środa, 26 stycznia 2022

3 fajne filmy z... - Japonia

Jest wiele znanych dzieł produkcji japońskiej. Każdy jakieś na pewno widział. Ja postarałem się wybrać takie mniej znane, bo bez sensu jest pisanie o filmach, które każdy zna. Do tego te, które wybrałem przypadły mi do gustu, więc tym bardziej miałem motywację do opisania ich. Idąc chronologicznie, pierwszy jest obraz z 1967 roku pod tytułem oryginalnym "Okasareta Hakui". Na polski film został przetłumaczony jako "Zgwałcone anioły". Co ciekawe Google translate tłumaczy tytuł japoński jako "Zaatakowany fartuch laboratoryjny", co chyba bardziej działa na wyobraźnię. Nie jest to typowa produkcja, jeśli chodzi o długość, ponieważ trwa tylko 56 minut. Nie jest to zatem film pełnometrażowy. I to w sumie dobrze, gdyż krótszy format się tu idealnie nadaje. Obraz posiada bowiem raczej powolne tempo, akcja właściwie się nie rozwija i dzieje się w jednym miejscu. Film opiera się na aspektach psychologicznych bardziej niż na eksploatacji. Opowiada historię pewnego młodego mężczyzny, który czuje silne napięcie w gaciach. Aby temu zaradzić, nachodzi nocą grupę pielęgniarek, mieszkających wspólnie w internacie. Trzeba dodać, że kobiety same go poniekąd zapraszają, nie wiedząc, że jest niezrównoważony i uzbrojony. A potem to wiadomo, ryki, krzyki, w piłkę grają nieboszczyki. Ręka, noga, mózg na ścianie, jadłem masło na śniadanie. Żartuję ledgo, bo wcale jakieś dantejskie sceny się tam nie odprawiają. Bohater jest trochę jak młody gepard, który po złapaniu ofiary nie wie co z nią zrobić. Generalnie kobiety jęczą i stękają, starając się skłonić intruza do puszczenia ich wolno. Film jest nakręcony na czarno-białej taśmie co nadaje mu lekko klasycznego sztychu. Nosi znamiona artyzmu i przypomina nieco teatr. Nie jest to na pewno produkcja dla fanów wartkiej akcji i bijatyk, lecz raczej dla miłośników szeroko pojmowanej golizny, przemocy seksualnej i maltretowania słabszych.

Drugi film z listy to starszy o zaledwie dwa lata "Mōjū" z 1969. Polski tytuł tego obrazu brzmi "Ślepa bestia". Już zatem sama nazwa jest całkiem zachęcająca. Tym razem mamy do czynienia z niewidomym masażystą, który jest także rzeźbiarzem, posiadającym obsesję na punkcie kobiecego ciała. Aby móc oddać się swojej pasji tworzenia porywa pewną znaną modelkę, która ma mu służyć za muzę oraz inspirację do następnego dzieła. Należy dodać, iż szalony rzeźbiarz zainteresowany jest w swoich dziełach głównie ludzkim ciałem np. uszami. Uprowadzona kobieta na początku ma obiekcje, lecz potem mamy do czynienia z syndromem sztokholmskim i dziewczyna zaczyna grać w grę artysty-masażysty. Czyli raczej typowa historia miłosna. "Ślepą bestię" można przyrównać to rodzaju filmów typowego dla Japonii zwanego pinku eiga. Jest to bardzo szerokie pojęcie, dotyczące produkcji, w których występuje nagość. Mogą to być zatem filmy klasy B, jak i zwyczajne dramaty. Może jest to w przypadku "Ślepej bestii" porównanie na wyrost, lecz na pewno jest to dzieło dotykające mrocznych zakamarków ludzkiej psychiki, nieużywające żadnych półśrodków. Niech jednak nikt nie uprzedza się niepotrzebnie do tego obrazu. "Mōjū" jest to bowiem kawałek dobrego, nieco egzotycznego kina, gustowna opowieść o obsesji kształtu i formy. Występuje w nim mało postaci na małej przestrzeni, co tworzy specyficzną, przytłaczającą atmosferę. Można go nazwać filmem artystycznym, w którym ofiara ostatecznie staje się sprzymierzeńcem kata.

Trzeci obraz, o którym chciałbym wspomnieć, jest "Gekkô no sasayaki" z 1999 roku. Przenosimy się zatem kilka dekad w przód. Film nie ma polskiego tytuły, a angielski brzmi "Moonlight Whispers" co kojarzy się bardzo miło i może sugerować jakiś romans lub melodramat. I w istocie mamy tu do czynienia z jakąś formą romansu. Nie wszystko jednak wygląda tu tradycyjnie. Jest to w końcu film japoński, więc nie mogło obejść się bez jakichś odchyłów. Początek tego jednak nie zwiastuje. Dwoje uczniów przypada sobie do gustu i rozpoczynają delikatny, podszyty nieśmiałością flirt. Problem w tym, że chłopak ma pewne specyficzne upodobania z pogranicza seksu. Gdy dziewczyna je odkrywa, wpada w histerię i zrywa znajomość. To jednak dla niej za mało. Aby się zemścić, postanawia dręczyć niedoszłego partnera, poprzez związanie się ze starszym uczniem i zmuszania go do obserwowania jej schadzek z nowym adoratorem, łącznie ze zbliżeniami cielesnymi. Trik tkwi w tym, że porzucony dewiant obiecuje, że spełni każde życzenie dziewczyny, jeśli tylko mu wybaczy. Ona natomiast wykorzystuje ten fakt, aby rozpocząć dziwną grę pełną dominacji, fetyszu, BDSM i innych atrakcji. "Moonlight Whispers" nie jest zatem typowym tworem spod znaku teen romance. Jest to natomiast traktat o fascynacji, obsesji i dewiacjach. Czy jest to jednak naprawdę dewiacja? Główna bohaterka określa w pewnym momencie niedoszłego chłopaka mianem "hentai" co oznacza zboczeńca. Uważam, że określenie to jest nadużywane i świadczy o braku zrozumienia ludzkiej natury. Zbyt dużo czasu spędziłem na anonimowych czatach, by negować i oceniać kogoś tylko dlatego, że ma słabość do jakiejś konkretnej części ciała albo lubi dostać strzał ze zgrabnego kolana prosto w twarz. "Gekkô no sasayaki" bierze na warsztat seksualne fiksacje w młodzieżowym wydaniu, pokazując, że droga do zbliżenia, także tego emocjonalnego, jest często wyboista i daleka od harlequinowskich standardów.

Wychodzi na to, że wybrałem same filmy o perwersjach. Jest tu jednak mowa o kinie japońskim, które nie stroni od kontrowersyjnych tematów. Jest w pewien sposób znane z nietypowych treści i form. Jest to jedna z twarzy tamtejszej kultury obok bardziej tradycyjnych dzieł spod ręki mistrza Kurosawy. Poza tym przytoczone przeze mnie tytuły nie ograniczają się do samej eksploatacji, lecz stanowią próbę zrozumienia pewnych fenomenów. Są próbą oswojenia potwora, jakim jest ludzka natura.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Luźne gatki - Alternatywne zakończenie filmu "Śmierć w Wenecji"

Gustav von Aschenbach leży na leżaku plażowym wpatrzony w morską toń. W oddali majaczy zachodzące Słońce oraz sylwetki ludzi skąpanych w jeg...