wtorek, 31 października 2023

TOP 10: Wilkołaki

Wprawdzie na moim blogu pojawił się już kiedyś tekst z okazji Halloween, ale ponieważ temat jest dość szeroki, to postanowiłem także w tym roku coś napisać. W sumie to zestawienie nie wiąże się jakoś specjalnie ze świętem czy jego genezą, ale ociera się o gatunek horroru, więc pasuje do tej okazji. Z tego, co wiem to wspólne oglądanie horrorów to jedna z hamerykańskich halloweenowych tradycji. A jednym z bardziej powszechnych motywów kina grozy są wilkołaki. Są to obok wampirów czy zombie najbardziej popularne stwory, jakie pojawiają się w filmach. I należą do moich ulubionych, zatem uznałem, że warto stworzyć ranking dzieł im poświęconych. Zwłaszcza że wybór jest dosyć spory. Trzeba przyznać, że wiele produkcji z tymi potworami w roli głównej posiada wątpliwą jakość, lecz myślę, że jest możliwe wygrzebać też jakieś wartościowe pozycje. Wilkołaki ponoć nie istnieją naprawdę, bo to fizycznie niemożliwe, żeby jeden organizm zmienił się w drugi. Mimo to ludzie nawet w dzisiejszych czasach twierdzą, że je widzieli. Sprawa jest zagadkowa. Osobiście sam chciałbym być wilkołakiem, bo można wtedy chodzić nocą nago i oddawać mocz gdzie popadnie. Poza tym dysponuje się nadludzką siłą, którą można wykorzystać do miażdżenia ludzkich czaszek i rozrywania ich ciał na strzępy.



10. Wilkołak 1941

Ranking otwiera najstarsza pozycja bo pochodzący z 1941 roku "The Wolf Man". Jest to zarazem pierwsza produkcja wielkiego studia z wilkołakiem w tle, która odniosła sukces. Otworzyła tym samym drzwi dla wszystkich późniejszych filmów o lykantropach. Jest to poniekąd taki kamień milowy podgatunku, który wskazał ścieżkę oraz wyznaczył standardy. Warto tu nadmienić, że nie była to pierwsza próba studia Universal jeśli chodzi o temat wilkołaków. Sześć lat wcześniej wyprodukowali obraz "Werewolf of London", który jednak nie okazał się kasowym sukcesem. Jak widać nie zniechęciło to ich i spróbowali ponownie co miało pozytywne skutki. Doceniając rolę "Wolfmana" oraz jego historyczne znacznie, muszę przyznać, że nie zrobił on jednak na mnie wielkiego wrażenia. Jak to się często mówi nie zestarzał się dobrze. Dzisiaj jest już mocno archaiczny i niczym nie straszy. Sama postać wilkołaka przypomina bardziej jakiegoś małpoluda i nie jest moim zdaniem efektowna. Mimo to warto wspomnieć, że rolę tą odegrał Lon Chaney Jr. czyli ikona kina grozy, syn niemniej słynnego Lona Chaneya, mistrza ekranowych metamorfoz. Wiele filmów ze stworami w centralnym miejscu posiada mocno nostalgiczny żeby nie powiedzieć smutny wydźwięk. Dotyczy to zwłaszcza tych, w których bohater zmienia się w jakąś bestię. Nie inaczej jest w przypadku "Wolfmana". Ten melancholijny rys stanowi jednak jedną z zalet produkcji. Obraz można traktować jako sentymentalną podróż w czasie. Poleciłbym go głównie fanom starego kina, horroru w szczególności. Zwłaszcza miłośnikom klasycznych obrazów z potworami typu Dracula czy Frankenstein na czele.

9. Zły wpływ księżyca 1996

"Bad Moon" czyli "Zły wpływ księżyca" po polskiemu to hamerykańsko-kanadyjski horror z 1996 roku. Jego fabuła nie jest zbyt odkrywcza i opowiada o pewnym jegomościu ugryzionym podczas podróży do Nepalu przez wilkołaka. Jest to zatem swoisty ukłon w stronę wspomnianego już pierwszego wilkołaczego filmu "Wilkołaka z Londynu" z 1935 roku, którego bohater również zaraził się lykantropią w Tybecie. Następnie protagonista "Złego wpływu księżyca" wraca w rodzinne strony gdzie oczywiście zaczyna mordować kogo popadnie. Stara się walczyć z "nałogiem" i przykuwa się podczas pełni kajdankami do kibla, ale nie zawsze zdąża. Jego sytuację komplikuje pojawienie się siostry z synem oraz psem. Film nie odniósł sukcesu komercyjnego oraz dostał negatywne opinie od krytyków. Ja jednak uważam go za warty uwagi. Przede wszystkim dla drobnych elementów, które odróżniają go od innych przedstawicieli podgatunku. Chodzi mi to głównie o silny wątek rodzinny jak również o motyw psa. W decydujących momentach to on właśnie odgrywa niepośrednią rolę. Jestem fanem czworonogów i zawsze doceniam gdy zostaną godnie wykorzystane w kinie. Tutaj mamy właśnie tego przykład. Ich poświęcenie i współpraca z ludźmi zostały tu docenione oraz umiejętnie uwypuklone. Drugim atutem produkcji jest kostium i samo wykonanie potwora. Transformacja wygląda może tanio bo jest to tylko słaby CGI, ale po przemianie wygląda już całkiem porządnie oraz co najważniejsze dość przerażająco.

8. Srebrna kula 1985

Lata 80. to złota dekada horrorów. Powstało wtedy wiele pamiętnych i kultowych dziś produkcji z tego gatunku. Wiele z nich zahaczało o kino klasy B oraz mieszało grozę z humorem co sprawiało, że obecnie posiadaj ten silny ładunek nostalgii oraz tęsknoty za epoka i prostszymi czasami. Nie inaczej jest z dziełem "Srebrna kula". Sam tytuł sugerować może jaka jest jego tematyka. Nie od dziś bowiem wiadomo, że to właśnie srebrnych kul używa się do zabicia wilkołaka. Ten pochodzący z 1985 roku film posiada wszelkie składowe kina lat 80. Małe miasteczko jako miejsce akcji, młodociany główny bohater, który odkrywa pewien sekret, w co oczywiście nikt mu początkowo nie wierzy czy szalonego wujka, który wprowadza elementy komediowe. Bezsprzeczna zaleta produkcji jest obsada. W skład jej wchodzą Corey Haim czyli jeden z naczelnych dziecięcych aktorów dekady, niezawodny Gary Busey, również ikona tego okresu, Everett McGill czyli idealnie odgrywąjcy villianów aktor charakterystyczny czy w końcu młoda i słodka Megan Follows, naczelna odtwórczyni roli Ani z Zielonego Wzgórza. Mieszanka ta zapewnia widzowi nieskrępowana rozrywkę, wsparta przez scenariusz autorstwa samego Stephena Kinga. Forma potwora jest w tym przypadku dwunożna, a sam kostium jest całkiem imponujący. "Srebrna kula" to pozycja z rodzaju tych lekkich i przyjemnych, lecz na pewno z tego względu nie gorszych.

7. Późne fazy człowieczeństwa 2014


Kolejnym wyróżniającym się i łamiącym ramy typowego horroru obrazem jest pochodzący z 2014 film "Późne fazy człowieczeństwa". Jest to dość przewrotny tytuł, ponieważ ma, można powiedzieć, podwójne znaczenie. Po pierwsze chodzi tu oczywiście o nawiązanie do przemiany w wilkołaka, a po drugie dzieło ukazuje także zmagania pewnego starszego mężczyzny z własnym przemijaniem. Człowiek ten to niewidomy weteran wojny w Wietnamie, który wprowadza się do domu spokojnej starości. Jak się okazuje, nie jest to taka spokojna starość, jak by się mogło wydawać, jako że na terenie ośrodka grasuje prawdziwy wilkołak, który eliminuje po kolei rezydentów. Nasz bohater jako jedyny domyśla się, kto jest sprawcą mordów i próbuje na własną rękę rozprawić się z bestią. Oprócz tej głównej osi narracyjnej mamy także pokrewne wątki takie jak walka i pogodzenie się z własnym sumieniem, refleksje na temat życia, trudne relacje rodzinne czy ostracyzm oraz miejsce ludzi starszych w społeczeństwie. Wszystkie one zostały bardzo zgrabnie wplecione w fabułę i dopełniają się nawzajem. Mimo iż jest to obraz raczej skromny i z drugiego szeregu to aktorsko prezentuje się całkiem znośnie. Jest to zasługa obsady, którą tworzy raczej drugi garnitur aktorski, co nie wpływa jednak ujemnie na ostateczny efekt. Postacie są wyraziste i wzbudzają emocje. Najsłabszym elementem produkcji wydają się projekty samych potworów, a konkretnie to ich kostiumy. Przypominają one bardziej takie gremliny na sterydach niż wilki, ale mnie się i tak podobały. Pokazują się one z resztą w pełnej krasie dopiero w finale filmu, co też jest jego swoistą zaletą. "Późne fazy człowieczeństwa" to w dużej mierze dramat obyczajowy okraszony nutką grozy co czyni go bardzo oryginalnym i świeżym spojrzeniem na gatunek. Potrafi wzbudzić w widzu autentyczną zadumę, nie będąc pozbawionym głębi. Angażuje i potrafi sprawić, że kibicujemy bohaterowi, co jest chyba najważniejsze w kinie.

6. Dog Soldiers 2002


Tworząc moje zestawienie starałem się wyszukać tytuły, które będą się czymś wyróżniać oraz wyłamujące się kanonom. Takim na pewno jest "Dog Soldiers" czyli brytyjska produkcja z 2002 roku. Gdy wychodził nie odbił się głośnym echem ponieważ jest to raczej niszowy twór. Dzisiaj jednak ma kultowy status i jest często wskazywany jako jedna z ciekawszych wilkołaczych pozycji. Wprawdzie mamy pustkowie, las i opuszczony dom, ale za to bohaterowie różnią się od tych najczęściej spotykanych. Nie są to bowiem jacyś zwykli cywile, lecz zawodowi żołnierze. Zmienia to znacząco optykę i postać rzeczy gdyż w należy się spodziewać, że będą oni lepiej przygotowani do konfrontacji ze stworami nocy. I poniekąd tak jest, ale generalnie w bezpośrednim starciu również oni nie maja oczywiście szans. Obraz jest nastawiony dużo bardziej na akcję niż budowanie nastroju grozy. Nie wpływa to jednak ujemnie na wrażenia, a to z uwagi, że akcja ta jest wartka i umiejętnie poprowadzona. Film trzyma ciągle w napięciu i ma odpowiednie tempo. Zamknięcie bohaterów w odosobnionej lokacji potęguje poczucie zagrożenia oraz zaszczucia. Kostiumy wilkołaków prezentują odpowiedni poziom chociaż oszczędzono tutaj ewidentnie na futrze. Jest ono głównie widoczne w okolicach głowy i pyska. Natomiast reszta ciała jest łyso co nadaje mu bardziej smukłego wyglądu. Szczegół ten nie jest raczej istotny chociaż ja osobiście wole owłosione kreatury. "Dog Soldiers" to zacna rozrywka, nieskomplikowana, lecz satysfakcjonująca. Spełnia tym samym swoja podstawowa funkcję. Gdy dodamy do tego finalny twist mamy tutaj pełnokrwisty produkt filmowy.

5. Zdjęcia Ginger 2000


Filmowcy na ogół czynią wilkołakami mężczyzn. W zdecydowanej większości przynajmniej. Może kobiety mniej pasują na potwory, bo są jednak tym ostatnim bastionem człowieczeństwa i są postrzegane jako niewinne i czyste. W każdym razie jest to miła odmiana, gdy również one przeistaczają się w potwory. Taką właśnie sytuację zaobserwować możemy w pochodzącym z 2000 roku filmie "Zdjęcia Ginger". Jest to z pozoru dość prosty w zamyśle horror. Mamy dwie siostry, które zafascynowane są śmiercią i wszystkim, co krwawe. Pewnego razu zostają zaatakowane przez nieznaną istotę, a starsza z nich zostaje ugryziona. Następnie w jej zachowaniu oraz wyglądzie zachodzić zaczynają niepokojące zmiany. Jak się nie trudno domyślić dziewczyna zmienia się powoli w wilkołaka. W porównaniu jednak ze standardowymi zasadami proces ten nie zachodzi od razu, lecz stopniowo. Obraz jest tak zbudowany, że przemiana postępuje wraz z trwaniem seansu, a ostateczną formę nastolatka przyjmuje dopiero w jego finale. Trzeba przyznać, że sam projekt stwora jest dość łysy i przypomina bardziej jakiegoś wyrośniętego szczura niż wilka. Nie to jest jednak tutaj najważniejsze. "Zdjęcia Ginger" zmienia się niepozornie w dzieło, które zawiera o wiele więcej głębi, niż się można pierwotnie spodziewać. Pierwszym, oczywistym skojarzeniem jest na pewno metafora, jaką staje się tu likantropia. Ma ona mianowicie symbolizować bolesną i traumatyczną transformację w osobę dorosłą. I jest to przemiana, która nie kończy się dobrze. Ogólnie muszę przyznać, że ostateczny wydźwięk filmu jest dość refleksyjny, żeby nie powiedzieć smutny. Postać Ginger jest targana konfliktami zarówno wewnętrznymi, jak i zewnętrznymi. Wpisuje się tym samym w tragiczną wilkołacką narrację.

4. Wilkołaki 1981


"Wilkołaki" to najbardziej chyba nietypowa pozycja na liście. Nie jest to bowiem typowy horror. W sumie to długimi momentami w ogóle nie jest to horror. Przypomina bardziej film kryminalny czy też detektywistyczny. Fabuła skupia się na serii brutalnych morderstw. Śledztwo w tej sprawie prowadzi pewien doświadczony, lecz nieco cyniczny policjant. Trop prowadzi go do indiańskich robotników pracujących na wysokościach oraz ich legend o wilczych duchach. Akcja filmu ma miejsce całkowicie w mieście Nowy Jork, pośród jego parków, opuszczonych kamienic, mostów i drapaczy chmur. Nie mamy tu zatem żadnych owianych mgłą wiosek, lasów czy zamków gdzieś na prowincji. Fakt ten sprawia, że obraz wyróżnia się spośród dzieł grozy oraz nadaje mu oryginalnego charakteru. Trzeba jednocześnie przyznać, że wspomniane lokacje także są mocno klimatyczne i mroczne. Produkcja powstała na podstawie powieści Whitleya Striebera czyli tego samego, któremu kosmici wkładali sondy w odbyt. Tak jak wspomniałem na początku "Wilkołaki" są pozycją wyjątkową jeśli chodzi o filmy o wilkołakach. Sposób ukazania całego zagadnienia oraz samego stworzenia jest tutaj o wiele bardziej niejednoznaczny i w sumie nie mamy tu jasnych odpowiedzi. Warto też zaznaczyć, że nie ma tu scen transformacji czy też efektów praktycznych. Jest to dzieło bardziej kameralne, nastrojowe oraz skromne, a same stwory sa pokazane w formie zwykłych wilków. Przemiana owa ma tutaj bowiem naturę bardziej duchowa niż fizyczna i nawiązuje do indiańskich podań. Jest to ponury w formie oraz treści obraz, w którym nie ma jasnego podziału na dobro i zło. Czyni go to tym bardziej intrygującym.

3. Skowyt 1981


Moje pierwsze zetknięcie z filmem "Skowyt" z 1981 roku to króciutki opis fabuły w gazecie z programem telewizyjnym. Było tam napisane, że pewna kobieta wyjeżdża na wieś aby dojść do siebie po trudnych przeżyciach. Na miejscu słyszy w nocy przenikliwe wycie. Wkrótce okazuje się, że wszyscy mieszkańcy miejscowości w jakiej przebywa to wilkołaki. Pamiętam, że opis ten mnie jakoś przeraził. Podziałał na moją wyobraźnię bo gdy pomyślałem sobie, że jestem w podobnej sytuacji to ogarniał mnie strach. Świadomość, że jest się gdzieś w odludnym, obcym miejscu w otoczeniu nieludzkich bestii, całkowicie bezbronny i zdany na ich łaskę była mocno nieprzyjemna i trudna do zniesienia. Po latach było mi dane obejrzeć owe dzieło i mimo że może nie przeraziło mnie aż tak bardzo to jednak doceniłem je jako prawilny horror. "Skowyt" na trwałe zapisał się w historii jako jedno z donioślejszych dzieł spod wilkołaczego znaku. W pamięci widzów zapisały się zwłaszcza szczegółowe oraz dość długie sekwencje przemiany w stwora. W ogóle efekty specjalne to element, na którym produkcja stoi. Nic z resztą dziwnego jako, że odpowiedzialnym za nie był Rob Bottin czyli prawdziwy mistrz w swym fachu, którego opus magnum stanowi bez wątpienia "Coś" Johna Carpentera z 1982 roku. Już jednak w "Skowycie" pokazał on swój wielki talent do tworzenia zaawansowanych i realistycznych efektów, które do dziś mogą budzić uznanie oraz wzbudzać strach wymieszany z poczuciem obrzydzenia. Również finał filmu może budzić zachwyt, pozostawiając w pamięci trwał ślad. Jest to zaskakująca i odważna scena, która jednocześnie może budzić niezbyt wesołą refleksję oraz nawet empatię w stosunku do umęczonej duszy wilkołaka. Bo w końcu każdy dotknięty likantropią ostatecznie cierpi i jest bohaterem bądź co bądź tragicznym.

2. Amerykański wilkołak w Londynie 1981


Jeśli idzie o sekwencje przemiany w wilkołaka to wspomniany powyżej "Skowyt" jest na ogół wymieniany jako wzór. Jest jednak inny film, który wydaje się przebijać to osiągnięcie. A jest nim horror komediowy z 1981 roku "Amerykański wilkołak w Londynie". Jak widać rok 1981 był chyba najlepszy w historii jeśli chodzi o filmy o wilkołakach bo aż trzy obrazy na mojej liście pochodzą z tego właśnie okresu. Omawiana produkcja wyróżnia się spośród innych przez mnie wspomnianych tym, że kładzie silny nacisk na elementy humorystyczne. Jest to naturalna kolej rzeczy jako, że film wyszedł spod ręki Johna Landisa znanego głównie właśnie z dzieł komediowych. Stworzył on skrypt do swojego filmu już w 1969 roku, ale nikt nie chciał mu sfinansować tego projektu bo wydawał się on zbyt straszny jak na komedie i zbyt zabawowy jak na horror. Gdy reżyser zdobył już sławę to nie miał jednak problemu ze znalezieniem studia. I może dobrze, że musiał tyle poczekać bo wydaje się, że w 1969 nie dysponowano środkami by w pełni realistycznie ukazać pewne aspekty fabuły. Nie dostalibyśmy raczej na pewno tej słynnej sekwencji przemiany w bestię, która uchodzi po dziś dzień za najbardziej innowacyjną, przerażającą oraz perfekcyjnie wykonaną. Także i mnie dzieło to kojarzy się głównie z tą sceną. Oprócz samego użycia efektów praktycznych, jej geniusz polega na w równej mierze na wyborze lokacji oraz ścieżki dźwiękowej. Transformacja nie ma bowiem miejsca w żadnym gęstym i ciemnym lesie ani ponurym lochu, a w zwykłym mieszkaniu. W dodatku sprawiającym całkiem przytulne wrażenie. W tle natomiast pobrzmiewa pogodna muzyczka w stylu lat 50. Zastosowanie takiego kontrastu nadaje scenie realizmu oraz potęguje wrażenia. "Amerykański wilkołak w Londynie", którego sam tytuł stanowi pewną formę parodii gatunku wpisał się na stałe do kanonu kina grozy i zapewne pozostanie tam już na zawsze. Jest to idealnie wyważony miraż gatunków i świetna rozrywka nie tylko na Halloween.

1. Towarzystwo wilków 1984


Filmem, który moim zdaniem zasługuje na miano najlepszego spośród tych, traktujących o wilkołakach jest "Towarzystwo wilków" czyli amerykańsko-brytyjska koprodukcja z 1984 roku. Nie jest to może najbardziej znana czy popularna produkcja z tego podgatunku, lecz moim zdaniem w pełni zasługuje na uznanie oraz zaszczytne pierwsze miejsce w rankingu. Uważam, że spełnia on wszystkie konieczne wymogi. Po pierwsze jest to produkcja o iście baśniowej atmosferze. Fabuła podzielona jest na segmenty, z których każdy opowiada osobną historię mimo tego, że są częściowo połączone. Każda z nich jest prezentowana przez pewną starszą panią swojej wnuczce. Są to zatem prawdziwe bajki dla dorosłych. Treść, jak i forma zatem jak najbardziej się zgadzają. Dodatkowo na nastrojowość filmu znacząco wpływa scenografia. Sam las jest nieprawdziwy, a drzewa i inne składowe przyrody, jak chociażby monstrualne grzyby, są ręcznie robione. Całość nabiera przez to bajkowego charakteru, który pamiętam z lat dzieciństwa i produkcji typu "Bajarz" czy "Niekończąca się opowieść". Także "Towarzystwo wilków" przenosi widza w magiczny świat prost ze snu z tą różnicą, że jego mieszkańcy są o wiele bardziej niebezpieczni. Inną zaletą filmu są pozostałe efekty praktyczne. Mam tu na myśli sekwencje przemiany, które są dość charakterystyczne i zapadające w pamięć. Według wizji autorów wilk wychodzi z wnętrza człowieka i jest to poniekąd symbolicznej ukazanie krwiożerczości ludzkiej natury. "Towarzystwo wilków" urzekło mnie swoim klimatem grozy i niesamowitości, będąc idealnym przykładem kina spod znaku wilkołaków, mieszając elementy horroru i fantasy.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Luźne gatki - Alternatywne zakończenie filmu "Śmierć w Wenecji"

Gustav von Aschenbach leży na leżaku plażowym wpatrzony w morską toń. W oddali majaczy zachodzące Słońce oraz sylwetki ludzi skąpanych w jeg...