmowymi jakie wybrałem do zaprezentowania.</p><p>Australia nie wybacza. Jest to w dużej mierze nadal dziki kraj, pełen niebezpiecznych zwierząt, roślin i ludzi. Jeden z nich wywiózł swoje własne dzieci poza miasto, a następnie próbował je ustrzelić. Tak właśnie zaczyna się "Walkabout", dzieło filmowe z 1971 roku. Obraz ten wyreżyserowany przez Nicolasa Roega znaczył początek nowej ery w kinie z Antypodów. Okres ten nazywany "Australijską Nową Falą" trwał od początku lat 70. do połowy 80. W tym czasie produkcje z Australii ponownie zyskały popularność na świecie, zwłaszcza w Stanach, odnosząc sukcesy zarówno kasowe, jak i artystyczne. Wracając do fabuły "Walkabout", który nie posiada polskiej wersji tytułu, śledzimy w nim walkę dwójki młodych, białych dzieci w outbacku. Outback to lokalne określenie tego, co znajduje się pośrodku kontynentu, czyli bezkresnych, niezamieszkanych równin. Para bohaterów z trudem poradziłaby sobie w takich warunkach, lecz na szczęście z pomocą przychodzi im aborygeński rówieśnik. Fabuła jednak nie jest w przypadku "Walkabout" najważniejsza. Można powiedzieć, że służy tylko do ukazania pewnych zjawisk oraz przede wszystkim środowiska. Jak to lubią określać ludzie, którzy się znają, "Walkabout" to kino kontemplacyjne, czyli takie, przy którym się kontemplują, jak mniemam. Chodzi o to, że kino owo pozwala nam się przenieść w odmienne stany postrzegania i nabrać dystansu nie tylko do samego dzieła, z jakim obcujemy, ale być może do naszego świata i otoczenia, do nas samych. Ja cenię sobie filmy, które stanowią jakiegoś rodzaju wyzwanie dla widza oraz są niejednoznaczne, a omawiany obraz na pewno do takich się zalicza. Z faktów bardziej przyziemnych warto wspomnieć, że w obsadzie "Walkabout" pojawia się młoda Jenny Agutter i nawet dokonuje tam ablucji. Oprócz tego produkcję można także uznać za wczesny przykład kina survivalowego. Tak czy owak, na pewno jest to pozycja godna polecenia.</p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiEMOE0EUdXTGXIDUFYWtIwZwr5xy_5Xqs-XF_PRB-Fmv-rnLfATGLQpv6MvsxhuGz2Z7jCPFw3JGqABYJqef-lgCI6sll2FFO0lQuZ8aRZkS4B5lCTQzkn5d4nnX77S-_8mAJsloKWivLbMvXaZcLp3q7pBs-NQz3A-x87Crl5rldBphH-ihF7boP3e2b4/s960/walkabout-md-web.jpg" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="550" data-original-width="960" height="229" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiEMOE0EUdXTGXIDUFYWtIwZwr5xy_5Xqs-XF_PRB-Fmv-rnLfATGLQpv6MvsxhuGz2Z7jCPFw3JGqABYJqef-lgCI6sll2FFO0lQuZ8aRZkS4B5lCTQzkn5d4nnX77S-_8mAJsloKWivLbMvXaZcLp3q7pBs-NQz3A-x87Crl5rldBphH-ihF7boP3e2b4/w400-h229/walkabout-md-web.jpg" width="400" /></a></div><p>Ludzie dzielą się na ludzi prostych i krzywych. Oba rodzaje na ogół żyją daleko od siebie i nie wchodzą sobie w drogę. Czasami jednak inaczej się nie da i oba typy wchodzą sobie w drogę. Dochodzi wtedy to tak zwanej konfrontacji. O takiej właśnie sytuacji opowiada kolejna australijska propozycja, a mianowicie obraz zatytułowany "Na krańcu świata" z roku 1971. Główny bohater filmu to młody nauczyciel z miasta, a więc człowiek, za przeproszeniem wykształcony, jak i prawdopodobnie inteligentny. Trafia on razu pewnego na głęboką prowincję, do zabitej dechami dziury, gdzie udaje mu się w stracić wszystkie pieniądzory. Zostaje zatem na jakiś czas poniekąd uwięziony we wspomnianym miejscu. Czasu tam spędzonego na pewno nie zapomni do końca swych dni. Jest on bowiem zmuszony spędzić go z okolicznymi tubylcami, czyli osobnikami wyjątkowo parszywymi, zdegenerowanymi oraz nad wyraz prymitywnymi. Są to ludzie pozbawieni jakby wszelkich uczuć wyższych, których główną rozrywką jest spożywanie alkoholu oraz nocne strzelanie do kangurów. Nasz protagonista pomimo początkowej wstrzemięźliwości poddaje się jednak ostatecznie zwyczajom panującym w zatęchłej dziurze i niejako wsiąka w lokalne środowisko. Nie jest to może motyw w kinie bardzo oryginalny, nawet na krajowym podwórku można by znaleźć jakieś przykłady zderzenia dwóch odmiennych światów. Jednakże siła "Na krańcu świata" leży w wykonaniu. Jak już nieraz wspominałem kino australijskie, przynajmniej to z przeszłych dekad, charakteryzuje się wyjątkowo surowym klimatem. Nie wiem, czy wynika to z samych okoliczności przyrody, w jakich przyszło żyć tamtejszym ludziom, czy z czego innego, ale filmy przez nich tworzona najczęściej zapadają w moją pamięć takim kinowym brakiem owijania w bawełnę. Postacie są z krwi i kości, a sami aktorzy przypominają naturszczyków przez co produkcje sprawiają tak autentyczne wrażenie, że można prawie poczuć zapach potu wydobywający się z ekranu. Wiem, że może nie każdy widz ma na coś takiego ochotę, ale dla mnie jest to wartość jak najbardziej dodana. "Na krańcu świata" jest właśnie idealnym przykładem takiego kina, jaki i australijskiej nowej fali. Obraz nie upiększa niczego, przedstawia rzeczywistość w jej najbardziej plugawym wydaniu, angażując jednocześnie odbiorców w przedstawione wydarzenia. Dla mnie to kino przez duże R i sto razy wolę je od kolejnej odsłony przygód niebieskich ludków z kosmosu.</p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjOHdidd9qJkc3yuwRNZGXADtwXtsP2SdP4tVK-M0Y72GDuw2Vwye52b3qYkjC8i19Fgw6jPNaMH2trQ6BEdKKGr-kUMHg3am4iYll2IfzvqkSsqpxjieIzVowih1SGG9bVa3T6xdsV9KdcdN8R4fe9ITpCP-koTSBQA5I6eL13QHTV5YX2IQPZUf7vBWek/s2048/07WAKE1-superJumbo.jpg" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="1526" data-original-width="2048" height="297" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjOHdidd9qJkc3yuwRNZGXADtwXtsP2SdP4tVK-M0Y72GDuw2Vwye52b3qYkjC8i19Fgw6jPNaMH2trQ6BEdKKGr-kUMHg3am4iYll2IfzvqkSsqpxjieIzVowih1SGG9bVa3T6xdsV9KdcdN8R4fe9ITpCP-koTSBQA5I6eL13QHTV5YX2IQPZUf7vBWek/w400-h297/07WAKE1-superJumbo.jpg" width="400" /></a></div><p>Tak się złożyło, że dwie pierwsze propozycje pochodziły z tego samego roku. Teraz jednak przenosimy się prawie dwadzieścia lat do przodu, a dokładnie to do roku 1989. A wspomnieć chciałem o bardzo obskurnym i mało znanym w naszym kraju filmie "Spirits of the Air, Gremlins of the Clouds". Obraz nie ma polskiej nazwy, ale gwarantuje, że wspomniane w tytule germliny to nie te same stworki z bardziej znanej produkcji. Produkcja znanego skądinąd obecnie reżysera Alexa Proyasa to bardzo nietypowy przypadek. Osobiście cechą, jaką najbardziej chyba sobie cenię oraz poszukuję w kinie jest klimat. Kino z Australii jest bardzo specyficzne, a wspomniana przeze mnie klimatyczność to przez lata była jedna z jego głównych cech. Jednak w przypadku "Spirits of the Air..." element ten mamy podkręcony niemalże do granic wytrzymałości. Dzieło opowiada o siostrze i bracie, którzy mieszkają gdzieś na postapokaliptycznym, przepełnionym poczuciem izolacji, pustkowiu. Ich spokojna, by nie powiedzieć monotonna egzystencja, zostaje pewnego dnia przerwana przez przybycie tajemniczego wędrowca. Jest to wszystko, co można i należy wspomnieć, jeśli chodzi o fabułę. I tu właśnie powracamy do wspomnianego klimatu. Obraz bowiem na nim głównie stoi, poważnie wspomagając opowiadaną historię. Nie należy tu oczekiwać skomplikowanych plot twistów czy wspaniałej opowieści. To wszechogarniająca, oniryczna i duszna niczym australijska pogoda, atmosfera tworzy w filmie przedstawiony świat oraz buduje niepodrabialny efekt. Uczucie to potęgowane jest przez nietypową, budzącą niepokój muzykę oraz oryginalną scenografię, której znakiem charakterystycznym są ustawione w rzędach stare samochody, wbite pionowo w ziemię. Wszystkie te elementy sprawiają, że widz podczas seansu ma wrażenie, że trafił na transmisję z jakiejś innej rzeczywistości lub, że cały czas śni, a nie konsumuje kolejny obraz. Jest to zdecydowanie bardzo oryginalne oraz wyjątkowe doświadczenie filmowe, które może nie spodoba się każdemu, ale na pewno tym, którzy wciąż szukają nowych inspiracji i są otwarci na ciekawe wizualno-muzyczne doznania.</p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEje_nxsKfeA2qwp23liExYAKYj2HFybhxHauEelYv158hspLBqZ8NW3Jp1jJGUINcDKNsw2XB2c6HsQ0d9xFowCzbdyFeWDDckUW3Y6_RLSfxkXV3xObRY-k9Ez5UEKzMbRnmmMa3RCW4HKpdy1LS9DszDrgCReYSxWqAG7IUo1frjIgY9lfeDkC6VvZSqK/s680/Gremlins.jpg" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="439" data-original-width="680" height="259" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEje_nxsKfeA2qwp23liExYAKYj2HFybhxHauEelYv158hspLBqZ8NW3Jp1jJGUINcDKNsw2XB2c6HsQ0d9xFowCzbdyFeWDDckUW3Y6_RLSfxkXV3xObRY-k9Ez5UEKzMbRnmmMa3RCW4HKpdy1LS9DszDrgCReYSxWqAG7IUo1frjIgY9lfeDkC6VvZSqK/w400-h259/Gremlins.jpg" width="400" /></a></div><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><br /></div><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><div class="separator" style="clear: both; text-align: left;">Australia może się zatem pochwalić niezłym dorobkiem filmowym. Muszę się przyznać, że nosiłem się nawet z zamiarem rozszerzenia mojej listy dla tego przypadku do pięciu miejsc, ale jednak pozostałem przy tytułowych trzech. Można powiedzieć, że z wymienionych jak do tej pory krajów, to właśnie Australia wyprodukowała te, które najbardziej przypadły mi do gustu. Głównym czynnikiem, który o tym decyduje jest oszczędny, pozbawiony niepotrzebnych ozdobników czy innych trików styl kręcenia i charakterystyczna atmosfera surowości. Australia to miejsce, gdzie okoliczności przyrody kreują poniekąd ludzkie postawy, a kino z tego kraju idealnie potrafi uchwycić ten proces. Warto zatem zainteresować się tamtejszą kinematografią bowiem ma ona do zaoferowania wiele interesujących pozycji.</div></div>Kinorgiahttp://www.blogger.com/profile/00120100875857862258noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-4294247390158331517.post-83406949739791563922023-07-26T19:40:00.005-07:002023-07-26T19:40:46.103-07:00Luźne gatki - Trzech reżyserów z którymi mam issue<p>Ponieważ jestem wiecznie niezadowoloną marudą i filmowym malkontentem postanowiłem wylać trochę żali. Są bowiem w świecie filmu pewne dogmaty oraz osoby nie do ruszenia, które są ogólnie uznawane za nieomylne. Ja nazywam ich świętymi krowami. Chodzi mi konkretnie o paru reżyserów z Hollywoodu, którzy z jakiegoś powodu święcą triumfy, a ich filmy są uważane za wielkie dokonania. Ja jednak mam odmienne zdanie na ten temat i w większości przypadków nie zgadzam się z gloryfikowaniem tych jegomości oraz ich pracy. Podpadli mi oni bowiem kilka razy, a ponieważ Motor nie wybacza (jestem z Lublina), chciałem napisać parę słów o tych oszustach. Było ich trzech, w każdym z nich inny mocz, ale jeden przyświecał im cel: robić widzów w ciula ile się da.</p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjIQPAM2Efj9N67E2MY9uAHBNW66y0D2A0kdboqt__cyGvfLjNVAc0DwJQqjLmn9Ew_-1MY698R6K5EuctMoY1neSnXthEMLh63hn7JJUt1xZU-H8B5JOMpnJnA-hJJxGjLRWsfWxSV1S_dsrCD0xJDoh3YgRFUDyQTi7u7Ko9mVBmSeriAkDvB1R7nkosZ/s1000/qt1.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="809" data-original-width="1000" height="324" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjIQPAM2Efj9N67E2MY9uAHBNW66y0D2A0kdboqt__cyGvfLjNVAc0DwJQqjLmn9Ew_-1MY698R6K5EuctMoY1neSnXthEMLh63hn7JJUt1xZU-H8B5JOMpnJnA-hJJxGjLRWsfWxSV1S_dsrCD0xJDoh3YgRFUDyQTi7u7Ko9mVBmSeriAkDvB1R7nkosZ/w400-h324/qt1.jpg" width="400" /></a></div><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><br /></div><p><b><span style="font-size: medium;">Żołnierz Chrystusa - Mel</span></b></p><p>Mel Gibson to człowiek sukcesu. Pomijając 10-letnią banicję z Hollywood jego kariera to pasmo zwycięstw. Również tych reżyserskich. Wystarczy wspomnieć, że jest laureatem Oscara za "Braveheart". Wyreżyserował wprawdzie tylko 5 filmów, lecz żaden z nich nie pozostał bez echa. To trzeba Melowi przyznać. Potrafi zrobić wielkie widowisko kinowe. Czasami nawet aż za wielkie. Jeśli chodzi o mnie to mam dwa poważne zarzuty do Gibsona. Pierwszy z nich dotyczy sposobu, w jaki podchodzi on do historii. Aż cztery z jego produkcji opowiadają o wydarzeniach historycznych. I w większości z nich reżyser pozwolił sobie na dość luźne podejście do przedstawianego tematu. Wiem, że nie zawsze wszystko musi się zgadzać i że przemysł filmowy rządzi się swoimi prawami oraz, lecz uważam także, że kręcąc obrazy, opowiadające o prawdziwych postaciach czy zajściach nie powinno się przeinaczać faktów ani manipulować widzami. Nazwa gatunku dramat historyczny jednak do czegoś zobowiązuje. Jeśli chodzi o Gibsona, to sporo nieścisłości znaleźć można, chociażby w "Braveheart" jak i "Apocalypto". W pierwszym przypadku dotyczą one zarówno faktów z życia głównego bohatera Williama Wallace'a, jak i wielu drobnych szczegółów, które historycznie nie miały miejsca. Nie są to może bardzo duże nieprawidłowości, ale jednak wprowadzają odbiorców w błąd, utrwalając w ich pamięci fałszywe stereotypy. Przykładami może tu być ukazanie Szkotów walczących w tradycyjnych kiltach, co jest niedorzecznością. Nie byli oni także wymalowani niebieską farbą. Trik ten stosowali Piktowie, żyjący wiele stuleci wcześniej. Razi również tendencyjne ukazanie króla Anglii Edwarda I oraz jego syna, rzekomego homoseksualisty. W ogóle widać ewidentnie, że Gibson ma jakiś problem z Anglikami. Są oni w produkcjach, w które jest zaangażowany, ukazywani na ogół bardzo negatywnie jako banda psychopatów, mordujących bez powodu wszystkich, którzy się nawiną. Na myśl przychodzi tu również film "Patriota", który Gibson firmował swoją facjatą. W "Apocalypto" Amerykański twórca starał się ambitnie wiernie odtworzyć realia przedkolumbijskiej Mezoameryki. Niestety myli podstawowe fakty, stawiając na prostą rozrywkę kosztem dokładności. Na koniec pozostaje najbardziej kontrowersyjne dzieło Gibsona, czyli "Pasja". W tym przypadku trudno w zasadzie nawet mówić o prawdzie historycznej, jako że całość opiera się na jakiejś książce niewiadomego autorstwa. Gibson mimo to miesza w materiale źródłowym i przedstawia całość jako absolutną prawdę. Robi to w sposób efekciarski i demagogiczny, próbując tanimi środkami specjalnie wywołać u widza wrażenie szoku tylko po to, by przekonać go do swojej wersji wydarzeń. Ktoś może powiedzieć, że jest to zaledwie nieskomplikowana uciecha. Problem w tym, że zwyczajnie ogłupia ona ludzi, opowiadając im bajki wyssane z palca.</p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEg-ep-bL62NHDSLpMrqZM4gP6ctIYKs6TCsvy_JT8nXL9e04yXCd0x3ZNXcoEoF-NN8AFPv5gklb_5x3NB5F2TUBi2wxesgr-4en-MLwagVhfV0UfHO836GIAoOpYBpHx2eTc8Cfphfx5By95LQR5CbMCBjTgdgNCFUCRU567dsI265hNxQsTweuPfEU433/s1200/gibson1.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="675" data-original-width="1200" height="225" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEg-ep-bL62NHDSLpMrqZM4gP6ctIYKs6TCsvy_JT8nXL9e04yXCd0x3ZNXcoEoF-NN8AFPv5gklb_5x3NB5F2TUBi2wxesgr-4en-MLwagVhfV0UfHO836GIAoOpYBpHx2eTc8Cfphfx5By95LQR5CbMCBjTgdgNCFUCRU567dsI265hNxQsTweuPfEU433/w400-h225/gibson1.jpg" width="400" /></a></div><p>Drugi mój zarzut wobec Gibsona jest jednak o wiele poważniejszy, jak i groźniejszy. Chodzi mi mianowicie o fakt bezczelnego narzucaniu publice własnych poglądów oraz światopoglądu. Mel pochodzi z bardzo religijnej rodziny. Mówiąc wprost, byli to po prostu fanatycy, których poglądy były kontrowersyjne nawet dla przedstawicieli Kościoła. Niestety reżyser nie potrafi się powstrzymać od wykorzystania swojej pozycji do załatwiania prywatnych celów i forsowania opinii. Stosuje toporną manipulację, aby przekonać widza do osobistych poglądów. Najbardziej widoczne jest to w "Przełęczy ocalonych", w której finale uraczeni jesteśmy narracją z offu, bezwstydnie dyktuje nam jakimi wartościami powinniśmy się kierować w życiu. Osobiście uważam, że jest to zachowanie karygodne i godne pożałowania. Film i każda forma sztuki musi pozostać możliwie obiektywna i otwarta na interpretacje. Artyści nie mogą używać swoich dzieł do osiągania prywatnych korzyści, bo tracą wiarygodność jako twórcy. Jest to zwyczajnie nieetyczne i przywodzi na myśl najgorsze przykłady propagandy. Z tych właśnie powodów nie cenię zbytnio twórczości pana Gibsona, który idealnie wpisuje się w hollywoodzką tradycję przeinaczania prawdy na własną modłę.</p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEin0jbU4Uezr7Tw9-bjHdxG7fOXJ1h5rb8s06EIabkiiI6riSEZ06iAXIIlZmOf_2dnsvWau7BG0WnbmjwjiKlFKfRNHYWIwHux-FIhEXsB6OLl_w6zSx0cJRHGiyJPgSc4SNytIrjoeVZHr8XgG0ONYgGz8jMPiQf1LIKF-6TIHOQmCP3Rn0AsHPR1jARe/s2000/gibson2.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="1333" data-original-width="2000" height="266" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEin0jbU4Uezr7Tw9-bjHdxG7fOXJ1h5rb8s06EIabkiiI6riSEZ06iAXIIlZmOf_2dnsvWau7BG0WnbmjwjiKlFKfRNHYWIwHux-FIhEXsB6OLl_w6zSx0cJRHGiyJPgSc4SNytIrjoeVZHr8XgG0ONYgGz8jMPiQf1LIKF-6TIHOQmCP3Rn0AsHPR1jARe/w400-h266/gibson2.jpg" width="400" /></a></div><p><br /></p><p><b><span style="font-size: medium;">Melodramatyczny rzyg - Clint</span></b></p><p>Drugim delikwentem, o którym chciałem wspomnieć jest Clint Eastwood. Jest to prawdziwa ikona kina zarówno jeśli chodzi o karierę aktorską, jak i reżyserską. Eastwood para się reżyserką od wielu lat, a jego dorobek w tej materii jest imponujący. I przyznaję, że ma on na koncie wiele bardzo udanych produkcji. Sam jestem fanem kilku z nich, zwłaszcza w gatunku westernu. Filmy takie jak "Wyjęty spod prawa Josey Wales" czy "Bez przebaczenia" należą do moich ulubionych i uważam je za jedne z najlepszych obrazów w tym gatunku. Odnoszę jednak wrażenie, że wraz z biegiem lat Clint jakby zmiękł, a pewne jego wybory w późniejszym etapie kariery nie były zbyt fortunne. Moje zarzuty nie są tak poważne, jak w przypadku Gibsona i nie obejmują całej kariery Eastwooda. Chodzi mi bardziej o konkretne dzieła, uważane za świetne kino, z czym się nie zgadzam. Na myśli mam tu głównie dwie pozycje. Pierwsza to "Rzeka tajemnic" z 2003 roku. Film ten jest powszechnie chwalony oraz wskazywany jako świetny przykład rasowego thrillera. Ja jednak mam odmienne zdanie. Przede wszystkim cała intryga jest strasznie naciągana i gdyby policjanci rzetelnie wykonali swoją pracę sprawa mogła być zamknięta od razu, a film by trwał 20 minut. </p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiQ-u75GuJxFF3oEyQ-0HYiTN9zCq93mqoTXsngz5l0PHohqzlScNjG0q68wY3GOXZ-pp6hTqVk-kUWNivpaqe_vRmd6v9CTSsGrf-6Q0RZYcgj4ieexBgmk61VXz71v84AEbYndVeOglV0tvt_b_eRG4VsCvbbi9WP-uS2boWki1Ny_SCQapkDu9m0hhxZ/s1400/clint2.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="700" data-original-width="1400" height="200" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiQ-u75GuJxFF3oEyQ-0HYiTN9zCq93mqoTXsngz5l0PHohqzlScNjG0q68wY3GOXZ-pp6hTqVk-kUWNivpaqe_vRmd6v9CTSsGrf-6Q0RZYcgj4ieexBgmk61VXz71v84AEbYndVeOglV0tvt_b_eRG4VsCvbbi9WP-uS2boWki1Ny_SCQapkDu9m0hhxZ/w400-h200/clint2.jpg" width="400" /></a></div><p>Wiem, że powstał on na podstawie książki, ale Eastwood jednak zgodził się ją zekranizować. Inny przykład to obraz nie wiadomo czemu noszący polską nazwę "Za wszelką cenę". W obrazie tym Eastwood zaimplementował swoje najgorsze cechy jako twórca. Na myśli mam głównie tzw. tanie chwyty, czyli ckliwe i melodramatyczne momenty i zagrywki, które mają na celu wymuszenie na widzu jakichś emocji, a najlepiej jakby rzewnie zapłakał. Sytuacja, w której główna bohaterka doznaje kontuzji jest wyssana z palca i nie miałaby prawa się zdarzyć podczas prawdziwej walki o mistrzowski tytuł. Jako tę złą i mściwą, grającą nie fair babę, przeciwniczkę naszej protagonistki obsadzono Holenderką, grająca Niemkę. Clint ma bowiem niezłą pamięć i dobrze pamięta, że Niemcy to ci źli, z którymi Amerykanie walczyli podczas drugiej wojny światowej. W hollywoodzkich gniotach od lat panuje trend, że za złych robią Ruscy lub Niemcy, ewentualnie jeszcze ci z RPA jak istniał apartheid. Ciekawe, że złymi nie są nigdy Francuzi, Szwajcarzy, Żydzi albo Hiszpanie. Cały film jest naznaczony takimi sztampowymi schematami i stereotypami. Postacie są przez to płaskie jak deska, a film, zamiast wzbudzać wzruszenie, to powoduje złość, irytację oraz zażenowanie. Popadanie w zbytnią ckliwość to główna wada nowszych produkcji Eastwooda. Jest to aż nader widoczne w takich dziełach jak "Oszukana", gdzie gra aktorska opiera się na łkaniach Angeliny Jolie oraz dwa filmy wojenne "Sztandar chwały" i "Listy z Iwo Jimy". Oba próbują uderzać w poważne tony, są jednak zbyt hollywoodzkie oraz nieautentyczne, by być traktowane z powagą. Eastwood po prostu jest zbyt przesiąknięty typowo hamerykańskim spojrzeniem na robienie filmów. Jego obrazy są często szyte grubymi nićmi, sztucznie dramatyczne i emocjonalnie przeszarżowane. Sposób kręcenie również nie wzbudza zaufania będąc za mało realistycznym, a narracja kładzie zbytni nacisk na hamerykańską wersję zdarzeń oraz rzeczywistości. Reżyser wydaje się przez to mało elastyczny i zróżnicowany w doborze tematyki swoich filmów.</p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEg5HVdilgsuR0wo6N6MKhgEp4Q-e5ULqqyb5PVlD-oBxXlwMeXHucuGYqquhD3BZrGFNOtnG_eyKTxmE-8WFxDuSW2Varpo-2LKrwOWxeCQ9Ghdu4nle0-v5l-t_1SBrQVLlMO2ZFa_u4V_ehjw9NYLriHAUWCD4e0FCXm5PB35qS0pHbDhRhVPn9Iu5y2G/s1050/clint1.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="699" data-original-width="1050" height="266" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEg5HVdilgsuR0wo6N6MKhgEp4Q-e5ULqqyb5PVlD-oBxXlwMeXHucuGYqquhD3BZrGFNOtnG_eyKTxmE-8WFxDuSW2Varpo-2LKrwOWxeCQ9Ghdu4nle0-v5l-t_1SBrQVLlMO2ZFa_u4V_ehjw9NYLriHAUWCD4e0FCXm5PB35qS0pHbDhRhVPn9Iu5y2G/w400-h266/clint1.jpg" width="400" /></a></div><p><b><span style="font-size: medium;">Nudziarz - Quentin</span></b></p><p>Ostatni osobnik, którego chciałem obsmarować to nie kto inny jak Kłentin Tarantino, czyli być może najbardziej uwielbiony przez krytykę i widzów reżyser ostatnich 30 lat. Pamiętam, że gdy "Pulp Fiction" wszedł do kin wszyscy byli nim zachwyceni. Mężczyźni ejakulowali, a kobietom twardniały sutki, rozrywając bluzki. Przez ten wszechobecny hype od razu znienawidziłem tę produkcję, jak i jej twórcę. Gdy ją obejrzałem moje uprzedzenia zostały potwierdzone. Jest to jeden z bardziej przereklamowanych filmów w dziejach, który ma niewiele do zaoferowania i jest tak naprawdę o niczym. Problem ten dotyczy z resztą większości produkcji Tarantino. Moja niechęć do niego ciągnie się już od lat i przyznaję, że parę jego filmów było ok (dosłownie 2 czy 3) to reszta jest co najwyżej średnia. Głównym moim zarzutem wobec jego twórczość jest niczym nieuzasadnione epatowanie bezsensowną przemocą. Jest to jego znak firmowy, który fani uwielbiają. Problem w tym, że oprócz tego niewiele można znaleźć w tych produkcjach. Przy okazji wychodzi na jaw zwykła ludzka hipokryzja. Gdy jakiś film prezentuje kontrowersyjne treści lub łamie tematy tabu, wtedy twórcy są odsądzani od czci i wiary. Kiedy jednak w filmie Tarantino wszyscy bohaterowie mordują wszystkich jak popadnie to wszyscy są zachwyceni. Wkurza mnie szczerze takie podejście, bo są to podwójne standardy. Inną rzeczą, która uważana jest za atut jego dzieł są dialogi. Te osławione dialogi, które ponoć są super i w sumie nie wiem co jeszcze. Prawda jest jednak taka, że dialogi te są tak naprawdę idiotyczne i niczego nie wnoszą do fabuł oraz są nudne jak flaki z olejem. Są tylko zapychaczami sztucznie wydłużającymi czas trwania seansu. </p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiHz4YcoHinWYpBrhVVeFxHliBHqdH338aBqTKYz7A13lZWb8dQRAJ66G_JfLkdvgRc71HrT86Msa02Ik-rl-slsLPKqXva6v5gAu6wqTT9DN0GtbHtHOmiqkEFCYnZXK9hVd1yV4gFVG0YzPBozo4RrUD7ENXU-n76QV-A6ufD7rmRf9zCyUnqNVrtwf2F/s1400/qt4.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="700" data-original-width="1400" height="200" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiHz4YcoHinWYpBrhVVeFxHliBHqdH338aBqTKYz7A13lZWb8dQRAJ66G_JfLkdvgRc71HrT86Msa02Ik-rl-slsLPKqXva6v5gAu6wqTT9DN0GtbHtHOmiqkEFCYnZXK9hVd1yV4gFVG0YzPBozo4RrUD7ENXU-n76QV-A6ufD7rmRf9zCyUnqNVrtwf2F/w400-h200/qt4.jpg" width="400" /></a></div><p>Co jednak najbardziej irytuje to to, że jest to ględzenie o niczym, a postacie je wypowiadające z miejsca zaczynają wkurzać. Ja nie lubię fanzolenia na żywo, a tym bardziej w kinie. Obrazem, który zawiera wszystkie te elementy są chociażby "Wściekłe psy", który nie oferuje odbiorcy żadnej treści poza gadaniem, przemocą oraz wyzwiskami. Gloryfikowanie bandytów i morderców to z resztą stały motyw w kinie omawianego reżysera. Tarantino próbuje czasem poprzez swoją twórczość naprawić świat i zmienić historię, prezentując alternatywną wersję pewnych wydarzeń. Ma to miejsca na przykład w "Bękartach wojny" gdzie obserwujemy udany zamach na całą nazistowską śmietankę. Film ten zawsze mnie denerwował ze względu na niespójność z historią oraz realiami wojny. Mam świadomość, że jest to ledwie taka zabawa oraz satyra, mimo to niepoważny ton nie pasował mi do tej tematyki. Nie widzę też sensu robienia propagandówki 60 lat po czasie. W "Pewnego razu... w Hollywood" znów mamy do czynienia z odkręcaniem historii, co jest wątpliwym zabiegiem, bo przecież życia zabitym i tak nie przywróci. Tarantino nakręcił już filmy o zemście murzynów i Żydów. Szczerze to czekam na film o zemście Indian, ale raczej się nie doczekam. Widocznie Quentin nie uważa, żeby zasługiwali oni na jakąś formę rekompensaty. Tarantino nazywany przez niektórych feministą jest tak naprawdę fetyszystą, który uwielbia ukazywać przemoc skierowaną w stronę kobiet. Jego bohaterki są niemiłosiernie maltretowane i nie ma znaczenia, gdy potem dokonują zemsty ponieważ nie idzie za tym żadna głębia ani psychologiczna zmiana. Jest to tylko czysta eksploatacja. Co gorsza sam Tarantino ma zwyczaj znęcać się fizycznie nad aktorkami podczas pracy na planie, tłumacząc to potrzebą uzyskania realnego efektu.</p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgFGfrNBDho2GHfFQ6sjEQI1DC0twDSX7R4rELeiVdst6-gibLcm8aRplOM14C-1-aJ-s3eRXfROBgAqKSCwcJD7F7gK5p2XAOa1OF6j1GZ5fFfa2KeJXYaaH4tg7rJ7xzOs1xLWw94SU3RjecjNihYZBLjetR-2VZHgvqXd_rfMKFs8FYEQWT4g885O-wl/s2000/qt2.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="1333" data-original-width="2000" height="266" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgFGfrNBDho2GHfFQ6sjEQI1DC0twDSX7R4rELeiVdst6-gibLcm8aRplOM14C-1-aJ-s3eRXfROBgAqKSCwcJD7F7gK5p2XAOa1OF6j1GZ5fFfa2KeJXYaaH4tg7rJ7xzOs1xLWw94SU3RjecjNihYZBLjetR-2VZHgvqXd_rfMKFs8FYEQWT4g885O-wl/w400-h266/qt2.jpg" width="400" /></a></div><p>Odnoszę wrażenie, że pierwszy boom, jaki nastąpił w 1994 na twórczość Tarantino nie wynikał z jakości jego filmów, a raczej był reakcją na to, że pokazał on coś odmiennego od standardu czym wypełnił jakąś pustkę w oczekiwaniach publiczności. Tarantino nie wymyślił jednak na nowo kina, lecz wykorzystał efekt zaskoczenia i fascynacji nowością, na którym jedzie do dzisiaj. Z biegiem lat jego nazwisko stało się niejako wytrychem, istnym alibi dla kinomaniaków. Dziś, jeśli ktoś powie, że lubi Tarantino to nikt nie jest mu w stanie zarzucić braku gustu czy rozeznania. Jest to bezpieczna odpowiedź tak jak przez lata bezpieczną odpowiedzią było mówienie, że lubi się Woody Allena. Tarantino pozostaje dla mnie wyborem normików i kojarzy mi się z brakiem rozeznania w filmie. Jestem poza tym przeciwny idealizowaniu kogokolwiek i pozostaję sceptyczny względem tak zwanych autorytetów.</p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEj3_iUZ_7RffJl1lyZIqEsyB2YKrXyxF7DoOJdQC5Qb1wccH0Jgy47EwWv4cV9hdR_sF_WZpLuhXsfL-UYf70CXWFU1rIa1meSENfZINZTwjjl8LukxwoRvv4aUdL31_rNs4mhvV0dBYfSnhgiotfmHEPgyZtpKgs-XY-Or9foCV05t5gRbHDaxjs1eOND3/s640/qt3.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="415" data-original-width="640" height="260" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEj3_iUZ_7RffJl1lyZIqEsyB2YKrXyxF7DoOJdQC5Qb1wccH0Jgy47EwWv4cV9hdR_sF_WZpLuhXsfL-UYf70CXWFU1rIa1meSENfZINZTwjjl8LukxwoRvv4aUdL31_rNs4mhvV0dBYfSnhgiotfmHEPgyZtpKgs-XY-Or9foCV05t5gRbHDaxjs1eOND3/w400-h260/qt3.jpg" width="400" /></a></div><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><br /></div><p>Reasumując, chciałem zaznaczyć, że mój rant ma charakter wybitnie subiektywny. Będę się jednak trzymał tych zarzutów, ponieważ uważam, że są słuszne. Z biegiem lat staję coraz bardziej krytyczny względem kulturalnego imperializmu Hameryki, który staje się coraz bardziej inwazyjny, a jego wpływ na inne narody wydaje się silniejszy niż kiedykolwiek. Z drugiej strony Hollywood tkwi od dawna w głębokim kryzysie twórczym, a więc to, czym jesteśmy zalewani to zwykłe popłuczyny niewarte funta kłaków. W ten sposób niszczy się widownię oraz obniża wymagania widzów. Najgorsze, że publika łyka te gówna bez zmrużenia okiem, pozostając nie wiedzieć czemu w błogim zadowoleniu. Wymienieni przeze mnie reżyserzy w pełni wpisują się w najgorsze nurty fabryki snów, czyli tandetną manipulację emocjami, zakłamywanie historii, szerzenie stereotypów, propagowanie przemocy czy seksualizacja. Nie mają nic do zaoferowania poza wątpliwą rozrywką, opierającą się na utartych szablonach i wzorcach, które dawno powinny odejść do lamusa.</p>Kinorgiahttp://www.blogger.com/profile/00120100875857862258noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-4294247390158331517.post-1535308421977949562023-05-15T19:39:00.008-07:002023-10-12T12:26:40.272-07:00TOP 10: Science fiction<p style="text-align: justify;"><span>Science fiction, czyli po polskiemu sajens fikszon to taki gatunek, w którym są elementy nauki i fikcji. Jest trochę nauki i trochę fikcji. Najlepiej jak wartości te są rozsądnie wywarzone. Najgorzej jak jest za mało nauki, a za dużo fikcji. Przynajmniej jak na mój gust. Prawdziwy sci-fi to właśnie taki, który mimo swojej fantastycznej natury, opiera się jednak w jakiejś mierze na naukowych przesłankach. Może to być nawet teoria, ale zawsze lepiej i wiarygodniej to wygląda, a widz nie czuje się robiony w konia. Autorem pierwszego dzieła uważanego za przedstawiciela gatunku był niejaki Lukian z Samosat, autor "Prawdziwej Historii". Gościu już nie żyje, ale warto wspomnieć o nim jako o literackim pionierze science fiction. Jeśli chodzi o świat kina, to niestety zbyt często twórcy uciekają w świat fantazji. Takich ludzi należy obijać kijami i wyganiać z wiosek. Innym elementem, który moim zdaniem psuje odbiór tego typu dzieł nawet dobrych jest wpychanie na siłę wątków osobistych bohaterów. Najlepszym czy też najgorszym w tym przypadku przykładem jest "Interstellar" czyli film, który miał wielkie ambicje stania się "Odyseją kosmiczną" naszych czasów, a ostatecznie skończył jako "Trudne sprawy w kosmosie", będąc okraszony nachalną i ordynarną narracją końcową, w której kładzie się widzom do głów, co jest dobre i ważne w życiu, tak jakby nie mogli oni sami na to wpaść. Innymi przykładami owych złowrogich trendów są dzieła takie jak "Grawitacja", "Nowy początek" czy "Prometeusz", w których, zamiast skupić się na autentyzmie i powadze sytuacji, twórcy poszli na bakier nie tylko z nauką, lecz i logiką i "posłali" w misję bandę niezrównoważonych emocjonalnie oszołomów i pijaków. Na tym właśnie polega i zawsze będzie polegać wyższość "Odysei" Kubricka, w której pokazano prawdziwą monotonię życia zdobywców kosmosu oraz ich niezachwiany, nieludzki wręcz spokój w najbardziej nawet ekstremalnych sytuacjach. Prawda jest bowiem taka, że w obliczu przełomowych odkryć czy wiekopomnych wydarzeń czyjeś szczęście rodzinne nie ma znaczenia, a jest w filmach wspominane tylko dlatego, żeby zdobyć przychylność gawiedzi, która inaczej by się nie popłakała na seansie.</span></p><p></p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhCMxiA4itNMegBTBOT1cCAKfqLJbKqj1CtQBGbNt5sr363aI-QaK605tKzL83P0t_VxPNV73O3a67mG3KTdm84pGE74lEGBS3G-k_FdScWkTT_mxzVELR3Ku1Z2nu-Gxpm7wA9Mf23HAK88jp2DrzSxhGF8l3aa18_4z_3ucBTjbKtplP-87HirtnE7_F0/s800/9af0c2934c602d45.jpg" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="435" data-original-width="800" height="217" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhCMxiA4itNMegBTBOT1cCAKfqLJbKqj1CtQBGbNt5sr363aI-QaK605tKzL83P0t_VxPNV73O3a67mG3KTdm84pGE74lEGBS3G-k_FdScWkTT_mxzVELR3Ku1Z2nu-Gxpm7wA9Mf23HAK88jp2DrzSxhGF8l3aa18_4z_3ucBTjbKtplP-87HirtnE7_F0/w400-h217/9af0c2934c602d45.jpg" width="400" /></a></div><br /><p></p><p><br /></p><p><b><span style="font-size: large;">10. Inwazja łowców ciał 1956</span></b></p><p></p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgoO545-S5CGP-MXfs0dCoyau915rAa04TyZbI-XeNihXCusJpq3wAPtxhxWYZx3Blp2I96MZlwq4_hExIkpFdvihRPxxG_XEfzsOQXToDUo4LTneadgcpVOXPcDF8fMEWpu4coiv480L8XYJYois9-Q6v0-aULbaM5zZYtIO23CDdB5NT_c8CUD_JhuQ/s600/invasion.jpg" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="338" data-original-width="600" height="225" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgoO545-S5CGP-MXfs0dCoyau915rAa04TyZbI-XeNihXCusJpq3wAPtxhxWYZx3Blp2I96MZlwq4_hExIkpFdvihRPxxG_XEfzsOQXToDUo4LTneadgcpVOXPcDF8fMEWpu4coiv480L8XYJYois9-Q6v0-aULbaM5zZYtIO23CDdB5NT_c8CUD_JhuQ/w400-h225/invasion.jpg" width="400" /></a></div><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><br /></div><div style="text-align: justify;">Na pierwszy ogień idzie dzieło pochodzące z zupełnie innej epoki i nieco już może archaiczne. Niemniej jednak myślę, że zasługuje tutaj na wspomnienie jako symbol epoki oraz idealny przykład tego, jak kino stara się dotrzymać kroku historii, stanowiąc swoista odpowiedź i komentarz na temat stanu świata jak najbardziej realnego, jak również jego zagrożeń. Poza tym główny motyw wykorzystany w filmie wszedł do kanonu gatunku i jest jednym z częściej powtarzanych w obrazach tego typu. Jednym bowiem z częstszych zagrożeń ze strony filmowych kosmitów jest podbieranie ludzkich ciał i przemienianie ich w obcych. Wizja taka jest mocno nieprzyjemna i może budzić spory dyskomfort. Łatwo może też być wykorzystywana jako metaforyczne ukazanie wroga próbującego zinfiltrować i przeniknąć do naszego społeczeństwa, by przejąć nad nim kontrolę. "Inwazja łowców ciał" doczekała się godnego następcy w postaci wersji z roku 1978, która nieco się różni, będąc bardziej mroczną oraz nieposiadającą happy endu. Obie wersje umiejętnie budują atmosferę narastającej paranoi i wizji świata, w którym nie wiadomo kto jest kim, a otaczający nas ludzie to tylko nieczułe, pozbawione emocji klony. Można to odczytywać jako ostrzeżenie przed ogarniającą nas znieczulicą oraz zatraceniem ludzkich odruchów.</div><div><p></p><p><b><span style="font-size: large;">9. Diuna 1984</span></b></p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhLVsZBE4-GN0Ynnt4216wMaT2Unys-x39fEIxRyVzPThgKhClXWdb8JNnqfA21whsMik9VJZwWfbytBEKbcBmDYaKbcIdZA8RvT7TqoUhPqor6jCJUaW9b8KQf2TPImJ3bg0_W8rbRIroaTvCFAeUNVZI_GrYuMSgq55knpubhkXjtoKGWf2_4s7_SKg/s2000/dune.jpg" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="1250" data-original-width="2000" height="250" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhLVsZBE4-GN0Ynnt4216wMaT2Unys-x39fEIxRyVzPThgKhClXWdb8JNnqfA21whsMik9VJZwWfbytBEKbcBmDYaKbcIdZA8RvT7TqoUhPqor6jCJUaW9b8KQf2TPImJ3bg0_W8rbRIroaTvCFAeUNVZI_GrYuMSgq55knpubhkXjtoKGWf2_4s7_SKg/w400-h250/dune.jpg" width="400" /></a></div><p style="text-align: justify;">Kolejna pozycja na liście może uchodzić za kontrowersyjną. Samo umieszczenie pozycji z uniwersum Diuny na pewno nie może dziwić, jako że jest to klasyka gatunku. Chodzi bardziej o sam film, jaki wybrałem. Przede wszystkim wszyscy mają świeżo w pamięci najnowszą ekranizację z 2021 roku. Ona jest obecnie głównie kojarzona z dziełem Herberta i uznawana za czołowe przełożenie jego twórczości na srebrny ekran. Starsza wersja w reżyserii Davida Lyncha z 1984 jest natomiast odsądzana od czci i wiary, wyszydzana oraz krytykowana za produkcyjny chaos, oraz w sumie nawet nie wiem jeszcze za co. Ja jednak odwrócę te role i postawię niepopularną tezę mówiącą, że to wersja Lyncha dzierży palmę pierwszeństwa w tym wyścigu ekranizacji i postaram się wykazać jej wyższość. Diuna według niektórych to utwór, którego nie da się przenieść w pełni na język filmu. Jest to zadanie tym trudniejsze, gdy ktoś cały czas się wtrąca w proces produkcji i torpeduje działania reżysera. Tak było w przypadku Lyncha, który, aby nie dać się zlinczować odciął się od całego przedsięwzięcia. Dla mnie "Diuna" AD 1984 nie jest jednak dziełem w pełni nieudanym. Na pewno czuć w nim chaos, przejawiający się w poszatkowanym montażu, dziwnych ekspozycjach, pewnej sztuczności niektórych scen oraz ogólnemu wrażeniu niedopracowania. Mimo to posiada elementy rekompensujące te braki. Przede wszystkim towarzyszy mu specyficzna, trudna do określenia atmosfera dziwności i groteski. A dla mnie odpowiedni klimat jest o wiele ważniejszy niż fabuła czy wymuskane ujęcia prosto spod ręki grafików komputerowych. Drugą ważną zaletą są postacie odegrane przez tak zwanych aktorów charakterystycznych. Jest to już niestety prawie wymarła kasta w kinie, nad czym boleję, tym bardziej że zastąpiła ją armia klonów z olśniewająco białymi zębami i nieskazitelną skórą. W "Diunie" Lyncha aż roi się od cudacznych indywiduów, które samą swoją obecnością tworzą nastrój, wypełniając przestrzeń oryginalnością. Najbardziej celują w tym przedstawiciele rodu Harkonnenów, którzy w nowej wersji odarci są całkiem ze swojej obrzydliwości oraz grozy. "Diuna" na pewno nie jest obrazem perfekcyjnym, ale jej siła tkwi właśnie w tej niedoskonałości oraz w skutecznym sianiu słodkiego zamętu i wątpliwości w umysłach widzów.</p><p><br /></p><p><b><span style="font-size: large;">8. TRON 1982</span></b></p><p><b></b></p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><b><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjK1tB6XF-R7lexwlY635QaSR7aI63H_3yXz7U8olIq4vCrRksEQSO8gyk2_BIadsUnypjCc2YtINvPd8NMEx4OhJbbsSDoDcrszTXe9DzcgpXX5YlPHAJrBT1Wa3Bav4Gckoa319rUR5OQ4jA0FyQRGOHPPalflKMWsuYZRhOARolKW3ugRngxeNRgbg/s1280/tron.jpg" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="570" data-original-width="1280" height="179" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjK1tB6XF-R7lexwlY635QaSR7aI63H_3yXz7U8olIq4vCrRksEQSO8gyk2_BIadsUnypjCc2YtINvPd8NMEx4OhJbbsSDoDcrszTXe9DzcgpXX5YlPHAJrBT1Wa3Bav4Gckoa319rUR5OQ4jA0FyQRGOHPPalflKMWsuYZRhOARolKW3ugRngxeNRgbg/w400-h179/tron.jpg" width="400" /></a></b></div><p></p><p style="text-align: justify;">Miejsce siódme okupuje produkcja, która na pewno zapisała się w annałach głównie z uwagi na kwestie techniczne oraz sposoby wykonania. "TRON" bo o nim mowa przedstawiał futurystyczną wizję wirtualnego świata wewnątrz komputera. Jak na czas powstania była to wizja śmiała i prorocza. Trzeba przy tym dodać, że efekty wykorzystane w filmie nadal robią wrażenie i bynajmniej nie zestarzały się w zły sposób. Obraz utrzymany jest w stylistyce gier automatowych. Parę miesięcy po premierze filmu została z resztą wydana gra na automat nawiązująca do niego o tym samym tytule. Strona wizualna jest na pewno jednym z głównych atutów dzieła. Ostro kontrastowe, neonowe kostiumy oraz wnętrza pozostawiają trwały ślad w pamięci, stanowiąc jedno z bardziej oryginalnych rozwiązań stylistycznych dostępnych w domenie science fiction. Pomijając te aspekty "TRON" jest to zwyczajnie świetna rozrywka i dość klasyczna historia o walce głównego protagonisty z przeważającymi siłami wroga, który jest w istocie złym władcą. Jest to wielka filmowa przygoda, nawiązująca do niemalże rycerskich eposów o szlachetnych bohaterach. Na pewno jest to pozycja obowiązkowa dla każdego fana gatunku.</p><p><br /></p><p><b><span style="font-size: large;">7. Gwiezdne wojny: Część V - Imperium kontratakuje 1980</span></b></p><p><b></b></p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><b><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEh8HJEKH-_KZUrGgJhF1TNOtgK9kRgI_sqVWL3dPXlmqR1bA8WybZLKHW3eUo2uGbHc4kOXwlmnR-Psmi2DyaKcOaJI0Em84lVgfenHDb8ZXwtKZ0p4zcUWWYE6r1AqyxvefwqH5jE2gtAj8y2WMgal5N7pVrsVXOKyfeYhZcz7020JYP2vkibqruPcWw/s1800/star%20wars.jpg" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="916" data-original-width="1800" height="204" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEh8HJEKH-_KZUrGgJhF1TNOtgK9kRgI_sqVWL3dPXlmqR1bA8WybZLKHW3eUo2uGbHc4kOXwlmnR-Psmi2DyaKcOaJI0Em84lVgfenHDb8ZXwtKZ0p4zcUWWYE6r1AqyxvefwqH5jE2gtAj8y2WMgal5N7pVrsVXOKyfeYhZcz7020JYP2vkibqruPcWw/w400-h204/star%20wars.jpg" width="400" /></a></b></div><p></p><p style="text-align: justify;">Nadeszła pora na prawdziwego giganta gatunku oraz jedną z najsłynniejszych i najbardziej popularnych serii w historii kina. Chodzi oczywiście o "Gwiezdne wojny", które na stan dzisiejszy doczekał się dziewięciu odsłon filmowych. Ja postanowiłem nie rozpatrywać każdego z nich osobna tylko wyróżnić całą sagę jako całość. "Gwiezdne wojny" jak sama nazwa wskazuje, dzieją się w kosmosie. Mamy latające pojazdy i wielkie statki strzelające do siebie laserami. Problem w tym, że jest to zwykła bajka, a słowo science jest tu właściwie nieobecne. Mamy za to dużo fiction. Obraz ten jest bardziej baśnią czy też filmem fantasy osadzonym w kosmicznych realiach. Wybrałem jako przedstawiciela serii część piątą, a właściwie trzecią, czyli "Imperium kontratakuje". Jest ona bowiem uważana przez wielu za najlepszą część pierwszej trylogii i ja podzielam tę opinię. Jest ona dużo mroczniejsza od pozostałych oraz posiada bardziej duszny klimat. Inne atuty to pamiętne kadry umiejscowione w ikonicznych lokacjach. Ja jakimś wielkim fanem "Gwiezdnych wojen" nigdy nie byłem, ale początkowe trzy filmy z serii uznaje za udane doświadczenie. Należy pamiętać, że to od nich się wszystko zaczęło. Oglądając je jako młody widz, dałem się pochłonąć temu światowi. Stanowiły one przede wszystkim rozrywkę na wysokim poziomie, będąc książkowym przykładem przygody w starym, dobrym stylu. Przygody, którą odbiorcy mogą przeżywać razem z bohaterami i takiej, która nie nudzi się przy kolejnych seansach. "Gwiezdne wojny" pozostaną już na zawsze w świadomości globalnego odbiorcy jako kanoniczny reprezentant kina przygodowego.</p><p><br /></p><p><b><span style="font-size: large;">6. Zakazana planeta 1956</span></b></p><p><b></b></p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><b><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjdJs0WEKC2gWlYko9Oy_VwTvzI1kf8KOSLx2zLCMegzLDZCPedUheif6WuL_4yB-slte0CVqzLu_zSGksaT-nPADLZ-MwDWp6MVCVKqtRQCJlZr2vvnjoV0ZwrCBi2f81P-YUsry4jRQjIvGpccKtRH94tm0832s41wHPc3NFARPyjjrFHE2Oc0ij2VA/s1199/forbidden%20planet.jpg" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="497" data-original-width="1199" height="166" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjdJs0WEKC2gWlYko9Oy_VwTvzI1kf8KOSLx2zLCMegzLDZCPedUheif6WuL_4yB-slte0CVqzLu_zSGksaT-nPADLZ-MwDWp6MVCVKqtRQCJlZr2vvnjoV0ZwrCBi2f81P-YUsry4jRQjIvGpccKtRH94tm0832s41wHPc3NFARPyjjrFHE2Oc0ij2VA/w400-h166/forbidden%20planet.jpg" width="400" /></a></b></div><p></p><p style="text-align: justify;">Teraz pora na lekką prywatę. Na czwartym miejscu umieszczam bowiem jeden z moich ulubionych filmów ever, czyli "Zakazaną planetę". Ta wiekowa już produkcja pochodząca z roku 1956, stanowi znamienny przykład epickiej wizji przeniesionej na ekran. Lata 50. to prawdziwy boom, jeśli chodzi o kino science fiction. Wpływ na to miały w dużej mierze wydarzenia ogólnoświatowe. Większość z tych produkcji była jednak ledwie lekką rozrywką dla mas. Opierały się głównie na jakiejś formie inwazji obcej cywilizacji na Ziemię oraz efektownych jak na tamte czasy scen akcji. No i gadaniu. "Zakazana planeta" oferowała jednak coś zupełnie innego. Sama akcja filmu ma miejsce poza naszą planetą, w przestrzeni kosmicznej oraz na obcym globie. Był to pierwszy film science fiction, którego akcja osadzona była właśnie w takim miejscu. Dzieło zawiera jednak również wiele innych innowacji głównie, jeśli chodzi o efekty specjalne oraz scenografię. Także fabuła "Zakazanej planety" wyróżnia ją spośród pozostałych obrazów dekady. Nie mamy tu do czynienia z prostą historią, lecz z iście psychologicznymi czy nawet filozoficznymi zagadnieniami. Film odwołując się do twórczości Szekspira i Freuda, angażuje widza, poruszając tematykę granic możliwości ludzkiego umysłu oraz zadając moralne pytania o to, czy jesteśmy w istocie potworami, gdy atawistyczna strona natury człowieka bierze nad nim górę. Koncepcje poruszane w dziele pozostają jednymi z bardziej intrygujących w historii gatunku sci-fi. Jest tu mowa o ostatecznej formie wolności, czyli o tworzeniu myślą oraz pozbyciu się fizycznych pośredników. Ta całkowita wolność może jednak stanowić również śmiertelne zagrożenie dla tych, którzy osiągną ten wysoki stan rozwoju technicznego oraz świadomości. Pozostaje bowiem jedna siła, której kontrolować się nie da, a mianowicie podświadomość i potwory, które czają się w jej najmroczniejszych zakamarkach. Monumentalne dekoracje i tła "Zakazanej planety" zawsze budzą we mnie podziw, jak i dreszcz emocji. Jest to kino pełną gębą, czyli takie, które zabiera odbiorców w zupełnie inny, magiczny świat, w podróż do krańców wyobraźni.</p><p><br /></p><p><b><span style="font-size: large;">5. Metropolis 1927</span></b></p><p><b></b></p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><b><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiVR73rbwi6_NCRPPKmVp45eW9ESDIYExQ0K2a-B7tZx7oOIqIbQ7nHHPpKFrRTZvPy5uiajfVJKmXVL9hxEqtMh3k65mB5XmEzS5QIQaVAjEaFFZocb5ezqayglKcE-mfsVs0oYxggvom5A8fNtogNF0AL2mhb5CSkCRDwpxyt7Xw-JGca7zxpyvfjOw/s2000/metropolis.jpg" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="1250" data-original-width="2000" height="250" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiVR73rbwi6_NCRPPKmVp45eW9ESDIYExQ0K2a-B7tZx7oOIqIbQ7nHHPpKFrRTZvPy5uiajfVJKmXVL9hxEqtMh3k65mB5XmEzS5QIQaVAjEaFFZocb5ezqayglKcE-mfsVs0oYxggvom5A8fNtogNF0AL2mhb5CSkCRDwpxyt7Xw-JGca7zxpyvfjOw/w400-h250/metropolis.jpg" width="400" /></a></b></div><p></p><p style="text-align: justify;">Nadszedł moment na sięgnięcie głęboko do historii kina. W 1927 roku światło dzienne ujrzało dzieło owiane dziś sławą oraz cieszące się niemałą estymą, a mianowicie "Metropolis". Ten niemiecki film wyszedł spod ręki Fritza Langa, człowieka o uznanej renomie w świecie kina. Jednym z jego bardziej znanych osiągnięć jest właśnie omawiany obraz. Nie powinna nikogo odstraszać data jego powstania czy też fakt, że jest to film niemy. Seans "Metropolis" oferuje bowiem wiele atrakcyjnych doświadczeń wizualnych. Rozmach, z jakim stworzono film, może budzić zachwyt i uznanie także w dzisiejszych czasach. Jest to obraz wyprzedzający zdecydowanie swą epokę, zrealizowany w sposób absolutnie brawurowy oraz odważny w formie wyrażania wizji reżysera. Prawie każdy kadr z filmu, wycięty z jakiegokolwiek fragmentu może jest starannie i pięknie skomponowany i można by go powiesić w jakiejś galerii lub domu jako osobny obraz. Bardzo cenię sobie tego typu filmy, gdzie występuję podobne zjawisko. "Metropolis" umiejętnie balansuje elementy sci-fi, dramatu, filmu akcji czy też wręcz katastroficznego oraz romansu. Zawiera więc właściwie wszystko, co może przyciągnąć uwagę nawet współczesnego widza. Pomysły wykorzystane w nim stanowiły inspirację dla pokoleń następnych twórców i na trwałe odcisnęły swoje piętno na gatunku, jak i całej popkulturze. Jest to fakt mało przez nas uświadomiony, lecz wystarczy obejrzeć produkcję Langa, by zdać sobie z tego sprawę.</p><p><br /></p><p><b><span style="font-size: large;">4. Terminator 1984</span></b></p><p><b></b></p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><b><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhlA2IhLvqtV4_Dc7rjDj8XoX5GwsTiYJ5weqSPzULoONoC3vijNPodg6q8sd9f0Eq5r3fVFt2IQlQ0hahGDkfH4aeWVB26H2cUS1E-mFqVxkXQ81GzYmdIxIybhFH6x4XiaXzDolr_y7CWEPt-ncs-SnlR2XUeQEnDsrxQhtiwizZjlcLZ8SAhKEIFrg/s960/terminator.jpg" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="960" data-original-width="960" height="400" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhlA2IhLvqtV4_Dc7rjDj8XoX5GwsTiYJ5weqSPzULoONoC3vijNPodg6q8sd9f0Eq5r3fVFt2IQlQ0hahGDkfH4aeWVB26H2cUS1E-mFqVxkXQ81GzYmdIxIybhFH6x4XiaXzDolr_y7CWEPt-ncs-SnlR2XUeQEnDsrxQhtiwizZjlcLZ8SAhKEIFrg/w400-h400/terminator.jpg" width="400" /></a></b></div><p></p><p style="text-align: justify;">Pora na obraz, który zapoczątkował jedną z najbardziej popularnych sag w kinie, a mianowicie "Terminatora". Mam tu konkretnie na myśli pierwszy film z serii, czyli wersję z roku 1984. Zdecydowałem się go wybrać kosztem drugiej części, ponieważ uważam, że bardziej pasuje on do zestawienia. "Terminatora" można równie dobrze nazwać filmem akcji, jednak z uwagi na motywy podróży w czasie czy sztucznej inteligencji spokojnie mieści się on w ramach kina sci-fi. Ogólnie seansowi towarzyszy ciągły, futurystyczny nastrój oraz narastające z każdą minutą napięcie, sięgające zenitu w finałowej sekwencji pościgu oraz walki z mechanicznym napastnikiem. Dla mnie zawsze głównym atutem produkcji była niesamowita, przygniatająca atmosfera. Jest ona mroczna oraz zimna niczym stal, z jakiej zbudowany jest antagonista. Jego chłodna, nieludzka aparycja oraz zabójcza determinacja może stanowić wzór do dziś. Wprowadza on na ekran poczucie zaszczucia i nieuchronnej beznadziejności, jak i efekt zaciskającej się pętli. Obsadzenie Arnolda Schwarzeneggera w roli Terminatora było strzałem w dziesiątkę i nie wyobrażam sobie by mógł go zagrać ktoś inny. Ta desperacka ucieczka przed bezduszną maszyną okraszona została muzyką autorstwa Brada Fiedela. Soundtrack ten pozostaje jednym z moich ulubionych, wprowadzając klimat elektronicznego zagrożenia, ciągłego natężenia emocjonalnego oraz czającego się niezniszczalnego zagrożenia. "Terminator" może śmiało uchodzić za dzieło kultowe i klasyczny przykład starego kina, które w równej mierze co na fabułę i akcję stawiało na budowanie świata, jak i atmosfery. Są to największe atuty filmu, które nigdy nie zostaną zdystansowane przez gwiazdorską obsadę czy setki efektów CGI. </p><p><br /></p><p><b><span style="font-size: large;">3. Bliskie spotkania trzeciego stopnia 1977</span></b></p><p><b></b></p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><b><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjJsc-kYaXAHthrCIKEuSQS-nG8QI11IG4WgRPg8QdAeZebPTp51SiYlhoVbHV86i3u5r6nEQR51bO8HFHdAHwhc5kMCyq3l1TNECwizbmjPX5xDkX23tigBHwHR7JYey-fDTBurt1D4MLJac4tgCII8v-TOv1rlUvs45khCXYmvdM2YbAbDYRqB-WE3Q/s1920/close%20encounters.jpg" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="1080" data-original-width="1920" height="225" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjJsc-kYaXAHthrCIKEuSQS-nG8QI11IG4WgRPg8QdAeZebPTp51SiYlhoVbHV86i3u5r6nEQR51bO8HFHdAHwhc5kMCyq3l1TNECwizbmjPX5xDkX23tigBHwHR7JYey-fDTBurt1D4MLJac4tgCII8v-TOv1rlUvs45khCXYmvdM2YbAbDYRqB-WE3Q/w400-h225/close%20encounters.jpg" width="400" /></a></b></div><p></p><p style="text-align: justify;">Podium otwiera jedno z największych osiągnięć speca od blockbusterów, czyli Stevena Spielberga. Mowa tu o "Bliskich spotkaniach trzeciego stopnia" z roku 1977. Amerykański reżyser miał zupełnie inną wizję na nasz kontakt z kosmitami niż większość twórców na przestrzeni lat. Oni widzieli w gościach z kosmosu zagrożenie, kręcąc filmy o inwazjach oraz innego typu konfliktowych sytuacjach. Spielberg natomiast postanowił na początku swej kariery przedstawić przyjazny obraz obcych. Porywają oni wprawdzie ludzi, lecz potem ich grzecznie oddają. Tacy mili kosmici. "Bliskie spotkania..." to niesamowita filmowa przygoda, mieszająca elementy różnych gatunków. Oferuje rozrywkę, napięcie, momenty wzruszenia, zachwytu oraz ekscytacji. Nie jest przypadkiem, że jego seans zainspirował niejedną osobą do zainteresowania się astronomią oraz tajemnicami wszechświata. Dla mnie największą zaletą obrazu są pamiętne, wymowne sceny, które łączą w sobie epickość i monumentalność perfekcyjnie skrojone na potrzeby wielkiego ekranu. Na pierwszy plan wysuwają się tutaj, chociażby segment w Indiach, gdzie dziesiątki wiernych wskazuje palcem w niebo czy też końcowa sekwencja pierwszego kontaktu z obcymi oraz próby komunikacji z nimi za pomocą muzyki. O jakości filmu świadczy między innymi to, że można go oglądać wiele razy, nawet jeśli zna się go na pamięć. Takim właśnie dziełem są na pewno "Bliskie spotkania...". Posiada niepodrabialny klimat, oferując niezapomniane wrażenia filmowe.</p><p><br /></p><p><b><span style="font-size: large;">2. Łowca androidów 1982</span></b></p><p><b></b></p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><b><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgCsoaZlZULMO0b-iz6GLuzEnEvre_umynbUhHKxhapWv0z28Y2Vt-1YfXLrqegPo6wxxdNCcMbofdU8gT1oj_LuPc0-73qclgcWxT-IG2SC4vdtrOYIL-BJGEsu6v46x6sjCLPVKYfDvKOWzQ8EQdrpAGpcHph0D7Tg0JbLsrxV9n4qJoegsJyiaWq_g/s1576/blade%20runner.jpg" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="886" data-original-width="1576" height="225" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgCsoaZlZULMO0b-iz6GLuzEnEvre_umynbUhHKxhapWv0z28Y2Vt-1YfXLrqegPo6wxxdNCcMbofdU8gT1oj_LuPc0-73qclgcWxT-IG2SC4vdtrOYIL-BJGEsu6v46x6sjCLPVKYfDvKOWzQ8EQdrpAGpcHph0D7Tg0JbLsrxV9n4qJoegsJyiaWq_g/w400-h225/blade%20runner.jpg" width="400" /></a></b></div><p></p><p style="text-align: justify;">Są takie filmy, które mimo początkowych kłopotów z odbiorem oraz wolnemu startowi, na przestrzeni lat zyskują uznanie krytyków i widowni, uzyskując status kultowych. Takim dziełem jest na pewno "Łowca androidów" z 1982 roku w reżyserii Ridleya Scotta. Jest to film, który obecnie jest wskazywany przez zdecydowaną większość kinomaniaków jako szczytowe osiągnięcie gatunku science fiction, jak i kina ogólnie. Za największe zalety, które o tym decydują, wskazywane są przede wszystkim gęsta, specyficzna atmosfera, która jest mocno wyczuwalna od samego początku seansu, muzyka autorstwa Vangelisa, podsycająca futurystyczny nastrój filmu czy też niezapomniane kreacje aktorskie z Royem Batty'm na pierwszym planie. Każdy kadr z "Łowcy androidów" stanowi osobną, własną historię. Film posiada jedno z lepszych intro w historii, gdy wita nas panorama mrocznego świata przyszłości, pełnego ogromnych piramid oraz oświetlonych, industrialnych budowli. Potem mamy szansę podziwiać wnętrze miasta, rozświetlonego wielkimi neonami oraz ruchomymi reklamami, oferującymi lepsze życie dla przygnębionych, stłamszonych monumentalną architekturą miasta mieszkańców. Nieśpiesznie jesteśmy wciągani w ten ociekający cyberpunkowym klimatem świat, powoli wsiąkając w niego i jego brudną i syntetyczną aurę. Owa podróż napędzana jest przez ścieżkę dźwiękową autorstwa ówczesnego czołowego przedstawiciela muzyki elektronicznej, mistrza Vangelisa. Jego kompozycje stanowią nieodłączną część produkcji, skutecznie współtworząc wizję miasta przyszłości. Soundtrack ten może jednak również funkcjonować jako osobne dzieło i można go słuchać, pomijając aspekt wizualny. Jeśli chodzi o postacie to "Łowca androidów" posiada cały zestaw oryginalnych i charakterystycznych bohaterów, z których niejeden wpisał się do kanonu science fiction. Siłą filmu jest fakt, iż prawie dosłownie każda postać w nim występująca coś wnosi, tworząc własną, małą opowieść. Pomijając kwestie techniczne i realizacyjne "Łowca androidów" potrafi także zmusić widza do refleksji na temat granic człowieczeństwa i moralnych rozterkach, które nadchodzą wraz z technologicznym rozwojem.</p><p><br /></p><p><b><span style="font-size: large;">1. 2001: Odyseja kosmiczna 1968</span></b></p><p><b></b></p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><b><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEi35J5F9IiGPO9UQjT_HYDBWTtTcYqjzf9Kp59-iNgpi8AgWIpGxB73ny-uGCyiOdXISHPwJKU1SRs6V8APh_qwY327lCl5_oB-nN9cDdwWEFlc2UAxaS7p_MXQ2LCnzW1E7flQ0LlZ0TSyiC2DpkT2dVD_fSpg2hoqbuFTslTB3-RBxzE2K9p0CAKmLg/s780/2001.jpg" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="439" data-original-width="780" height="225" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEi35J5F9IiGPO9UQjT_HYDBWTtTcYqjzf9Kp59-iNgpi8AgWIpGxB73ny-uGCyiOdXISHPwJKU1SRs6V8APh_qwY327lCl5_oB-nN9cDdwWEFlc2UAxaS7p_MXQ2LCnzW1E7flQ0LlZ0TSyiC2DpkT2dVD_fSpg2hoqbuFTslTB3-RBxzE2K9p0CAKmLg/w400-h225/2001.jpg" width="400" /></a></b></div><p></p><p style="text-align: justify;">Pierwsze miejsce nie powinno budzić żadnych wątpliwości czy zdziwienia. Jest tylko jeden film, który zasługuje na miano najlepszego dzieła sci-fi w historii, a mam tu na myśli "2001: Odyseję kosmiczną" w reżyserii Stanleya Kubricka z roku 1968. Obraz ten zdążył już na przestrzeni lat obrosnąć legendą, ale również wzbudzić wiele kontrowersji głównie wśród publiki. Pozostaje jednym z najbardziej doniosłych filmowych osiągnięć, ale również jednym z najbardziej nieklarownych filmów w dziejach. Zarzuca mu się przede wszystkim powolne tempo oraz niejasne zakończenie. Trzeba jednak zrozumieć, że zabiegi te był celowe i zgodne z zamierzeniami reżysera. Proszę mi wierzyć, że każdy kadr, każde słowo i każda sekunda została tutaj zaplanowana i pełni swoją ważną funkcję. Należy okazać szacunek i uznanie dla Kubricka za to, że udało mu się idealnie współgrającą serię sekwencji obrazu i dźwięku. I całe szczęście, że nie stosował żadnych skrótów czy łatwych rozwiązań, by uczynić swoje dzieło bardziej przystępnym dla nieprzystosowanego widza, ale pozostał wierny swej wizji, którą możemy podziwiać do dzisiaj. "Odyseja kosmiczna" dzisiaj jest głównie chwalona za wykorzystane efekty specjalne, które nawet po upływie wielu dekad wyglądają wiarygodnie oraz profesjonalnie. Zastosowane praktyczne techniki były innowacyjne i określiły kierunek dla innych twórców na kolejne lata. "Odyseja..." pozostaje produkcją przez wielu niezrozumiałą. Dla mnie jednak jest obrazem ponadczasowym. Jest to coś więcej niż film, a mianowicie egzystencjonalno-filozoficzna podróż w poszukiwaniu sensu istnienia oraz granic ludzkiego poznania. Jest to dzieło kompletne w każdym calu, którego treść określona jest perfekcyjną formą. Całość okraszona jest imponującą muzyką, która nadaje filmowi monumentalnego klimatu. Na ascetyczną atmosferę niebagatelny wpływ ma także oszczędna gra aktorska. Na pierwszy plan wysuwa się tutaj Keir Dullea, który stworzył niezapomnianą postać Davida Bowmana, będącego oazą spokoju. Chłód, jakim emanuje na ekranie, jest dla mnie wzorem i symbolem tego, jaką postawę powinien prezentować prawdziwy astronauta wysłany w tak odpowiedzialną i niebezpieczną misję. Jest to kolejny element, który buduje wiarygodność dzieła, czyniąc z niego sztandarowy przykład "twardego" science-fiction. "2001: Odyseja kosmiczna" pozostanie na zawsze dziełem klasycznym, którego rola w kulturze masowej znajduje odzwierciedlenie w licznych odniesieniach na przestrzeni lat. Stanowi audiowizualną ucztę dla tych, którzy potrafią docenić talent i poświęcenie twórców.</p></div>Kinorgiahttp://www.blogger.com/profile/00120100875857862258noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-4294247390158331517.post-21652698529519248192023-05-06T15:58:00.001-07:002023-05-06T15:58:41.331-07:00Polskie romkomy - XXI<p>DZISIAJ SRASZ ZE MNĄ</p><p>Niunia ma poukładane żebra: beznadziejną pracę, brzydkie córki i pierdzącego męża. Jednak z czasem guma w jej związku pęka. Kiedy bolcowanie Niuni przeżywa kryzys, samica przypadkowo spotyka w pracy starego i śmierdzącego stulejarza. Jebaka wywraca jej świat do góry uszami i budzi w niej puszczalską, którą była kiedyś, zanim została wzorową kurą domową i wyrodną matką.</p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgLcyh-f84wMQSJ0uEUlGFD9rtP6y0AmOYdwYzphbNBWdlt6CyMIu8vHmpkdNtp_MpX-k5N7hTjezPvpBVGVyqbDs-98x0byChbbEWtAxSZoausqt4huQ02sn8wxjM6UWuBcOVCuLM04O7v32Ug210TDviJh4vi1eIIWko-5EfS9lvDhif4C-Se4d1Gww/s909/mam%20ma%C5%82ego%20kopia.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="581" data-original-width="909" height="256" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgLcyh-f84wMQSJ0uEUlGFD9rtP6y0AmOYdwYzphbNBWdlt6CyMIu8vHmpkdNtp_MpX-k5N7hTjezPvpBVGVyqbDs-98x0byChbbEWtAxSZoausqt4huQ02sn8wxjM6UWuBcOVCuLM04O7v32Ug210TDviJh4vi1eIIWko-5EfS9lvDhif4C-Se4d1Gww/w400-h256/mam%20ma%C5%82ego%20kopia.jpg" width="400" /></a></div>Kinorgiahttp://www.blogger.com/profile/00120100875857862258noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-4294247390158331517.post-24227111507540765052023-04-30T00:30:00.006-07:002023-04-30T00:30:32.291-07:00Filmy na każdą okazję - Dzień Konia<p>Był już Dzień Jeża, Dzień Małpy to teraz pora na Dzień Konia. Konie odegrały niepoślednią rolę w historii ludzkości. Gdyby nie było koni, nie byłoby, chociażby najazdu Mongołów na Europę. Niektórzy jedzą konie. Nie wiem dlaczego. Koń jak się tak przyjrzeć z bliska jest bardzo dziwny i momentami straszny. Fun Fact: konie nie potrafią oddychać pyskiem. Robią to tylko nozdrzami. Są też dość bystre i przystosowane do spania na stojąco. Mało się o tym mówi, ale na początku drugiej wojny światowej III Rzesza korzystała z usług setek tysięcy koni. Koń to jedyne zwierzę na 2 litery, gdy się go napisze przez Q.</p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiF4dYqazEamX7ZYhfpYShGK1roYBdalXI9GImWygLbB__VGT5xJ9__6oq5dXTeFsqsLY6SIgTT6t8v53msD9h8-TrvnZkHvXKGyTX1WwmXmyez47g3gdIMpkEfnsVueQ-VP8itH6xWWjYllmAlxsRkiuTY71D36Z25I0pGpqBPp20IGwccxEY_W6zzDg/s1525/German%20soldiers%20take%20aim%20from%20the%20backs%20of%20horses,%20mid-1930%201.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="1525" data-original-width="1100" height="400" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiF4dYqazEamX7ZYhfpYShGK1roYBdalXI9GImWygLbB__VGT5xJ9__6oq5dXTeFsqsLY6SIgTT6t8v53msD9h8-TrvnZkHvXKGyTX1WwmXmyez47g3gdIMpkEfnsVueQ-VP8itH6xWWjYllmAlxsRkiuTY71D36Z25I0pGpqBPp20IGwccxEY_W6zzDg/w289-h400/German%20soldiers%20take%20aim%20from%20the%20backs%20of%20horses,%20mid-1930%201.jpg" width="289" /></a></div><p>Nie wszyscy ludzie są źli. Są też tacy, którzy kręcą filmy fabularne, których główną postacią jest zwierzę, chociażby koń. Stwór ten był niemym bohaterem wszystkich filmów historyczno-wojennych z uwagi na jego zastosowanie w armii. Pamiętam, że w dzieciństwie zawsze się martwiłem o konie i pytałem mamy, co się stało z tymi końmi, które na ekranie giną bądź się przewracają. Dzisiaj już wiem, że część z nich rzeczywiście przypłaciła rolę w filmie życiem. Inne doznały poważnych obrażeń nóg, co dla konia oznacza koniec kariery. W dzisiejszych czasach już by na to nie pozwolono. Zresztą w kinie króluje obecnie CGI, więc nawet konie są sztuczne.</p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhWZoe1tITmdkAGKhe__aBb8mr15Tr7cVAvbYPmFhQWEYjmEAM7wbspPM1dy3AtZB-p6W3klN6Jwq7pqFS06cqV4wfK-EAvfy1t8wDnwXzv9iZvOVQh4M-s5-Er3Fr9ZRe7ZXP8a-8XdJxZRcJYijYbZrBflc8vdc5p9fQ95Bd-atMDsA9gsMSmhEH_jA/s747/thumb_157_default_cover_horizontal_big.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="420" data-original-width="747" height="225" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhWZoe1tITmdkAGKhe__aBb8mr15Tr7cVAvbYPmFhQWEYjmEAM7wbspPM1dy3AtZB-p6W3klN6Jwq7pqFS06cqV4wfK-EAvfy1t8wDnwXzv9iZvOVQh4M-s5-Er3Fr9ZRe7ZXP8a-8XdJxZRcJYijYbZrBflc8vdc5p9fQ95Bd-atMDsA9gsMSmhEH_jA/w400-h225/thumb_157_default_cover_horizontal_big.jpg" width="400" /></a></div><p>Z okazji Święta Konia chciałem przybliżyć obraz nieco inny tzn. taki który ukazuje trudny los zwierzęcia. Chodzi mi tutaj o krótkometrażową "Kostkę cukru" autorstwa Jacka Bławuta. Ten trwający niecałe 10 minut obraz ukazuje nam kulisy wielkiej gonitwy. Wszystko zaczyna się od ujęcia ze stajni, gdzie jeden kuń dostaje tytułową kostkę cukru. Nie wiedziałem, że konie mają takie parcie na cukier. Ta początkowa sekwencja nie stanowi płynnego obrazu, jest kolażem zdjęć, co nadaje jej surowego charakteru. Potem mamy już serię ujęć z gonitwy. Na początku wszystko jest ok. Konie pędzą w galopie, a ludzie się tym emocjonują. Niestety ktoś mądry poustawiał na trasie wyścigu przeszkody w postaci żywopłotów oraz rowów z wodą. Biedne konie, które w naturalnym środowisku nie są zmuszone skakać przez cokolwiek, potykają się o te przeszkody i ryją pyskami w ziemię. Jest to bardzo niebezpieczne zarówno dla nich, jak i tych karzełków, którzy siedzą im na plecach. Ostatecznie część z koni doznaje kontuzji i nie może nawet samemu wstać. Delikwenci ci są odciągani na bok, gdzie za zasłoną z jakiejś szmaty są dobijani strzałem w głowę. Tak oto kończy się ta historia. Autorowi dokumentu udało się pokazać coś bez używania zbędnych słów. Bazuje tylko na sugestywnych obrazach, naturalnych dźwiękach oraz nastrojowej muzyce. Udało mu się także uciec od taniej melancholii czy też prób wyciskania łez widza na siłę. Tylko osoby dotknięte obłędem moralnym jak chociażby Dawid Bułka, mogą pozostać obojętne na ten cichy dramat zwierzęcia. Na koniec obserwujemy widzów rozchodzących się do domów. To koniec atrakcji na dziś, dla nich to kolejny dzień, a dla kogoś innego oznaczał on ostatni dzień życia.</p>Kinorgiahttp://www.blogger.com/profile/00120100875857862258noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-4294247390158331517.post-44459024099498358462023-04-20T02:38:00.001-07:002023-10-12T12:23:29.744-07:00TOP 10: Horror<p style="text-align: justify;">Horror to chyba jeden z najbardziej popularnych gatunków filmowych. Jeśli chodzi o ilość, to na pewno plasuje się w pierwszej piątce bądź nawet sześćdziesiątka filmów. Czemu tak jest? Ludzie zawsze lubili się bać i nie inaczej jest teraz. Horror to specyficzny gatunek, który ma wiele podgatunków i wariacji. Ma szeroką rzeszę fanów na całym świecie oraz w Polandii. W sieci aż roi się od blogów poświęconych wyłącznie dziełom tego rodzaju. Ja również poświęciłem mu miejsce na blogu, próbując uszeregować, moim zdaniem, najlepsze i najciekawsze horrory, biorąc pod uwagę piętno, jakie dana produkcja odcisnęła na kinematografii oraz ludzkiej wyobraźni. Od razu zaznaczam, że może zabraknąć kilku znanych tytułów. Na pewno zabraknie współczesnych horrorów, ponieważ mimo tego, że od czasu do czasu pojawiają się nowe, ciekawe próby odświeżenia gatunku to jednak większość obecnie powstających filmów tego gatunku w ogóle nie straszy oraz nie posiada niezbędnych moim zdaniem cech dla horroru. Jest zbyt krzykliwa, nastawiona na tanią sensację, pełna zbędnych jump scare'ów, pozbawiona logiki oraz co najważniejsze klimatu.</p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgtdEy13rt51PMxSXGmcq81E9iY9vaQkDs8dTvlmXNt3iHYJT-jsSk7Y2Wf2iFbGZAEMdiBLdoIMQPnbH95ke99rDf8-qJ0g5bCEF9KpEAcjkMYTjpDzQ86mQsxd1wtHAHLSMNGLL53Bj5YNOSQmfpSguEXq1msC3gHKzx1OJZEbVVpavs200x4rSseqA/s509/screen-shot-2012-10-30-at-1-24-21-pm.jpg" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="330" data-original-width="509" height="259" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgtdEy13rt51PMxSXGmcq81E9iY9vaQkDs8dTvlmXNt3iHYJT-jsSk7Y2Wf2iFbGZAEMdiBLdoIMQPnbH95ke99rDf8-qJ0g5bCEF9KpEAcjkMYTjpDzQ86mQsxd1wtHAHLSMNGLL53Bj5YNOSQmfpSguEXq1msC3gHKzx1OJZEbVVpavs200x4rSseqA/w400-h259/screen-shot-2012-10-30-at-1-24-21-pm.jpg" width="400" /></a></div><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><br /></div><br /><p><b><span style="font-size: large;">10. W paszczy szaleństwa 1994</span></b></p><p><b></b></p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><b><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhpkMniApJU2nNfgMmNf193BxDjTX8-8Lqvxjz91J4o4RLLBsfiROhWMWRYalY693RN6KuMqWxL8kM64PGgCsCpyQ5y_WNuFD6V8dx6gwJx5Vu3YoWdg89iBA7Hc7ZnK4nhB_-uiLnFBR75N_O79Ao2lxqFoa-OfWb0jKt1r_pIjctNkLho30qc4VpTBg/s2048/mouth%20of%20madness.jpg" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="1342" data-original-width="2048" height="263" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhpkMniApJU2nNfgMmNf193BxDjTX8-8Lqvxjz91J4o4RLLBsfiROhWMWRYalY693RN6KuMqWxL8kM64PGgCsCpyQ5y_WNuFD6V8dx6gwJx5Vu3YoWdg89iBA7Hc7ZnK4nhB_-uiLnFBR75N_O79Ao2lxqFoa-OfWb0jKt1r_pIjctNkLho30qc4VpTBg/w400-h263/mouth%20of%20madness.jpg" width="400" /></a></b></div><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><b><br /></b></div><div style="text-align: justify;">Jeden z moich ulubionych filmów Carpentera, niejako jego druga młodość oraz jedno z lepszych nawiązań do Lovecrafta w filmie. Przyznam, że umieszczenie na liście jest trochę na wyrost, a sama produkcja ma raczej taki telewizyjny sztych, to jednak zdecydowałem się na jej umieszczenie, ponieważ mam do niej pewną słabość. Jeśli chodzi o wykonanie, nie ma się tutaj do czego przyczepić. Efekty praktyczne nadal trzymają poziom, a projekty potworów są bardzo kreatywne i potrafią nastraszyć. Warstwa fabularna również nie zawodzi, eksplorując motyw powolnego zatracania się w szaleństwie. Podoba mi się w tym filmie, że odkrywamy sekret wraz z bohaterem i towarzyszymy mu w odkrywaniu mrocznej tajemnicy. A tajemnica ta z pozoru błaha, dotyczy wszystkich. Wizja świata opanowanego przez żądnych krwi wariatów na pewno może budzić radość, ale również ciarki. Zwłaszcza że Carpenterowi udało się wprowadzić widza w stan paranoi rodem ze złego snu. Jest ona tym co, najbardziej straszy w tym obrazie. Seans pod koniec przypomina koszmarną sytuację, w której próbujemy przed czymś uciec, ale nie posuwamy się wcale do przodu. Zagrożenie za to depcze nam po piętach i jest coraz bliżej i bliżej. "W paszczy szaleństwa" to może nieco niedoceniany, lecz zacny reprezentant gatunku charakterystyczny dla dekady lat 90.</div><p></p><p><b><span style="font-size: large;">9. Nosferatu - symfonia grozy 1922</span></b></p><p><b></b></p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><b><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEg0nednvfnHnd0DHJxkszNOTLnKAhneUiARD59zDGx158Bb844cPKhK5PxebVw5ezEvObiqg5oGE-bKJ8YnorSxg5G3_uLIaefk6n1k_olODDmUfkMrfMtaRvgR9wnq2fjEX_0jnTawO1Tb0GillIkkNXPgjJ19cYOj0nJgHKvbhp5SMxhNKwA3j_YVSQ/s800/nosferatu.jpg" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="500" data-original-width="800" height="250" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEg0nednvfnHnd0DHJxkszNOTLnKAhneUiARD59zDGx158Bb844cPKhK5PxebVw5ezEvObiqg5oGE-bKJ8YnorSxg5G3_uLIaefk6n1k_olODDmUfkMrfMtaRvgR9wnq2fjEX_0jnTawO1Tb0GillIkkNXPgjJ19cYOj0nJgHKvbhp5SMxhNKwA3j_YVSQ/w400-h250/nosferatu.jpg" width="400" /></a></b></div><p></p><p style="text-align: justify;">Najstarszy na liście film pochodzi z roku 1922. Jest to obraz sugestywny i mimo wieku nadal dobrze rozpoznawalny. Mimo że nie był to pierwszy filmowy Drakula, to jednak uchodzi za dzieło najbardziej klasyczne w tej materii. Oczywiście z uwagi na czas, jaki minął od premiery oraz popularności poruszanego tematu, "Nosferatu" dzisiaj nie budzi już tytułowej grozy. Upiorny wygląd wampira oraz jego powolne, przypominające insekta, ruchy nie są w stanie przestraszyć współczesnego widza. Nie można jednak nie docenić roli, jaką odegrał w budowaniu sławy wampirów, których popularność w kinie nie maleje. Ma również spore zasługi w rozwoju gatunku nadal inspirując twórców z różnych dziedzin kultury i sztuki. Trudno w przypadku takiego filmu nie popaść w banalność i nie operować wyświechtanymi hasłami. Ja ograniczę się może zatem do jednej rzeczy, a mianowicie słynnego ujęcia, w którym Nosferatu rzuca cień na bladą ścianę. Cień ów jest zwiastunem, na razie jeszcze niewidzialnego, zbliżającego się niebezpieczeństwa. Ta "obietnica" jest właśnie tym co, wprowadza największy niepokój.</p><p><br /></p><p><b><span style="font-size: large;">8. Opętanie 1981</span></b></p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhgTc9g-ExNlQMwtrRQhkMzZNqPMAxB6VcIruR5SGTmIZmnMX-wiWG59M_2Xh5OAF7lR1ak98TA-MjFTxpCPpoeaH_jl29jSibJpYgQWuSYdp9nAkzB8H8BH5yPEyJERfliDnhSORv9kbFkOw_bIO0nEpFHEwxLI3Fr-RroCid_OAJvmGSSQKcDBF39qg/s1060/possession.jpg" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="523" data-original-width="1060" height="198" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhgTc9g-ExNlQMwtrRQhkMzZNqPMAxB6VcIruR5SGTmIZmnMX-wiWG59M_2Xh5OAF7lR1ak98TA-MjFTxpCPpoeaH_jl29jSibJpYgQWuSYdp9nAkzB8H8BH5yPEyJERfliDnhSORv9kbFkOw_bIO0nEpFHEwxLI3Fr-RroCid_OAJvmGSSQKcDBF39qg/w400-h198/possession.jpg" width="400" /></a></div><br /><p style="text-align: justify;">Czas na polski akcent w zestawieniu, czyli wyreżyserowane przez pochodzącego z Imperium Polskiego Andrzeja Żuławskiego "Opętanie". Film ten to nie jest typowy horror. Operuje on na innych płaszczyznach niż inni przedstawiciele gatunku. Nie mamy tu do czynienia z żadnym potworem czy innym straszydłem. Przynajmniej na początku. Przez większą część seansu jest to zwykły dramat psychologiczny czy też film obyczajowy. Dopiero pod koniec przybiera nadnaturalny wyraz. Atmosferę niepokoju oraz dziwność czuć jednak przez cały seans. Można powiedzieć, że "Opętanie" opowiada o horrorze mężczyzny, którym jest zdrada przez ukochaną kobietę oraz jej strata. Na samą myśl, że nasz partner może lubić kogoś bardziej od nas i – co gorsza – oddaje się mu, wielu ludzi ogarnia mieszanka bólu i wściekłości. Jest to wybuchowa mikstura. I jest to także widoczne w filmie, który wraz z czasem pochłania bohaterów w derealizacji i szaleństwie. Największą zaletą tego obrazu jest jednak gra aktorska. Żuławskiemu udało się popchnąć swych aktorów do granic ich możliwości wyrazu. Zwłaszcza żeńską część obsady. Ciekawe, że reżyserzy lubią się tak znęcać nad aktorkami, z którymi pracują. "Opętanie" to film, jakich teraz czasami brakuje, czyli zgodny w 100 procentach z artystyczną wizją twórców.</p><p><br /></p><p><b><span style="font-size: large;">7. Omen 1976</span></b></p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEinfyHdS8GmVSFRPRVIofImMu2mZM3TTB4L-i_SQ1QmgcK0OfMsJCB4ePhOHY7fT_vpZRRBncLC1l7OvRmINrwgsfLctk4GroMN6J9_J_B_FBsqsCCsKyrkEqRYMw5VTsSvm12AFAAnFudXVe5gjH8VafSmlhDjzUY5Vp4UEYs35D27ERfsWow6tXCm2Q/s800/Omen-1976.jpg" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="450" data-original-width="800" height="225" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEinfyHdS8GmVSFRPRVIofImMu2mZM3TTB4L-i_SQ1QmgcK0OfMsJCB4ePhOHY7fT_vpZRRBncLC1l7OvRmINrwgsfLctk4GroMN6J9_J_B_FBsqsCCsKyrkEqRYMw5VTsSvm12AFAAnFudXVe5gjH8VafSmlhDjzUY5Vp4UEYs35D27ERfsWow6tXCm2Q/w400-h225/Omen-1976.jpg" width="400" /></a></div><p style="text-align: justify;">"Omen" to dziś już oczywiście klasyka gatunku. Mimo że nie jestem niby pełnokrwistym hipsterem, to jednak doceniam też standardy. Nawet jak są znane i popularne. Okazuje się, że pewne rzeczy nieprzypadkowo są uważane za ważne czy też przełomowe. W horrorach mamy różne straszaki. Potwory, kosmici lub diabeł. W przypadku "Omenu" mamy do czynienia z tym ostatnim. To, czym wyróżnia się ten film, jest fakt uczynienia głównego antagonisty z bękarta. Dzisiaj może nie budzi to takiego zdziwienia, ale sądzę, że kiedyś robiło to wrażenie na publice. Odkłąd obejrzałem "Omen" zawsze sprawdzam okoliczne dzieci czy mają trzy szóstki na czubku głowy. Obraz oferuje widzowi mroczną atmosferę, przejmująca muzykę umiejętnie ją potęgującą, rzetelne aktorstwo oraz ikoniczne ujęcia z dekapitacją, oraz wiszącą nianią na czele. Przy okazji odradzam oglądanie remake'u z roku z 2006 roku, który był niepotrzebny i stanowił jakieś popłuczyny po oryginale.</p><p><br /></p><p><b><span style="font-size: large;">6. Mucha 1986</span></b></p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjxhIK2UJssUgZU8B9npgKVkwJipOMysTXRK83OEzwGBdUB6lNYuPHnJ8_yoH7y6r_zIgICMFZ9ZcqaxWz0sO5nC0_ebucHT-LfaQymSgbVqOYKoS7xiZ5TSc6QagqxPbjWSIRpd-6ukZCBoXtlpc8BvMyVCVk0xW8ivv21Q2xFLXqLiX0fZHc9ISzZgA/s750/mucha.jpg" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="422" data-original-width="750" height="225" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjxhIK2UJssUgZU8B9npgKVkwJipOMysTXRK83OEzwGBdUB6lNYuPHnJ8_yoH7y6r_zIgICMFZ9ZcqaxWz0sO5nC0_ebucHT-LfaQymSgbVqOYKoS7xiZ5TSc6QagqxPbjWSIRpd-6ukZCBoXtlpc8BvMyVCVk0xW8ivv21Q2xFLXqLiX0fZHc9ISzZgA/w400-h225/mucha.jpg" width="400" /></a></div><p style="text-align: justify;">Żeby była jasność, nie uważam, że wszystkie remaki są złe. Przykładem jak najbardziej prawilnego remaku jest "Mucha". Pierwsza wersja pochodzi z 1958. Jest ona klasycznym dziełem, nadal wartym uwagi. David Cronenberg nadał mu jednak w nowszej wersji całkiem innego, własnego charakteru. Historia o człowieku morfującym się z insektem idealnie z resztą się nadawała dla mistrza body horroru. Pamiętam, że podczas seansu musiałem w pewnych momentach odwrócić wzrok, bo bałem się tego, co zobaczę, ale byłem wtedy bardzo młody, miałem ledwie 28 lat. Tak czy owak, dobrze to świadczy o filmie grozy, jeśli budzi grozę. "Mucha" to jednak nie tylko sama rozrywka napędzana przez kreatywne i świetnie wykonane praktyczne efekty specjalne. Jest to także film mocno psychologiczny, który stawia pytania o to, gdzie leżą ludzkie granice poznania i doświadczenia bliskości drugiej osoby. Zwłaszcza finał filmu wzbudza w nas uczucie obrzydzenia wymieszane ze smutkiem oraz litością. Obraz, który na pewno pozostaje w pamięci.</p><p><br /></p><p><b><span style="font-size: large;">5. Dziecko Rosemary 1968</span></b></p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgoSX7pxfIvfetRMl1eE4RS12BGEv1YOeKVUz-r3ipOmHDDLoom5sDkWS9layeGzabuuhBx09sRono8GxvCeQA9o76bmKYf_uOgSgAf3udTBw5CfUEjsOu4JBoLVkdYh7CLAhovN5IFF0dL9eQhBWaO5dNJjmvFF-GB7rHZ2p_I2Xc89FwfV1_4yeWyWw/s770/rosemary_and_baby.jpg" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="649" data-original-width="770" height="338" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgoSX7pxfIvfetRMl1eE4RS12BGEv1YOeKVUz-r3ipOmHDDLoom5sDkWS9layeGzabuuhBx09sRono8GxvCeQA9o76bmKYf_uOgSgAf3udTBw5CfUEjsOu4JBoLVkdYh7CLAhovN5IFF0dL9eQhBWaO5dNJjmvFF-GB7rHZ2p_I2Xc89FwfV1_4yeWyWw/w400-h338/rosemary_and_baby.jpg" width="400" /></a></div><p style="text-align: justify;">Kolejny polski akcent, czyli "Dziecko Rosemary" Romana Polańskiego. W sumie trudno coś nowego i oryginalnego napisać o tak znanym i kultowym filmie. Pamiętam, że moje pierwsze zetknięcie z nim to opowieści mojej mamy o jakże charakterystycznym motywie muzycznym. Potem miałem okazję obejrzeć cały film i przyznam, że mimo upływu lat do dziś mam go świeżo w pamięci. Przyznaję także, że i w tym dziele były momenty, gdzie wolałem zakryć oczy, gdyż bałem się nie tyle tego co zostało pokazane, ale tego czego nie widać. "Dziecko Rosemary" kojarzy mi się z kolorem czerwonym. Może to wina polskiego plakatu, sam nie wiem. Inne skojarzenia, jakie mam to paranoja, którą Polański niejednokrotnie się posługiwał w swoich filmach, przewrotne zakończenie i jakiś ogólny dyskomfort. Nawet samo patrzenie na wychudzoną Mię Farrow było pewnym wyzwaniem. Jest to kolejna produkcja na liście, która bazuje w dużej mierze na specyficznym klimacie, który niestety jakby odchodzi do lamusa.</p><p><br /></p><p><b><span style="font-size: large;">4. Lśnienie1980</span></b></p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEh2TL8LEi79tv_5vKVwnAQgWwp2Wi44f7pbiB9tS4ObRSlIL7vdThatMT-SAVNDjomvpTs9sPySjRzrc8xXFJi7CeI7R9Edus8pksBvnDjxBIhwUUzS2ZP0P2hAoNGQPoPbfGPH58QNLQ7OCerBtwR6fV6-jjmf22TLK7Um88r9gShmfCudWsZj-DcEJA/s1500/shining.jpg" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="1157" data-original-width="1500" height="309" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEh2TL8LEi79tv_5vKVwnAQgWwp2Wi44f7pbiB9tS4ObRSlIL7vdThatMT-SAVNDjomvpTs9sPySjRzrc8xXFJi7CeI7R9Edus8pksBvnDjxBIhwUUzS2ZP0P2hAoNGQPoPbfGPH58QNLQ7OCerBtwR6fV6-jjmf22TLK7Um88r9gShmfCudWsZj-DcEJA/w400-h309/shining.jpg" width="400" /></a></div><p style="text-align: justify;">Sztanlej Kubrak wybitnym reżyserem był. Nakręcił niedużo filmów, ale prawie każdy jest dziś traktowany jak arcydzieło. Trzeba przyznać, że większość jego filmów ocierała się o wybitność, zwłaszcza pod kątem techniki wykonania. Gdy pierwszy raz zetknąłem się z tym filmem, a leciał któregoś dnia w tv, od początku przykuł moją uwagę. Bardzo cenię sobie udane intra w kinie, a ten obraz ma jedno z lepszych. Panoramiczne ujęcia z lotu ptaka na kępy drzew i wijącą się wśród skał jezdnię przy akompaniamencie złowieszczej muzyki autorstwa złowieszczej Wendy Carlos od razu obiecuje coś ekstra. I nie zawiodłem się, chociaż szczerze mówiąc "Lśnienie" nigdy nie było filmem, który wzbudzałby we mnie strach. Bazuje on bardziej na podskórnym poczuci niepokoju, czegoś, co wisi w powietrzu i czai się w ciemnych zakamarkach. Jest pełen symboli, niedomówień i dwuznaczności. Jak niejeden film Kubricka pozostaje otwarty na interpretacje. Mnie najbardziej urzekły zdjęcia oraz muzyka. Udało się uchwycić upiorność olbrzymiego, opuszczonego budynku gdzieś na końcu świata.</p><p><br /></p><p><b><span style="font-size: large;">3. Egzorcysta 1973</span></b></p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjQhOPQQaxfPxPnN2_Hl-J5jxWZ03evDhLkmCUxk0huu-woRILL-l2Ro4kW4vvLmto4BbRx0cYXH4xrejEcgq6JFSVuVSk38-taoHT7ZI6QoK9AM2Az2pbjcZCKoG54cV9I8UhK_oSMy4zdsiyX2oOo5rLWPbkLxyTLnSWZuuqgl-NguxPBWLbGquY7SA/s660/exorcist.jpg" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="373" data-original-width="660" height="226" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjQhOPQQaxfPxPnN2_Hl-J5jxWZ03evDhLkmCUxk0huu-woRILL-l2Ro4kW4vvLmto4BbRx0cYXH4xrejEcgq6JFSVuVSk38-taoHT7ZI6QoK9AM2Az2pbjcZCKoG54cV9I8UhK_oSMy4zdsiyX2oOo5rLWPbkLxyTLnSWZuuqgl-NguxPBWLbGquY7SA/w400-h226/exorcist.jpg" width="400" /></a></div><p style="text-align: justify;">Podium otwiera kolejny klasyk, czyli film, którego pominąć nie sposób. Chodzi o dzieło Williama Friedkina z 1973 roku "Egzorcysta". Podobnie jak w "Omenie" straszakiem jest tutaj demon, a więc siły piekielne. I tutaj również w centralnym miejscu znajduje się osoba nieletnia. Film zawiera wiele epickich momentów, które były powielane w innych produkcjach. I chociaż tytuł ten jest już nieco przykurzony oraz posiada vibe dekady, w jakiej powstał, to nadal broni się jako film grozy oraz satysfakcjonująca rozrywka. Mimo że obraz ma charakter fantastyczny, to ja jednak odbieram go również w nieco innym świetle. "Egzorcysta" jest dla mnie dziełem o bólu istnienia. O bolesnym i trudnym procesie dorastania i przepoczwarzania się w kogoś nowego, w osobę dorosłą. Mówi o traumie, jaką jest życie samo w sobie. O koszmarze bycia zamkniętym we własnym ciele i ograniczeniom, jakie to ze sobą niesie. Film ma dla mnie mocno ponury wydźwięk, mimo happy endu. Po seansie ma się dziwne poczucie jakieś formy porażki i ledwie pyrrusowego zwycięstwa.</p><p><br /></p><p><b><span style="font-size: large;">2. Coś 1982</span></b></p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjBncsZqKwMDGCbLFwhrjUW9rHl33MxCa1qsIyXzznDe5FoiRnAFYi-UVWFeLFWG-RRDknwrPk4YyiueFRlz0Ti_-E2rAOpz9AbedYoaG8qmCO_qDGbP8FArT7tcd3xzF7xqqfB2MSgAjpP8-qvXHdSRC9A1DGBQhO69pFuK5KTc-btfaH4fOIByFUoHQ/s900/The-Thing.jpg" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="450" data-original-width="900" height="200" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjBncsZqKwMDGCbLFwhrjUW9rHl33MxCa1qsIyXzznDe5FoiRnAFYi-UVWFeLFWG-RRDknwrPk4YyiueFRlz0Ti_-E2rAOpz9AbedYoaG8qmCO_qDGbP8FArT7tcd3xzF7xqqfB2MSgAjpP8-qvXHdSRC9A1DGBQhO69pFuK5KTc-btfaH4fOIByFUoHQ/w400-h200/The-Thing.jpg" width="400" /></a></div><p style="text-align: justify;">Jak już wspominałem dobry remake, nie jest zły. Warto jednak przy tym pamiętać o tym, aby nie robić kolejnej kopii dzieła, lecz by stworzyć nową jakość. Tak też zrobił John Carpenter, gdy na warsztat wziął klasyczne dzieło "Istota z innego świata" i stworzył obraz, który umiejscawiam tak wysoko na mojej liście. Chodzi tutaj o kultowy w naszych czasach film "Coś". Dzieło to zostało niezbyt przychylnie przyjęte przez ówczesną publikę oraz krytyków. Był to okres panowania "E.T." i nikt nie był gotowy oglądać złych kosmitów. Uznanie zdobywał latami, a obecnie ma status dzieła kultowego. Jego główną zaletą jest niepokojąca atmosfera. Postępująca paranoja bohaterów udziela się także widzowi. Napięcie jest stopniowo podsycane, by eskalować w decydującym momencie. Klimat zaszczucia i totalnej izolacji od świata zewnętrznego czyli ratunku podkręcany jest przez ścieżkę dźwiękową autorstwa nie byle kogo, bo samego Ennio Morricone, który co ciekawe był za ten soundtrack nominowany do Złotej Maliny. Co kraj to obyczaj. Dziś już nikt nie śmie źle oceniać pracy mistrza przy tym konkretnym dziele. Jest ono bardzo charakterystyczne i już od pierwszego tonu czuć w nim podskórne napięcie. Wystarczy ledwie jeden ton aby wywołać gęsią skórkę. Reszta soundtracku nie odstaje, wybitnie wpływając na atmosferę. Grozę i nieokreślone zło czuć w każdym jej momencie. Największą jednak zaletą produkcji są bez wątpienia efekty specjalne. Ich autorem był Rob Bottin, który odwalił kawał dobrej roboty. Warto zaznajomić się z kulisami powstawania filmu, aby móc w pełni docenić wkład oraz inwencję twórców. "Coś" udowadnia nam, że efekty praktyczne nadal jeszcze górują nad komputerowymi i dla mnie przynajmniej nigdy się to nie zmieni. "Coś" to film, który każdy kinoman musi obejrzeć i znać. I jeśli ma trochę oleju w głowie powinien go docenić.</p><p style="text-align: justify;"><br /></p><p><b><span style="font-size: large;">1. Obcy - 8. pasażer Nostromo 1979</span></b></p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjk51RZUcZznFjeb79HP2SffTGbzD3pw_oGtsBXtzBZP2Uzfh-6UMZHAtrWFav4olpDMse92PFp7NsEFj1nJ2xSSQ9-t3U2yOd5kDwv1Z-fIhojkef9X0eH8YeDPmAMfGkNCw_1Vyovj1d7t2dq-NrDP5Tnw6MGUoyZHPV4tcirTRMwVQOURPY24cpztA/s1024/alien.jpg" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="512" data-original-width="1024" height="200" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjk51RZUcZznFjeb79HP2SffTGbzD3pw_oGtsBXtzBZP2Uzfh-6UMZHAtrWFav4olpDMse92PFp7NsEFj1nJ2xSSQ9-t3U2yOd5kDwv1Z-fIhojkef9X0eH8YeDPmAMfGkNCw_1Vyovj1d7t2dq-NrDP5Tnw6MGUoyZHPV4tcirTRMwVQOURPY24cpztA/w400-h200/alien.jpg" width="400" /></a></div><p style="text-align: justify;">Na pierwszym miejscu kolejna pozycja, która wraz z upływem lat zyskiwała nowych fanów oraz status kultu. Dziś jest już niemalże pomnikowa produkcja. Niestety seria ta jest o kilku lat regularnie odzierana ze swojego pierwotnego klimatu oraz tajemnicy, jaka spowijała fabułę. I to w dodatku przez jej oryginalnego twórcę. Nikogo tak naprawdę nie obchodzi origin story, a przynajmniej mnie nie. Sukces "Obcego" zawsze opierał się na tym, co, nie jest widoczne, tzn. straszył tym, czego nie było widać. Sam Ksenomorf był widoczny na ekranie ledwie parę minut i to nigdy w pełnej krasie. Przy okazji warto dodać, że wcielający się w obcego Bolaji Badejo podczas screen testów bez kostiumu wyglądał może nawet bardziej przerażająco niż w przebraniu. "Obcy" tak naprawdę to film o oralnym gwałcie. I to bez względu na płeć. Dlatego może jakoś podskórnie jest dziełem niewygodnym oraz wzbudzającym niepokój i silny dyskomfort. Moim marzeniem jest posiadanie kiedyś mieszkania, które przypominałoby wystrojem wnętrza statku Nostromo. W przypadku "Aliena" udało się twórcom uchwycić na ekranie coś truly wyjątkowego. Nic w sumie dziwnego ponieważ przy jego tworzeniu zatrudnione zostały same asy na czele z H.R. Gigerem. To mniej więcej ta sama ekipa, która miała stworzyć "Diunę" Jodorowskiego. Ich dzieło przetrwało już kilka dekad i prawdopodobnie przetrwa jeszcze wiele prób czasu. Łącząc w sobie umiejętnie grozę, akcję i science fiction, cały zbudowany jest na ociekającej gęstym mrokiem, niemalże gotyckiej atmosferze. Sam widok Derelictu czyli opuszczonego statku obcych napawa napędzaną przez adrenalinę ekscytacją. Mistrzowskim posunięciem, godnym pierwszych klasycznych horrorów, było nie ukazanie w pełni Xenomorpha przez cały film. Ta aura tajemnicy potęgowanej przez ludzką wyobraźnię uczyniła stwora jednym z najbardziej docenianych i uwielbianych przeciwników z kosmosu. Wszystko w "Obcym" działa na odpowiednich poziomach, od trailera, przez napisy początkowe i całe intro po soczystą treść. Sama ścieżka dźwiękowa wystarczy do tego by odlecieć, gdzieś w przestrzeń kosmiczną, do zimnego i obcego miejsca, które jest tak nieludzkie jak pozbawione oczu ryło Obcego. Tagline produkcji głosił "w kosmosie nikt nie słyszy twojego krzyku" i jest to także jeden z lepszych zapowiadaczy filmu ever.</p>Kinorgiahttp://www.blogger.com/profile/00120100875857862258noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-4294247390158331517.post-16762000544685537852023-04-03T14:53:00.002-07:002023-04-03T14:53:21.384-07:003 fajne filmy z... - Hiszpania<p>Jest taki kraj w Jewropie, w którym ciotki pokazują piersi swoim siostrzeńcom, a mężczyźni porównują nawzajem swoje siusiaki. Kraj ten to Hiszpania, a wiem o tych faktach dzięki hiszpańskiej kinematografii. Mimo że w Hiszpanii nic właściwie nie ma, a ludzie są kłótliwi i zbyt bezpośredni, to jednak udało mi się znaleźć trzy filmy z tego dziwacznego rejonu, na które warto zwrócić uwagę.</p><p>Pierwsza propozycja pochodzi z roku 2000. I chociaż jest to w istocie koprodukcja to jednak z uwagi na tematykę, jak i klimat, zdecydowanie należy go przydzielić do kategorii filmów hiszpańskich. Tytuł tej produkcji to "Vengo", a opowiada ona o waśniach między cygańskimi rodami. Trzeba tu zaznaczyć, że hiszpańscy cyganie, a konkretnie andaluzyjscy to nie to samo co nasi. A pieśni flamenco w ich wykonaniu to prawdziwe mistrzostwo świata. Reżyser filmu Tony Gatlif to pochodzący z Algierii obywatel świata, a właściwie to obywatel Europy. Jego dzieła są niejednorodne kulturowo oraz produkcyjnie. Czerpie on garściami z dziedzictwa kulturowego Starego Kontynentu, ukazując życie prowincji, z dala od miejskiego zgiełku i blichtru. Nie inaczej jest w przypadku "Vengo". Przedstawia ono z bliska społeczność dla nas egzotyczną, odległą i na pewno taką, z którą mało kto miał prawdziwy kontakt. Robi to w sposób nad wyraz naturalny i niewymuszony. Nie jest to laurka ani tania eksploatacja. Widać, że Gatlif zna charakterystykę ludzi, o których opowiada. Jest poniekąd częścią tego świata. "Vengo" łączy w sobie elementy dramatu obyczajowego, musicalu czy nawet kryminału. Jest barwny tak jak postacie, które go tworzą. Rdzeniem ich codziennej egzystencji jest taniec, muzyka i śpiew. Ponieważ akcja ma miejsce w Andaluzji, więc oczywiste jest, że głównym narzędziem tu użytym jest flamenco. Nie jest to jednak ta wersja muzyki, jaką znamy z telewizji bądź koncertów. Nie ma tu czerwonych sukni z falbanami, pięknych tancerek czy wirtuozerskiej gry na gitarze. Są prawdziwi ludzie, z krwi i kości. Nie ma pięknego śpiewu, jest za to swoisty krzyk istnienia. Flamenco rodzi się z trudu i znoju życia poza głównym nurtem, niejako na marginesie społeczeństwa. "Vengo" to pełnokrwisty obraz emocji od euforii po rozpacz. Porywający i autentyczny obraz cierpienia i pasji życia. Muzyka, taniec, miłość, honor, lojalność, zemsta i śmierć.</p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhwmlXwNB57_LuFwCnuLQj_ij-HHh0q4zTSnhscMxvWCpasbPLGj52WP6qouzRMF2dYZxTFsKdRk3B4mB_2boHX4aH6NWT0ajqAztlZOBS38dp1n2Jax4CY4bhwR-0mhRivGfK1YUwxIwNtwqYzqQox4Q6gPAkY87GC6MmLUABIqDwTpfbSRyMUh_YsUw/s900/490882_1.1.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="600" data-original-width="900" height="266" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhwmlXwNB57_LuFwCnuLQj_ij-HHh0q4zTSnhscMxvWCpasbPLGj52WP6qouzRMF2dYZxTFsKdRk3B4mB_2boHX4aH6NWT0ajqAztlZOBS38dp1n2Jax4CY4bhwR-0mhRivGfK1YUwxIwNtwqYzqQox4Q6gPAkY87GC6MmLUABIqDwTpfbSRyMUh_YsUw/w400-h266/490882_1.1.jpg" width="400" /></a></div><p>Kwestie nielegalnych uchodźców u nas na tapecie znalazły się całkiem niedawno. Inne kraje muszę się jednak zmagać z tym problemem od lat i nie jest on dla nich niczym nowym. Jednym z takich krajów jest Hiszpania, tym bardziej z uwagi na uwarunkowania geograficzne i bliskość Afryki. Obrazem, który porusza ów temat, jest "Bwana" z 1996 roku. Jak widać, jest to już całkiem odległy czas. Wystarczy wspomnieć, że w tym samym roku Budka Suflera obchodziła stulecie pracy scenicznej. "Bwana" to w języku suahili znaczy Pan. Film przedstawia nam perypetie pewnej typowej, szpanelskiej rodziny z klasy średniej. Ojciec taksówkarz, matka jędza i para nieistotnych dzieciaków. Ludzie ci trafiają nad morze, po drodze będąc zaczepiani przez lokalnych oprychów. Na miejscu spotykają Ombasiego, który przedostał się łodzią do wybrzeży kraju. W okolicy wałęsają się również niemieccy neonaziści. Nietrudno się domyślić, że z owej mieszanki nie zrodzi się nic dobrego. Ombasi okazuje się dobrodusznym człowiekiem, który znalazł się w złym miejscu o złym czasie. Próbuje on uzyskać pomoc od hiszpańskich mieszczuchów, którzy jednak reagują na jego obecność nerwowo i nieco bojaźliwie. Ich niechęć jednoznacznie łączy się z kolorem jego skóry. Nie przeszkadza to jednak żonie taksówkarza w rojeniu sobie fantazji erotycznych na jego temat. Mamy więc tutaj do czynienia nie tylko z ludzkim tchórzostwem, ale także i hipokryzją. Mimo iż uchodźca ratuje skórę wczasowiczom, nie potrafią oni odwdzięczyć mu się w sytuacji, gdy to on potrzebuje pomocy. "Bwana" to seans, który nie pozostawia obojętnym i budzić może gniew na bierność bohaterów, którzy nie potrafią się zachować, jak na przyzwoitych ludzi przystało. Nie wiem, czy zamysłem reżysera było ukazanie białej rasy w złym świetle, lecz jedyną jasną postacią jego dzieła pozostaje nieszczęsny Ombasi. "Bwanę" określiłbym jako typowo hiszpański dramat o ludzkim tchórzostwie i braku odwagi cywilnej oraz krytykę klasy średniej, jak i ogólnie białasów.</p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhTBiTqmPL9w80mhC6Hr7_BFRjOJTTpJD5K5qIZ9XxqA2JJyxFvHcbQMIIU89kwYh6Tsyn-16Sw2y9MC89UUAgIaK5XfeahpP_Xc9ARNrm0Ya-_iv_buFDW10jJjO93domtLYbVcyhhqcvsFPwLe6evG-0iINdiNeNoByIOciZ3gYjIK1_ekta7lH44MQ/s1280/image-w1280.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="720" data-original-width="1280" height="225" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhTBiTqmPL9w80mhC6Hr7_BFRjOJTTpJD5K5qIZ9XxqA2JJyxFvHcbQMIIU89kwYh6Tsyn-16Sw2y9MC89UUAgIaK5XfeahpP_Xc9ARNrm0Ya-_iv_buFDW10jJjO93domtLYbVcyhhqcvsFPwLe6evG-0iINdiNeNoByIOciZ3gYjIK1_ekta7lH44MQ/w400-h225/image-w1280.jpg" width="400" /></a></div><p>Ostatnia propozycja to film "Dzikie historie" z 2014 roku. Liczba mnoga w tytule nie jest żadną pomyłką, jako że na obraz ten składa się kilka pomniejszych sekwencji. Kilka przypowiastek z morałem tworzy tu zgrabną całość. Wszystkie segmenty opowiadają o wysoce stresujących sytuacjach oraz o tym, jak bohaterowie tych wydarzeń zachowują się w trudnych momentach. Nie będę się tu bawił w przytaczanie fabuły każdej historii z osobna. Wystarczy wspomnieć, że mamy tu do czynienia z radykalnymi postawami. Z tego, co kojarzę to postacie w filmach hiszpańskich, ale także włoskich czy francuskich często właśnie wpadają w furię z byle powodu. Nie wiem na ile to prawda, ale sądząc po "Dzikich historiach" większość z nich to niezrównoważeni ekstremiści. A może są to tylko jednostki, które zwyczajnie osiągnęły swój stan krytyczny i pękły? U nas w Polszy również jesteśmy narażeni na codzienny stres i nerwy. Sam się nieraz zastanawiam, jak jeszcze daję radę w tym grajdole z powrozem na szyi, gdzie zewsząd atakuje mnie agresja, brak empatii i szacunku dla drugiego człowieka. Czasem czuję się jak wypuszczony z lasu, maniakalny zabójca straconego czasu - tak pisał sam Mickiewicz i ja się z tymi słowami identyfikuję. Cytując innego wieszcza Marię Słowacką "Skłonności agresywne człowieka nie są wrodzone, lecz powstają w wyniku reakcji na bodźce płynące z zewnątrz. Są skutkiem konfliktu między nim a kulturą, która tłumi twórcze możliwości człowieka" można powiedzieć, że ataki agresji nie muszę koniecznie świadczyć o tym, że ktoś jest z natury agresywny, lecz został na takiego "wychowany" przez otoczenie i jest poniekąd ofiarą systemu. Tak jak, chociażby Carl Panzram lub Gary Gilmore. Ja np. czuję się jak spętane, dzikie zwierzę w klatce, które ktoś całe życie dźga kijem przez kraty. I nie wiem co się stanie, gdy zerwę kiedyś sznury i wydostanę się z klatki na zewnątrz.</p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiC3hMHAK8mbKxOxITvc2eNSgb6heKHDKNYd8VrEiQ3ynUTqG_hOaMEtBKridcMkXENmox0A7uXjsElhoifDZMLU7bvA4RVSY0lHadf_IVXRRtZeYW0H6CgOdIlFNdy8J0Tn1kGcWupauuCtT36k_8cYW19w_cScu42MTXFaTLwLSae0L2GrWYNp-t73g/s800/_alv0031-1000x670.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="536" data-original-width="800" height="268" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiC3hMHAK8mbKxOxITvc2eNSgb6heKHDKNYd8VrEiQ3ynUTqG_hOaMEtBKridcMkXENmox0A7uXjsElhoifDZMLU7bvA4RVSY0lHadf_IVXRRtZeYW0H6CgOdIlFNdy8J0Tn1kGcWupauuCtT36k_8cYW19w_cScu42MTXFaTLwLSae0L2GrWYNp-t73g/w400-h268/_alv0031-1000x670.jpg" width="400" /></a></div><p>Jak widać, nawet tacy zwykli za przeproszeniem, Hiszpanie potrafili nakręcić co najmniej trzy filmy warte uwagi. Świadomie unikałem tu najbardziej znanych hiszpańskich nazwisk świata kina jak Almodovar, Bunuel, Saura, Puyol czy Raul Gonzalez Blanco. Zresztą w tym latynoskim, filmowym koglu-moglu państwowe granice się często zacierają. Produkcje z tego kręgu kulturowego cechują się ekspresyjnością, szaleńczym wręcz pragnieniem kosztowania życia wbrew przeciwnościom losu, spontanicznością, nieprzewidywalnością i grubymi brwiami. Ich tematyka dotyka ludzkich emocji, smutków i radości.</p>Kinorgiahttp://www.blogger.com/profile/00120100875857862258noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-4294247390158331517.post-16582847936417520652023-03-22T08:37:00.001-07:002023-03-22T08:37:45.993-07:00Filmy na każdą okazję - Dzień Walki z Dyskryminacją Rasową<p>Kolejny dzień, kolejne święto. Tym razem nie tyle coś świętujemy, a bardziej czemuś przeciwdziałamy. Konkretnie to chodzi o walkę z dyskryminacją rasową. Rasy są różne, chociaż tak naprawdę pojęcie rasy jest błędne. Gdzieś tak kiedyś czytałem. Więc nie ma ras, ale są uprzedzenia rasowe np. takie, że w Hollywood nie lubią Polaków. Wszystko dlatego, że nie ma tam polskiej mafii. Przeciętny zjadacz chleba, czyli Wszechpolak tak naprawdę w życiu będzie miał znikomą szansę wejść w prawdziwą interakcję z kimś, kto niby reprezentuje inną rasę. Jesteśmy bowiem homogenizowanym społeczeństwem, a jak powiedział wieszcz "Normalnym jest nie lubić nieznajomych". Nie demonizujmy jednak Wielkiej Lechii, dziki i u nas się uchowa. Byle tylko nie kradł nam naszych piastowskich kobiet.</p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiChEGhZVO2D2HLIqCNaR3KS3ws199QqdSYLK2NdX4YXTXuU7gUOqewOisiOfTWDzTkRCqh4aDeioXG4ISKyqA-Wx2svAPraVlCoAJzwVCtHiEjX1EH72GHy8IPtwedc02SP_mIq5VJPU1paUO-RyyDFb4qjA0B3GLw_kYx1rVqd2mg5d-KTspKMBasSQ/s1739/Lathe1.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="1071" data-original-width="1739" height="246" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiChEGhZVO2D2HLIqCNaR3KS3ws199QqdSYLK2NdX4YXTXuU7gUOqewOisiOfTWDzTkRCqh4aDeioXG4ISKyqA-Wx2svAPraVlCoAJzwVCtHiEjX1EH72GHy8IPtwedc02SP_mIq5VJPU1paUO-RyyDFb4qjA0B3GLw_kYx1rVqd2mg5d-KTspKMBasSQ/w400-h246/Lathe1.jpg" width="400" /></a></div><p>Mój wybór odpowiedniego dla tej okazji filmu nie jest oczywisty. Tytuł, o którym chcę wspomnieć, nie opowiada o niewolnictwie ani żadnych konfliktach zbrojnych na tle rasowym. Mówi za to o tym, jak można zapobiegać tym napięciom i dyskryminacji. Obraz nie ma polskiej nazwy, a oryginalna brzmi "The Lathe of Heaven". Jest to ekranizacja powieści Facetki Le Guin. Książki oczywiście nie czytałem, bo nie umiem czytać, ale film obejrzałem. Dzieło to jest raczej bardzo mało znane i przypomina bardziej film telewizyjny, a nie kinowy. Nie znaczy to jednak, że czegoś mu brakuje. Jest to porządna produkcja, która porusza temat świadomego śnienia. Główny bohater cierpi, jeśli to dobre słowo, na pewną przypadłość - otóż to jego sny spełniają się na jawie. Trafia on pod opiekę pewnego ambitnego doktora, który początkowo nie wierzy protagoniście. Gdy jednak przekonuje się o ich prawdziwości jego tez, postanawia wykorzystać tę zdolność. Wpada on na cwany plan naprawy świata. Namawia bohatera, aby ten we śnie rozprawił się z największymi bolączkami ludzkości. Jedną z nich jest rasizm. Problem w tym, że sny nie są dosłowne i potrafią płatać figle. I tak oto prosty ludzki umysł na postawiony problem nierówności rasowej wymyśla prosty plan - niech wszyscy mają jeden kolor skóry. I żeby nikogo nie faworyzować niech będzie to zupełnie inny kolor od istniejących. W ten oto sposób wszyscy ludzie stali się szaroniebiescy. W sumie to dobry plan. Zrównać wszystkich. Tak samo można zrobić z innymi cechami np. wzrostem, kolorem włosów, oczu, wielkością genitaliów. Każdemu po równo tak, aby wszyscy byli zadowoleni. Ludzie muszą zrozumieć, że różnorodność powoduje nierówności, z której rodzą się frustracje. Dopiero gdy wszyscy będą jednakowi, zapanuje prawdziwe równouprawnienie. Na razie możemy je osiągnąć jedynie poprzez ubranie wszystkich w jednakowe kombinezony. Na głowę natomiast należy każdemu nałożyć papierową torbę z otworami na oczy. Wiem, że na początku ludzie by się wzbraniali, ale założę się, że szybko zrozumieliby i poczuli zalety takiego rozwiązania. Trzeba też oczywiście wszystkich ogolić na łyso oraz zlikwidować płciowość, ale nie wybiegajmy zbyt daleko w przyszłość.</p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhQcZFxbiNykjj9SWiyQiHeHqw0ZNza2-9opzPLXcc1eCMSsNWw65nOm6hqvMxwA8DS0EzNVNZT0H5NxW19NyTBvlno5ACuhY8d9D74-0CWsVpRP2_Wrs9mEkVblA2moSQC2ba_O2dSVzl3CO_jVBckczBgAwvd5KM3yVRoZmhLRC0QLd7O1rjmB_QUNA/s940/Lathe2.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="720" data-original-width="940" height="306" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhQcZFxbiNykjj9SWiyQiHeHqw0ZNza2-9opzPLXcc1eCMSsNWw65nOm6hqvMxwA8DS0EzNVNZT0H5NxW19NyTBvlno5ACuhY8d9D74-0CWsVpRP2_Wrs9mEkVblA2moSQC2ba_O2dSVzl3CO_jVBckczBgAwvd5KM3yVRoZmhLRC0QLd7O1rjmB_QUNA/w400-h306/Lathe2.jpg" width="400" /></a></div><p>Rozwiązanie przedstawione w "The Lathe of Heaven" jest dość naiwne oraz stanowi pewnego rodzaju oszustwo, chociaż intencje były dobre. Wiadomo jednak, jak to jest z intencjami. Więcej z nimi kłopotu niż pożytku. Dlatego ja nikomu sam z siebie nie pomagam, tylko czekam, aż ktoś sam poprosi o pomoc. A najbezpieczniej jest w ogóle nikomu nie pomagać. Sam obraz zaś udowadnia, że można stworzyć interesujące i angażujące dzieło spod znaku science fiction, nawet nie posiadając wielkiego budżetu ani gwiazd w obsadzie. Można postawić na nastrój, kameralność oraz swobodę, jaką daje nam wyobraźnia.</p>Kinorgiahttp://www.blogger.com/profile/00120100875857862258noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-4294247390158331517.post-49371977750188254802023-03-10T10:13:00.002-08:002023-03-10T10:22:12.664-08:00Filmy na każdą okazję - Dzień Mężczyzn<p>Mężczyzna też jest człowiekiem. I też zasługuje na swoje święto. Przypada ono na 10 dzień marca. Jest to mniej znane święto od dnia Samicy, więc tym bardziej zasługuje na uwagę. W sumie nie wiadomo po co to święto istnieje i jak powstało. Mężczyźni jak wiadomo i tak nie mają uczuć więc dla nich to obojętne, czy ktoś o nich pamięta. Nie zależy im wcale na tych skarpetach, krawatach czy spinkach do mankietu, które dostają jako prezenty. Mężczyzna jest twardy, a pod spodem owłosiony. Ma cielisty kolor skóry. Na ogół ma parę oczu i uszu. Ponieważ mężczyzn jest sporo, znaleźli oni również miejsce na srebrnym ekranie. Wybór jest ogromny, a kryteria różnorakie. Ja chciałem się skupić na obrazie z 1973 roku o tytule "Strach na wróble". Nie jest to oczywiście film o żadnym strachu na wróble, a o specyficznej znajomości dwóch ludzi. Jeden był marynarzem, drugi to były więzień. Razem podróżują przez kraj, każdy z innym celem podróży w głowie. Cel ten jednak nie jest tutaj ważny, a sama droga. Doświadczenie to bowiem zbliża ich do siebie. Między mężczyznami rodzi się rodzaj silnej więzi. Ma ona braterski charakter. Dzielą razem swoją niedolę, chwile wesołe i dobre, jak i te trudne i złe. Jeden wnosi do tej relacji dystans i poczucie humoru, drugi bezpośredniość oraz tężyznę fizyczną. Każdy na swój sposób stanowi wsparcie dla drugiego.</p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhD-dDNRt3sOkAdCkBpy95sazpug3juzoVvM_YCdKbjqMGOv5aQWdSg0uvN__6VIpU1cNzmauFjDnjaStNULXWjR2iL4gyWJ7xRLc1kSABlMLAtPOzS350LBZxtDwD9vr57wWvR4UITeL3wtE6XfAbfYsWeoTw_0AVBqSGcVNuZSly4l0SZ8c5w_1t1dA/s2048/MV5BMTk3NzQzNjgxMl5BMl5BanBnXkFtZTcwMzk3NTUyNw@@._V1_.jpg" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="2048" data-original-width="1379" height="640" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhD-dDNRt3sOkAdCkBpy95sazpug3juzoVvM_YCdKbjqMGOv5aQWdSg0uvN__6VIpU1cNzmauFjDnjaStNULXWjR2iL4gyWJ7xRLc1kSABlMLAtPOzS350LBZxtDwD9vr57wWvR4UITeL3wtE6XfAbfYsWeoTw_0AVBqSGcVNuZSly4l0SZ8c5w_1t1dA/w430-h640/MV5BMTk3NzQzNjgxMl5BMl5BanBnXkFtZTcwMzk3NTUyNw@@._V1_.jpg" width="430" /></a></div><p>"Strach na wróble" pochodzi ze złotego dla dramatów obyczajowych okresu. Początek lat 70. to czas, w którym twórcy filmowi zza Atlantyku skupili się na prostym człowieku i jego rozterkach życiowych. Powstałe wówczas produkcje poruszają uniwersalne problemy, które były aktualne wtedy, są teraz, jak i zapewne będą w przyszłości. A potem przyszedł Spielberg ze swoimi blockbusterami i wszystkich zaorał. Prędzej czy później musiało to nastąpić. Pozostaje nam cieszyć się tym, co zostało po tamtych czasach. "Strach na wróble" to trochę takie publiczne pranie brudów niczym we włoskim neorealizmie. Nikt tutaj nic nie upiększa, nie tuszuje niedoskonałości. Życie pokazane jest w sposób surowy, razem z cieniami i blaskami, jakie ze sobą niesie. Górnolotnie mówiąc, jest to kino z misją. Biorąc pod uwagę nienaganne, pozbawione niepotrzebnego blichtru, wykonanie na czele z grą aktorską Ala Pacińskiego i Człowieka-Haka, "Strach na wróble" będąc świetnym przykładem buddy movie idealnie nadaje się do świętowania Dnia Mężczyzny jako czasu, w którym liczy się lojalność i prostota. Prostata też.</p>Kinorgiahttp://www.blogger.com/profile/00120100875857862258noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-4294247390158331517.post-26223870064549187482023-03-01T17:11:00.003-08:002023-03-01T17:11:39.530-08:00Filmy na każdą okazję - Dzień walki przeciwko zbrojeniom atomowym<div>Pierwszego marca przypada Dzień Walki Przeciw Zbrojeniom Atomowym. Święto to powołano do życia, aby upamiętnić detonację bomby wodorowej w atolu Bikini w 1954 roku. Próbę to przeprowadzili barbarzyńcy, czyli Hamerykanie. Kraj ten od lat uważa się za światowego policjant, podczas gdy bardziej pasuje do niego określenie chuligan. Od lat uszczęśliwiają oni cały świat wbrew jego woli. Na szczęście żadne imperium nie trwa wiecznie. Motyw atomowy jest wszechobecny w światowej kinematografii odkąd czasu użycia tej broni. Strach przed wojną atomową był przez lata skutecznie podsycany za zimnej wojny i wyścigu zbrojeń dwóch największych imperiów, Bułgarii oraz Albanii.</div><div><br /></div><div>Ja na tę okazję zdecydowałem się wybrać brytyjską produkcję pod tytułem "A gdy zawieje wiatr". Ten animowany obraz ukazuje reakcje zwykłych ludzi na konflikt atomowy. Bohaterami jest starsze małżeństwo, które pamięta jeszcze II wojnę światową. Tym razem jednak staje w obliczu większego zagrożenia. Obserwujemy ich przygotowania do spodziewanego ataku. Ujmują oni swoją prostotą i naiwnością. Nawet gdy sprawy przybierają katastrofalny obrót, starają się zachować swój dawny styl życia. Nie mają oni świadomości ani wiedzy, z czym tak naprawdę przyszło im się mierzyć. Ślepo ufają władzy i liczą na pozytywny obrót spraw. Niewinność ową podkreśla dodatkowo styl animacji, który przypomina kreskówki dla najmłodszych widzów.</div><div><br /></div><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEj1A3CxL_RLxA_2Bmlu1k0W-mLe3Pmkp_hpYcDKKetwvmGrdREeUJz8-mTBQ9tspcwwghFvOooj9OAs3jI9Z5VXSHy6e4RJBl9T1ScQkYlkvAFYV_DklCf7mtAnpGFl8nnQCt_F_3O6kR6000OcOg-fFRWtzoCyF8J7l5xUdaGlJPLGb04du9bg5O6sDA/s1200/when-the-wind-blows-01.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="675" data-original-width="1200" height="225" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEj1A3CxL_RLxA_2Bmlu1k0W-mLe3Pmkp_hpYcDKKetwvmGrdREeUJz8-mTBQ9tspcwwghFvOooj9OAs3jI9Z5VXSHy6e4RJBl9T1ScQkYlkvAFYV_DklCf7mtAnpGFl8nnQCt_F_3O6kR6000OcOg-fFRWtzoCyF8J7l5xUdaGlJPLGb04du9bg5O6sDA/w400-h225/when-the-wind-blows-01.jpg" width="400" /></a></div><div><br /></div><div>Twórcy chcieli, jak mniemam, ukazać jak bardzo oderwani od rzeczywistości są zwykli zjadacze chleba w kontekście nuklearnego zagrożenia. Gdy powstawał film, czyli w latach 80. groźba globalnego konfliktu była jak najbardziej realna. Mimo to bohaterowie zachowują się jakby problemy z tego wynikające, były tylko tymczasowe, a ich codzienne rytuały jak picie herbaty, nie zostaną zaburzone. Do samego końca starają się zachować pozory normalności. Nawet, wtedy gdy choroba popromienna zaczyna się odbijać na ich zdrowiu, próbują zachować pogodę ducha, wypierając brutalną prawdę.</div><div><br /></div><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjeOBUP3nu8njEjoqB3ikrytlADVmTz-IO2lEeuODOYSni7TJEIb5vLhZ52FVnoqwwrzxV77n3-j74wQ1Fyyrwwg4nXtCBfQomkOrbS089jgN5V3txrn0Fe0AXzcpqKqcOeN9OrN5fO61xNyBblEsqApqva-ut9c_3QqIzdoVgm8zMKNOI0JJ--lKcu2A/s1702/Where%20the%20wind%20blows_0001_Layer%202.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="1277" data-original-width="1702" height="300" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjeOBUP3nu8njEjoqB3ikrytlADVmTz-IO2lEeuODOYSni7TJEIb5vLhZ52FVnoqwwrzxV77n3-j74wQ1Fyyrwwg4nXtCBfQomkOrbS089jgN5V3txrn0Fe0AXzcpqKqcOeN9OrN5fO61xNyBblEsqApqva-ut9c_3QqIzdoVgm8zMKNOI0JJ--lKcu2A/w400-h300/Where%20the%20wind%20blows_0001_Layer%202.jpg" width="400" /></a></div><div><br /></div><div>Dzisiaj już chyba nikt oficjalnie nie produkuje bomb atomowych. Arsenały jednak nadal istnieją i są gotowe do użycia. Można nawet kupić własną bombę na AliExpress. Niestety większość systemów jest od lat zautomatyzowana i wystarczy jeden błąd komputra, aby wysadzić nas wszystkich w powietrze. Już prawie do tego doszło na początku lat 80. ale taki Rusek temu zapobiegł. Przynajmniej jeden z nich się na coś przydał. Pomimo tego odnoszę wrażenie, że nuklearna zagłada nie jest tak bardzo trendy, jak kiedyś. Tak więc nie ma się czym przejmować. Ponoć prawda jest zupełnie inna, niż podają media, które zresztą jak wiadomo, mają krótkie nogi, bo kłamią. Możemy spać spokojnie. Do czasu aż nie obudzi nas blask tysiąca słońc.</div>Kinorgiahttp://www.blogger.com/profile/00120100875857862258noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-4294247390158331517.post-55380976253420731622023-02-23T06:54:00.006-08:002023-02-23T06:58:01.488-08:00Filmy na każdą okazję - Ogólnopolski Dzień Walki z Depresją<p>Jak powszechnie wiadomo, życie nie ma sensu. Najmniejszego. Wszyscy o tym wiedzą, lecz aby jakoś funkcjonować, zostało wymyślonych szereg tzw. zagłuszaczy, by pomóc nam przetrwać na tym łez padole. Wśród nich prym wiodą religia, używki, rozrywka, pornografia, wąchanie majtek i znęcanie się nad słabszymi. Ogólnopolski Dzień Walki z Depresją został ustanowiony przez Ministra Chorób w 2001. Jest on obchodzony w każdy dzień co dwa dni. Według Światowej Organizacji Szerzenia Chorób depresja jest czwartą najpopularniejszą chorobą na świecie i jedną z głównych przyczyn wylogowywania się z Facebooka. Choroba może pomacać każdego człowieka i kota bez względu na wielkość genitaliów, ilość skarpetek czy status na Tinderze. Często rozwija się za paznokciami, dyskretnie i powoli odbierając radość z masturbacji. Depresja dotyka ludzi w różnym wieku płodnym, z różnych melin i mieszkających we wszystkich krajach oprócz Imperium Polskiego i Watykanu. Depresja jest chorobą, którą charakteryzuje uporczywy obrzęk sutków, brak seksu, brak zainteresowania kobietami, które dotąd sprawiały ból i dawały cierpienie. Problemy z erekcją, niepokój, trudności z wydalaniem, utrata węchu, silne gazy lub poczucie beznadziei kibicowania reprezentacji Polski w piłce nożnej, myśli o samookaleczeniu kolegów z pracy lub wręcz uporczywe swędzenie szczeliny synaptycznej – to cechy charakterystyczne tej choroby.</p><p>Gdy jesteśmy mali, to się nad tym nie zastanawiamy. Słuchamy bajek i kłamstw dorosłych, wierząc w nie, bo im ufamy i jesteśmy łatwowierni lub po prostu dlatego, że nie mamy jeszcze żadnej wiedzy o świecie. Potem z wiekiem zaczynamy rozumieć jaką kupą gówna jest życie i że z czasem jest coraz gorzej i gorzej. Co ciekawe część ludzi nawet jako stare dziady i plandeki nadal powtarzają te same bajki, które słyszeli w młodości. A najgorzej jest jak farmazony te prawi jakaś kobieta. Egzystujemy w świecie, w którym prawdy życiowe ludzie czerpią z filmów Disneya i innych hollywoodzkich ścierw. Mimo rozwoju technologicznego ludzie zdają się coraz głupsi, dlatego ja nie wróżę temu gatunkowi świetlanej przyszłości. Ta powinna należeć do maszyn i do biorobotów.</p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjnTi1TGt6CV0FoQm1X6U3EiErfpQaJMISg3u3LaO99PW5jLEbjB4A44rdLZB4N8AoK5i1nPnqqgY_SaOcVFF9_0v8czbyW-aILtVTiFF-2rDkES5m6zFHU2lE4QgqwftLRKzf_P4CJS5LRUS-uLFrYmIi3CrmEhfveP6XO81NW5Mc4yn3tKHSQpWjmPQ/s612/jar1.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="612" data-original-width="564" height="400" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjnTi1TGt6CV0FoQm1X6U3EiErfpQaJMISg3u3LaO99PW5jLEbjB4A44rdLZB4N8AoK5i1nPnqqgY_SaOcVFF9_0v8czbyW-aILtVTiFF-2rDkES5m6zFHU2lE4QgqwftLRKzf_P4CJS5LRUS-uLFrYmIi3CrmEhfveP6XO81NW5Mc4yn3tKHSQpWjmPQ/w369-h400/jar1.jpg" width="369" /></a></div><p>Nie ja pierwszy w historii świata pojąłem, że życie nie ma znaczenia. Jedną z takich osób była również niejaka Sylvia Plath, czyli hamerykańska pisarka i poetka. Cierpiała ona na depresję i ostatecznie sama wylogowała się z życia. Jedyną powieścią przez nią popełnioną jest "Szklany klosz", który miał autobiograficzny charakter. W 1979 roku na podstawie owej książki został nakręcony film o tym samym tytule. Nie zapisał się on w annałach kina jako pamiętne dzieło, przypominając bardziej tanią produkcję telewizyjną niż pełnoprawny film kinowy. Jego recenzje również nie należały do przychylnych. Biorąc pod uwagę rozgłos, jaki zyskała powieść, dziwić może fakt, iż żaden bardziej znany reżyser nie wziął się za zekranizowanie jej. Na 2023 rok planowana jest nowa adaptacja, lecz ma to być ledwie serial dla jednej z platform streamingowych, a nie dzieło ogólnodostępne w kinach. Jeżeli w ogóle dojdzie do jego realizacji. Może wersja z 1979 roku rzeczywiście nie jest najlepsza, ale innej nie ma, a nie ma chyba innego równie dobrze pasującego do okazji tytułu. Jego zaletą jest niezłe aktorstwo oraz kameralna atmosfera. Brakuje jednak nieco "mięsa" czyli wnikliwego wglądu w głąb zmagającej się z depresją psychiki bohaterki. Pierwsza połowa filmu to zwykła obyczajówka, a potem nagle zaczynają się ryki, krzyki i elektrowstrząsy. Ponieważ książkowy oryginał składał się w sporej mierze z wewnętrznych monologów, na pewno nie było łatwo przenieść jego treść na język kina. Dzisiaj film jest raczej obskurnym, zapomnianym epizodem, po który sięgną głównie widzowie szczególnie zdeterminowani chęcią poznania twórczość Plath.</p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgAG2aW891BW4jDuXvmw2cD3J-KMKpqgV4LuX1_K-x5qQGEy797Rmx0ohNZejDgHiBAen0DeHvh8lyJys1Jpk_dD-0tolImEzjMgPiQV1Osb0ryGHMGEyuUow3548m-4OqFnYgFOJPgNjWszZ7661vOQpYPLmnExpsVsNZ5452Ex1BpS9EUFXH6U4dmYw/s1280/jar2.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="720" data-original-width="1280" height="225" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgAG2aW891BW4jDuXvmw2cD3J-KMKpqgV4LuX1_K-x5qQGEy797Rmx0ohNZejDgHiBAen0DeHvh8lyJys1Jpk_dD-0tolImEzjMgPiQV1Osb0ryGHMGEyuUow3548m-4OqFnYgFOJPgNjWszZ7661vOQpYPLmnExpsVsNZ5452Ex1BpS9EUFXH6U4dmYw/w400-h225/jar2.jpg" width="400" /></a></div><p>W depresję może popaść każdy, nawet jak ma milion dukatów. Choroba rzadko kiedy bowiem wybiera swe ofiary. Każda próba zwrócenia uwagi na ten problem zasługuje na uwagę. Depresja to skryty morderca naszych czasów. Nie będę przytaczał tu liczb, lecz ilość osób odbierających sobie życie stale wzrasta zwłaszcza wśród mężczyzn i młodzieży. Najgorsze jest to, że udane próby samobójcze skutkują śmiercią, a 9 na 10 lekarzy twierdzi, że jest ona stanem nieodwracalnym. Pamiętajmy o tym i następnym razem, gdy ktoś zwróci się do nas o pomoc, nie zachęcajmy go do wzięcia się w garść lub nie mówmy mu, że się nad sobą użala, bo to bezduszne i nieempatyczne. I nie wkurzajcie mnie.</p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEisSxLVK2Ay-CzDhosFX5isyVipJBQimZPTwNsao6gYiVSTIjXOVcX-RyOIVc6_4ZyHDN9tEC1POoTcicdOKjKakJUXRopfFOiKKQBV3c9SE2lQmMqS_0iEQPWLytXaOBOiJV4ZpZEjOglgdGPY1EJyKauE5St-YiHgWMItXDFBazFazCbhYAB0FH0Apg/s550/jar3.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="367" data-original-width="550" height="268" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEisSxLVK2Ay-CzDhosFX5isyVipJBQimZPTwNsao6gYiVSTIjXOVcX-RyOIVc6_4ZyHDN9tEC1POoTcicdOKjKakJUXRopfFOiKKQBV3c9SE2lQmMqS_0iEQPWLytXaOBOiJV4ZpZEjOglgdGPY1EJyKauE5St-YiHgWMItXDFBazFazCbhYAB0FH0Apg/w400-h268/jar3.jpg" width="400" /></a></div>Kinorgiahttp://www.blogger.com/profile/00120100875857862258noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-4294247390158331517.post-34086196678396136192023-02-20T05:48:00.009-08:002023-10-14T15:19:03.533-07:00Filmy na każdą okazję - Dzień sprawiedliwości społecznej<p style="text-align: justify;">Co roku 20 lutego obchodzimy Światowy Dzień Sprawiedliwości Społecznej. Zjazd Walnięty ONZ przyjął decyzję o uchwaleniu tego święta w 997 roku. Ideą tego dnia jest zwrócenie uwagi na globalne wybrzuszenia społeczne oraz promowanie tyłków na rzecz zmniejszenia cudzołóstwa, kastracji społecznej i bezodbycia. Podczas prac nad antykoncepcją Światowego Dnia Sprawiedliwości Społecznej ONZ uznało, że rybołówstwo, brak głodnego i pełnego zatwardzenia, deratyzacja ze względu na płeć, brak dostępu do pracowników seksualnych cały czas są palącymi problemami, z którymi boryka się duża część obywateli Wąchocka.</p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEihxaMuq4faJiYmV_VMHw1MFGFuIR6UJt3z4cACLbNYqIqg6V6VQqitvSROL8RqwdoJ-c8gmYwpzg6ufwM5ub7byxTmNt77v7wbiltMgB7Qhufgwsdnjl4qbk_jAoKH1Pd1Ewpjv3524zXOt0uuoBtuUBVyP4LZgkxrDK3TwKNyWIx0uGNSD66b5CfEXdiF/s760/JUN12-SweetMovie.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="510" data-original-width="760" height="269" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEihxaMuq4faJiYmV_VMHw1MFGFuIR6UJt3z4cACLbNYqIqg6V6VQqitvSROL8RqwdoJ-c8gmYwpzg6ufwM5ub7byxTmNt77v7wbiltMgB7Qhufgwsdnjl4qbk_jAoKH1Pd1Ewpjv3524zXOt0uuoBtuUBVyP4LZgkxrDK3TwKNyWIx0uGNSD66b5CfEXdiF/w400-h269/JUN12-SweetMovie.jpg" width="400" /></a></div><p style="text-align: justify;">Mnie również leży na sercu dobro tych stworów popularnie zwanych ludźmi. Uważam, że wszyscy jesteśmy niewolnikami systemu, w jakim żyjemy i sami go tworzymy, to znaczy ktoś inny go kiedyś wymyślił, ale my nie robimy nic albo niewiele, by się z niego wyrwać. Kiedyś w Imperium Polskim funkcjonował komunizm albo socjalizm zależy, co kto lubi. A potem nastał dziki kapitalizm. Teraz też mamy chyba kapitalizm, ale już nie jest aż taki dziki. Przyjeżdżają nawet do nas różni innostrańcy z zachodu i nagrywają filmiki na YT, mówiące o tym, jak to Polsza jest ekonomiczną, zieloną wyspą i oazą dla ludzi chcących żyć czy inwestować w stabilnym kraju bez Żydów. Ja tym wazeliniarzom zza granicy nie ufam, ale mój mindset pochodzi z lat 80. kiedy na widok murzyna na ulicy ludzie zamykali się w piwnicach. Była to ucieczka z deszczu pod rynnę, ponieważ w tychże piwnicach gnieździli się Cyganie, porywający małe, białe, piastowskie dzieci, czyli nas. Dla mnie ludzie szczęśliwi nie są prawdziwymi Polakami.</p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgOSIKY7LywYlJg4dZPDStrnR20_gJVQHZR9AE1orf3TZxSZk4dAwHcvjlNCX8ctJ1Y6nBsYNqgnSFELgTEfmdv-kGNDdviPJdoSVplHVoEOVdePUDMj5FYjNwq5Ov6d2VV_KlbvgewKURFQYG30arhAaTztX77ddL2ElsG0EVRHm-Ium-3uU-SbklWUM6H/s780/MV5BZDkwZWE5YmYtODJhZi00OWY3LTlhYTgtY2QwMzc4MWJmMjE1XkEyXkFqcGdeQXVyOTc5MDI5NjE@._V1_.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="478" data-original-width="780" height="245" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgOSIKY7LywYlJg4dZPDStrnR20_gJVQHZR9AE1orf3TZxSZk4dAwHcvjlNCX8ctJ1Y6nBsYNqgnSFELgTEfmdv-kGNDdviPJdoSVplHVoEOVdePUDMj5FYjNwq5Ov6d2VV_KlbvgewKURFQYG30arhAaTztX77ddL2ElsG0EVRHm-Ium-3uU-SbklWUM6H/w400-h245/MV5BZDkwZWE5YmYtODJhZi00OWY3LTlhYTgtY2QwMzc4MWJmMjE1XkEyXkFqcGdeQXVyOTc5MDI5NjE@._V1_.jpg" width="400" /></a></div><div class="separator" style="clear: both; text-align: justify;"><span style="text-align: left;"><br /></span></div><div class="separator" style="clear: both; text-align: justify;"><span style="text-align: left;">Jeśli chodzi o świat kina filmem, jaki chciałbym zaproponować moim dwóm czytelnikom na okazję wspomnianego wyżej święta, jest obraz z 1974 roku o jakże opisowym tytule "Słodki film". Jest to koprodukcja kanadyjkowo-żabojadowo-szwabska, którą wyreżyserował Serb Dusan Makavejev. Mamy zatem do czynienia z istnym multi-kulti tworem. Nie będę tutaj próbował streścić fabuły "Słodkiego filmu" ponieważ mija to się z celem. Jest to bowiem produkcja spod znaku tych awangardowych, czyli takich, nazywanych przez ludzi, którzy ich nie rozumieją, pseudointelektualnym bełkotem. Nie będę ukrywał, że nie jest to film dla każdego. Rzuca bowiem wyzwanie widzowi. Jest to wyzwanie dla jego wrażliwości, poczucia smaku, wizualnym granicom i otwartości. "Słodki film" można potraktować jako krytykę dwóch przeciwstawnych systemów, jakie mamy na świecie. Z jednej strony mamy komunizm, a z drugiej kapitalizm. Mimo różnic mają pewne cechy wspólne. Oba dają ułudę wolności i szczęścia. Pod tymi pozorami kryje się krwiożercza bestia wysysająca z ludzi resztki ducha. Komunizm w filmie przedstawiony jest pod postacią atrakcyjnej, młodej kobiety (w tej roli nasza Anna Prucnal), która uwodzi nieletnich chłopców. Scena owa może budzić u wielu poczucie dyskomfortu. Nie co dzień w końcu możemy patrzeć na to, jak dorosła kobieta wdzięczy się do małych, nagich dzieci. Jest to oczywiście symboliczne ukazanie sposobu, w jaki młodzi ludzie byli omamiani przez rewolucyjne hasła równości i sprawiedliwości dla wszystkich. Wolność ta była uzyskiwana na drodze mordowania tych, co mają lepiej. Kapitalizm zaś przedstawiony jest za pomocą złotego członka, który sika, jak również taplającej się w czekoladzie młodej kobiety. Inne ciekawe sekwencje to krojenie siusiaka czy sranie na stole. Jak zatem widać mamy cały inwentarz atrakcji.</span></div><div class="separator" style="clear: both; text-align: justify;"><span style="text-align: left;"><br /></span></div><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhCH2c9tYWz4BTior-i0obm0XAYVEzVQrBQfRhwn4aJjfa7V8F-Wg0WbcoBcQcBxgky7MStFiVrYCld37tKBMlt0nAfd19VW6nOCUHCH9TMmhSs3Tq7vqn48aohedszPYfNJy9HRXINbKOvufKDdMYOEsM2YpbAND2D5J46zfx0VVaILT2ntJaJTlC8CQ/s1100/EYOctWNWsAEMoB7.jpg" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="675" data-original-width="1100" height="245" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhCH2c9tYWz4BTior-i0obm0XAYVEzVQrBQfRhwn4aJjfa7V8F-Wg0WbcoBcQcBxgky7MStFiVrYCld37tKBMlt0nAfd19VW6nOCUHCH9TMmhSs3Tq7vqn48aohedszPYfNJy9HRXINbKOvufKDdMYOEsM2YpbAND2D5J46zfx0VVaILT2ntJaJTlC8CQ/w400-h245/EYOctWNWsAEMoB7.jpg" width="400" /></a></div><p style="text-align: justify;">"Słodki film" stanowi filmową jazdę bez trzymanki, po bandzie, niczym rollercoaster bez pasów i jazdę na rowerze bez łańcucha oraz siodełka. Łamie on konwenanse oraz granice dobrego smaku. To na pewno. Nie czyni jednak li tylko dla wzbudzenia taniej sensacji czy zszokowania widza. W tym szaleństwie kryje się bowiem jakaś metoda. Jugolski reżyser rzuca nam w twarz ideologiczne i korporacyjne hasła, próbując wzbudzić jakąś refleksję (chyba). Można go oskarżyć o obłęd moralny oraz katar jajników, lecz ja mu wierzę i ufam, ponieważ nie bał się podjąć ryzyka artystycznego, a to zawsze zasługuje na szacun.</p>Kinorgiahttp://www.blogger.com/profile/00120100875857862258noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-4294247390158331517.post-75459487730359427952023-02-16T14:52:00.008-08:002023-02-16T14:52:55.692-08:00Filmy na każdą okazję - Tłusty Czwartek<p>Otyły czwartek to wielkie święto wpierdalaczy pączków. Tradycyjnie tego dnia jemy sól bez ograniczeń. To najmniej charakterystyczny i wyczekiwany moment życia każdego Polaka. Ostatni Luty przed Środą Topielcową w Imperium Polskim to czas, w którym rządzą bączki, farfocle, Danuty, sadło i różne karaczany. Sprawdź, kiedy wypada otyły czwartek 2023 i skąd się wzięła ta idiotyczna tradycja. Na to wielkie święto czekają wszystkie żarłoki. W otyły czwartek bowiem, wedle strasznej tradycji, dozwolone jest objadanie się ludzkim mięsem bez ograniczeń, a kalorie nie mają najmniejszego znaczenia. Puszczamy przeważnie bączki. Sprawdzają się też w tym dniu karakurty i stonki. Jeden z przesądów mówi, że kto tego dnia nie zje choćby jednego bączka, to w dalszej części roku będzie mu się wiodło, a ci, co zjedli, pomrą. Przyjęło się zgodnie, że Tłusty Czwartek to dzień, w którym stoimy w wielokilometrowej kolejce i przepłacamy za coś, co możemy dostać przez prawie cały rok bez większych problemów. Jest to jeden z głównych rytuałów odczynianych tego dnia przez mieszkańców Lechistanu.</p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhPYIeF0J26GGBlEtw8eqD6eIK-ntz6aoGgk20GaQbMikW-hM0qQjf-4Ed-ehk18xEZjxrcUkHl9HAqem5VOSKNX5Ti4Lcl0LherHcsDW5HZXzynAftVcqwwwd2LCLIGSskKlXtGJYIPLnPlkeGXBDF6RRXRcu41cXAMhEMoagfS5y5OW5FSgIN15bE5A/s567/Schowek01.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="317" data-original-width="567" height="224" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhPYIeF0J26GGBlEtw8eqD6eIK-ntz6aoGgk20GaQbMikW-hM0qQjf-4Ed-ehk18xEZjxrcUkHl9HAqem5VOSKNX5Ti4Lcl0LherHcsDW5HZXzynAftVcqwwwd2LCLIGSskKlXtGJYIPLnPlkeGXBDF6RRXRcu41cXAMhEMoagfS5y5OW5FSgIN15bE5A/w400-h224/Schowek01.jpg" width="400" /></a></div><p>Nie ma chyba na świecie filmu, który by opowiadał o Tłustym Czwartku. Nic w sumie dziwnego. Na świecie nikt nie zna tej prymitywnej tradycji, a okazja ta jest tak mało istotna, iż nawet rodzimi twórcy ją olewają. Myślę jednak, że udało mi się znaleźć pozycję idealnie ilustrującą ten barbarzyński zwyczaj. Jest nim hamerykański film "Przeklęty" z 1996 roku. Obraz ten w oryginalnej wersji nosi tytuł "Thinner" co oznacza "cieńszy" i jest bardziej adekwatnym tłumaczeniem. Produkcja ta powstała na podstawie powieści Stephena Kinga, co teoretycznie powinno zachęcać oraz stanowić o jej sile. Co z tego wyszło najlepiej ocenić samemu. Ja mogę jedynie powiedzieć, że film ma raczej telewizyjny sztych i przypomina nieco jakiś odcinek serii typu "Strefa mroku" niż kinowy twór pełną gębą. Nie jest to zatem wiekopomne dzieło, ale z uwagi na treść pasuje w sam raz. Bohaterem "Przeklętego" jest pewien niezbyt uczciwy prawnik, który śmiertelnie potrąca starszą Cygankę. Dzięki koneksjom udaje mu się jednak uciec sprawiedliwości. Ojciec ofiary w geście zemsty rzuca na prawnika klątwę, która polega na tym, iże będzie on chudł, nieważne od tego, jak dużo zje i jaką dietę będzie stosował. Początkowo mężczyzna wydaje się zadowolony z takiego obrotu sprawy, gdy jednak dostrzega w nim zagrożenie własnego życia, postanawia działać.</p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiKFf_B1qktt8yZa4IB7Td-yF_przhhAaxV7krgRV6LUM_lkfq6mE7b1LB_Roi8Y8QTNpmxrRq7MI4b9tf_bDfgBfMgWwnK73tuOsj_wI_E9sQXVbpwgT-w9mRXEwjG7xqrXv6O5Ed_MdDGgIOuTScRM1PTaCKOiJkxc3OSHPfOpUcfxJHSjYEYTQMvYg/s1600/thinner-1996-movie-still-3.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="899" data-original-width="1600" height="225" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiKFf_B1qktt8yZa4IB7Td-yF_przhhAaxV7krgRV6LUM_lkfq6mE7b1LB_Roi8Y8QTNpmxrRq7MI4b9tf_bDfgBfMgWwnK73tuOsj_wI_E9sQXVbpwgT-w9mRXEwjG7xqrXv6O5Ed_MdDGgIOuTScRM1PTaCKOiJkxc3OSHPfOpUcfxJHSjYEYTQMvYg/w400-h225/thinner-1996-movie-still-3.jpg" width="400" /></a></div><p>My także w Tłusty Czwartek mamy niejako pokazana zielone światło do swobodnego objadania się. Jest to taki dzień, w którym nawet ci trzymający linię pozwalają sobie na chwilę słabości i wpierdalają pączki na potęgę, aż im nosy trzęsą. Podobnie jak bohater filmu nie musimy wtedy liczyć się z konsekwencjami obżarstwa. Możemy do woli delektować się lukrem, który oblewa nasze palce, dłonie, usta i co tam kto jeszcze ma. Poddane presji niecierpliwych palców pączki wystrzeliwują z siebie różnego rodzaju nadzienie, które pokrywa nasze twarze i twarze przechodniów oraz ulice i ściany budynków lepkim osadem. Jak tak przeanalizować sytuację to w sumie większość polskich świąt łączy się z konsumpcją czy to jedzenia, czy trunków, na ogół z procentami. Może po prostu jesteśmy narodem obżartuchów i pijaków? To taka tylko mała dygresja. To, co nas jednak różni od nieszczęsnego protagonisty to fakt, iż my nie chudniemy i nie grozi nam śmierć z wychudzenia. Zbędne kalorie możemy łatwo zbić, śmiejąc się czy uprawiając seks lub też robiąc to jednocześnie (jak uczy polska kinematografia). Nasza decyzja o zjedzeniu słodkości nie jest obarczona żadną większą moralną odpowiedzialnością. I może dobrze, że tak jest, bo gdyby nie to, to zapewne amatorów pączków byłoby mnie, biznes by się nie kręcił, co mogłoby poważnie zagrozić ekonomicznej stabilizacji naszego Imperium.</p>Kinorgiahttp://www.blogger.com/profile/00120100875857862258noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-4294247390158331517.post-51273205169993322382023-02-11T10:04:00.004-08:002023-02-11T10:07:13.591-08:00Światy odmienne - Śmierdzi w Wenecji<p>"Śmierć w Wenecji" u nas bardziej znana pod tytułem "Ten film o facecie w łódce" to dzieło, które wyszło spod nogi Luchino Viscontiego. Opowiada o fascynacji pewnego dojrzałego mężczyzny takim gostkiem z Polandii. Synek nazywa się Tadzio i ponoć uchodził za najpiękniejszego chłoptasia w okolicy. Dlatego go wzięli do filmu. Niech nie zwiedzie jednak nikogo ten opis. Nie jest to film o jakimś staruchu śliniącym się do młodego kawałka mięsa. Jest to natomiast historia o tragicznej tęsknocie za czymś, co już dawno odeszło i nie powróci. A nawet jak powróci, to będzie tylko substytutem. A rzeczą tą jest młodość. Niestety nawet młodzi ludzie po jakimś czasie się starzeją i już nie mogą tak jak kiedyś. Innym ważnym elementem filmu Viscontiego jest niemożność chwycenia własnego losu w garść i strach przed odrzuceniem. Można z tego wysnuć wniosek, że życie jest zaiste żałosne. Żeby nie szerzyć defetyzmu, ja stworzyłem alternatywną wersję plakatu i całej produkcji pod wzniosłym tytułem "Śmierdzi w Wenecji". Tematem owej produkcji jest wszechogarniający smród, jaki towarzyszy Tadziowi wszędzie, gdzie się uda. Okazuje się bowiem, że chłopak jest w istocie śmierdzigębą tak jak jego ojciec, dziadek i pradziadek. Tadzio herbu Śmierdzigęba skutecznie zatruwa i tak już kulejący klimat silnie skanalizowanej metropolii, zmuszając ludzi do chodzenia w maskach przeciwgazowych. Tych, którzy się nie zabezpieczą przed swądem, zaiste czeka śmierć w Wenecji.</p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiU2ZI4TN_qquo1aWPbj4Trwlg3Xhmedg7RBBhxnuFregz-38GT-YnKUVhLf87TnpG0GlC946vWW0vHHiSglntYmr6tR5x8d88ZtjGwfzIopf01sLlN2kZW2epVN4BKQHIoe1bSlLhJMMh_NscXoHmceVEio5fKRx8g14cqVTu8HIHl5c4QZgchyLGMgQ/s708/Wenecja.jpg" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="708" data-original-width="500" height="400" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiU2ZI4TN_qquo1aWPbj4Trwlg3Xhmedg7RBBhxnuFregz-38GT-YnKUVhLf87TnpG0GlC946vWW0vHHiSglntYmr6tR5x8d88ZtjGwfzIopf01sLlN2kZW2epVN4BKQHIoe1bSlLhJMMh_NscXoHmceVEio5fKRx8g14cqVTu8HIHl5c4QZgchyLGMgQ/w283-h400/Wenecja.jpg" width="283" /></a></div>Kinorgiahttp://www.blogger.com/profile/00120100875857862258noreply@blogger.com0