piątek, 21 stycznia 2022

Luźne gatki - jak pić wódkę?

Polska słynie z buraków. Albo z jabłek. Sam już nie wiem. Tak czy owak, jest wiele stereotypów, z których jesteśmy znani za granicą. Jednym z nich jest umiłowanie do wódki. Mimo iż to raczej Rosjanom należy tu się palma pierwszeństwa, to jednak kultura spożywania tego alkoholu jest u nas silnie zakorzeniona. Pije się przy każdej okazji od imienin Małysza do narodzin hipopotama w lokalnym zoo. Jak śpiewał Bajm: "Mocną wódę leję w gardło, by ukoić żal". Oczywiście konsumuje się różne alkohole, ale ja chcę poświęcić czas jednemu, ponieważ ma on pamiętne miejsce w polskiej kinematografii. I tak jak pytał w "Czterdziestolatku" Jan Kobuszewski "Chleje pan?", tak można zadać pytanie "Jak pić wódkę?", a odpowiedzi poszukać w polskich filmach. 

Są różne sposoby picia. Jednym z nich jest na rekord, czyli im więcej, tym lepiej i kto ile da radę zmieścić. Sytuacja taka znajduje odzwierciedlenie w filmie "Fucha" z 1983 na podstawie opowiadania Jana Himilsbacha "Partanina". Jako że Himilsbach jest kojarzony z dobrym piórem, a także znajomością środowiska ludzi nadużywających alkohol, można mieć nadzieję, że sceny z udziałem płynów będą stały na odpowiednim poziomie autentyczności. I tak też jest. W omawianym dziele jest jedna, pamiętna scena picia wódki, gdy bohater grany przez Bogdana Baera, konsumuje raz za razem kolejne "lufy", popijając je barszczykiem w szklance. Wszystko to na oczach dwójki głównych protagonistów, którzy nie do końca dowierzają temu widokowi. Nie dowierzają także opowieściom swojego partnera od kieliszka, jakoby w młodości był on w stanie wypić jeszcze więcej. Mimo że cała ta scena ma miejsce w jakimś, prowincjonalnym, obskurnym barze, pełnym równie obskurnych typków to jakoś po jej obejrzeniu nachodzi widza ochota na kieliszek. No i na barszczyk. Mnie przynajmniej nachodzi. Jest to scena prosta w wymowie, lecz jednocześnie w tej prostocie piękna. Skupienie kamery na twarzach aktorów pozwala na skupieniu się na ich stanie emocjonalnym. Dialogi są oszczędne, przez co odtwórcy ról muszą grać głównie mimiką i mową ciała. I tyle wystarczy, by każdy wiedział, o co chodzi. Jako symbol i komentarz całej do sytuacji niech posłuży skwaszona mina Mariana Kociniaka, wyrażająca więcej niż tysiąc słów.

Drugi typ picia, jaki chciałbym wyróżnić to na elegancko. Jest to całkiem odmienny biegun niż pierwszy przykład. Najlepszy wzór jak elegancko spożywać substancję znajdziemy w filmie "Żółty szalik" z 2000 roku. Przed pojawieniem się na polskiej scenie filmów tego Smarzowskiego, był to chyba jeden z liderów, jeśli chodzi o polskie kino "pijackie". W moim odczuciu nadal trzyma poziom i w przeciwieństwie do Wojteka, potrafi dotknąć w człowieku jakiejś głębszej struny, nie operując tanią eksploatacja, lecz psychologiczną grą. Scena, o której piszę, ma miejsce w wytwornej restauracji gdzie główny bohater-alkoholik, zamawia sto gramów substancji. Robi to w sposób nad wyraz kulturalny, niemalże wytworny. Znajduje przy tym wiernego partnera w kelnerze, który dobrze wie, jak należy podawać alkohol różnej maści i ma świadomość, że najlepiej podać kieliszek wódki z kostką lodu. Kostkę taką używa się do schłodzenia jamy ustnej tak, aby substancja mogła jeszcze bardziej intensywnie zadziałać na gardło i przełyk. Takie picie zakrawa wręcz o snobizm i wykwintność, ale główny bohater odgrywany przez Janusza Gajosa, może sobie na to pozwolić. Jest poważaną osobą na stanowisku, posiadającą silne zaplecze ekonomiczne. I tu jest właśnie pies pogrzebany. Siła "Żółtego szalika" polega na ukazaniu, że choroba alkoholowa nie dotyka tylko marginesu społecznego, meneli czy innej patologii. Piją też ludzie w tak zwanych dobrych domach. Piją ludzie bogaci, wykształceni, o wysokim statusie społecznym. I nie mam tu na myśli ludzi show-biznesu, bo to jeszcze inna para kaloszy. Żeby być pijakiem, nie trzeba się zapijać codziennie do nieprzytomności, rzygać wszędzie i srać pod siebie. Można pić mało, acz regularnie. Można pić tak, żeby nie było pozornie widać stanu wskazującego. Jest się wtedy na ciągłym rauszu, nie wychodząc w zasadzie z wiecznego wstawienia. Taki rodzaj alkoholizmu jest i może nawet bardziej tragiczny i szokujący niż facet leżący na trawie pod dworcem Centralnym w Warszawie. Głównym atutem omawianej sceny jest aktorstwo Janusza Gajosa. Idealnie dobrana tonacja głosu, dykcja, mowa ciała oraz dystynkcja sprawiają, że zwykłe zamówienie kieliszka wódki urasta do rangi małego dzieła sztuki. No i oczywiście wszystko to w żółtym szaliku na szyi.

Ostatni sposób, o jakim chciałem wspomnieć to picie na smutno łamane przez patriotycznie. Uderzamy zatem w poważne tony. Scena, która służy tu za przykład, nie jest skupiona na samym piciu wódki, lecz pewnym rytuale z tym związanym. I jest to jedna z najsłynniejszych scen w polskim kinie, pochodząc z jednego z najsłynniejszych filmów, a mianowicie "Popiół i diament" Andrzeja Wajdy z 1958 roku. Pamiętna scena w barze ma nie tylko symboliczny charakter, jest też w mistrzowski sposób sfilmowana. Każdy kadr opowiada niejako swoją własną, małą historię. Ujęcia nie są przypadkowe, każde pełni jakąś funkcję. Jest to klasycznie filmowa, gra cieni i światła. Samo "spożycie" alkoholu sprowadza się do użycia go do zapalenia swoistych spirytusowych "zniczy" symbolizujących poległych w czasie wojny kamratów. Jest to scena pełna refleksji i zadumy nad sensem ludzkiego poświęcenia i tym, co po nas zostaje po śmierci. Dotyka także spraw takich jak przyjaźń, braterstwo i tragizm młodości. Niespodziewanie zawiera jednak również element niemalże radosny i optymistyczny, a to za sprawą postaci granej przez Zbigniewa Cybulskiego, który wspomina wojenne czasy z rozrzewnieniem. To tak jak moja babcia.


Szczególe wyróżnienie: Siekierezada

Na dodatek wspomnę film, który nie ma może jednej konkretnej sceny picia, lecz kilka albo inaczej mówiąc, spożywanie wódki jest jego stałą częścią. Tłem, będącym pretekstem to konwersacji obfitujących w życiowe prawdy i ludowe mądrości. Mowa o "Siekierezadzie" czyli obrazie powstałym na podstawie prozy Edwarda Stachury. Jest to poetycka opowieść o pewnym niespokojnym duchem młodym człowieku, który w poszukiwania sensu życia trafia na głęboką prowincją, zatrudniając się przy wyrębie lasu. Na miejscu poznaje grupę lokalsów, którzy są prostymi ludźmi o surowym obyciu. Dochodzi zatem do zderzenia dwóch odmiennych światów. Efektem tego staje się szereg rozmów na tematy różnorakie, lecz zawsze ważne. Film pełen jest świetnych tekstów, które warto sobie zapamiętać, by móc je zacytować we własnym życiu. Ze scen picia przezroczystego napoju, na pierwszy plan wysuwa się słynna sekwencja w "Hoplance". "Hoplanka" to nazwa okolicznego baru, gdzie koncentruje się życie towarzyskie okolicy. Picie w "Siekierezadzie" należy określić jako swojskie, wesołe, pouczające i pokrzepiające.

A jeśli ktoś dziwi się, że brak w moim wpisie wzmianki o mistrzu polskiego "kina pijackiego" Wojteka Smarzowskiego to mogę napisać, że nie uważam, żeby jego filmy się tu nadawały. Nie podoba mi się, w jaki sposób pokazuje on picie substancji i tego konsekwencje. Przyznam szczerze, że jestem uprzedzony do tego reżysera i jego dzieł. Uważam, że czerpiąc z tradycji kina lat 90., są one zbyt przerysowane i dosadne. I nie sądzę, by był to celowy, przewrotny zabieg, czy jakaś tam hiperbola. Dla mnie jest to zwykły brak wrażliwości, fantazji i wyobraźni. Jego filmy to zwykła eksploatacja bez głębszej analizy problemu. Najprościej jest pokazać jakichś meneli, jak chleją wódę, ale nie o to w tym wszystkim chodzi.

Tak oto zatem prezentują się moim zdaniem najlepiej zagrane i zaaranżowane sceny spożywania alkoholu w polskim kinie. Osobiście nie jestem sam osobą dużo pijącą i od dziecka jestem negatywnie nastawiony do osób nadużywających substancji. Umiem jednak docenić filmowe rzemiosło oraz to jak umiejscawia ono ten obszar życia w ukazaniu losów swoich bohaterów.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Luźne gatki - Alternatywne zakończenie filmu "Śmierć w Wenecji"

Gustav von Aschenbach leży na leżaku plażowym wpatrzony w morską toń. W oddali majaczy zachodzące Słońce oraz sylwetki ludzi skąpanych w jeg...